Korzenie Shakti sięgają początku lat 70., kiedy to John McLaughlin w Stanach Zjednoczonych odnalazł własną drogę do samorealizacji poprzez nurt filozoficzny przekazywany przez guru Shri Chinmoy Kumar Gosh’a. To właśnie on nadał mu imię Mahavishnu dając równocześnie nazwę jednemu z największych zjawisk w jazzie tamtych lat – Mahavishnu Orchestra.
Interesując się filozofią i duchowością Indii nie sposób nie zauważyć bogactwa i piękna, jaki posiada muzyka Indii, zarówno ta z północy zwanej Hindustani, jak także południowej zwanej Karnatic. Oba różniące się znacznie style tonalne oparte są na improwizacji oraz rytmie. Jako że klasyczna muzyka subkontynentu indyjskiego nie posiada harmonii (w naszym rozumieniu tego słowa), jej ewolucja rozwinęła się w kierunku wzbogacenia rytmu, melodyki i improwizacji opartej na ogromnej ilości skal i charakterystycznym dla obu gatunków sposobie ornamentyki.
John już od początku okresu Mahavishnu Orchestra kontynuował swoje poszukiwania w religii, filozofii i, oczywiście, w muzyce. Sam przyznaje, że to, co najbardziej przykuło jego uwagę w muzyce zarówno północnych, jak i południowych Indii, to bogactwo i piękno improwizacji. Na początku roku 1971 rozpoczął więc naukę gry na tradycyjnym i jednym z najstarszych instrumentów indyjskich zwanym vina. Jego nauczycielem był wówczas dr S. Ramanathan, który wykładał muzykę Karnatyczną na Wesleyan University w Connecticut.
Rok później zetknął się tam z dr L. Shankarem, który nauczał etnomuzykologii i z którym jeszcze w tym samym roku odbył pierwsze sesje muzyczne i próby. Wkrótce do nieformalenego duetu dołączył syn znanego wówczas w Ameryce mistrza tabli Ustad Alla Rakha, Zakir Hussain, nadając tym samym początek istnieniu grupy Shakti (boska i twórcza siła). W 1974 roku John McLaughlin zrezygnował ze studiów, ponieważ nie był w stanie skoncentrować się równocześnie na gitarze i vinie. Sposób gry na vinie oraz charakterystyczna ornamentyka, mikrotony i techniki lewej ręki pozwoliły mu znakomicie przetransponować to na gitarę, a zwłaszcza na tę, specjalnie skonstruowaną dla niego przez konstruktora Marka Whitebook’a, która później pojawiła się na pierwszej płycie Shakti.
Słynna Shakti Guitar miała wydrążoną podstrunnicę między progami, aby – podobnie jak w vinie i sitarze – ułatwić mu podciąganie strun, oraz 7 strun rezonujących nadających charakterystyczne brzmienie i przydźwięk. Niestety, Mark Whitebook z powodu astmy nie mógł kontynuować pracy nad instrumentem, John znalazł więc lutnika pracującego w tym czasie dla Gibsona. Abraham Wechter stał się ostatecznie twórcą charakterystycznej gitary posiadającej typowe brzmienie indyjskie, którą widać na okładce drugiej płyty Shakti. Pomimo iż John odnosił ogromne sukcesy z Mahavishnu, cały czas zagłębiał się w muzyce indyjskiej, aż do momentu, w którym (na nieszczęście wielu miłośników orkiestry) postanowił przerwać działalność grupy i zająć się całkowicie zespołem, który już istniał pod nazwą Shakti.
John McLaughlin – Shakti po raz pierwszy
Pierwsze lata zespołu oparte były na sporadycznych koncertach w Ameryce. Do Johna, Zakira i Shankara dołączył świetny perkusjonista Ramnad Raghavan grający na mridangam, wkrótce jednak z powodu innych obowiązków został zastąpiony przez T. H. Vikku Vinayakrama – południowoindyjskiego mistrza gry na glinianym dzbanie – ghatam. Ten akustyczny zespół stał się jednym z pierwszych pionierów łączenia jakże różnych tradycji muzycznych: jazzu i muzyki indyjskiej z Południa i Północy.
Shakti stało się także pierwszym na świecie zespołem grającym muzykę World Music, dało początek istnieniu wielu innych grup oraz przełamało lody dla fuzji pomiędzy muzyką hindustańską i karnatyczną. Ten okres został uwieczniony nagraniem koncertowym z grudnia 1975 roku, które stało się pierwszą płytą zespołu i ostatnią nagraną na żywo z pierwszego okresu ich istnienia. W nowym składzie począwszy od 1976 roku Shakti rozpoczęło światowe trasy koncertowe nagrywając kolejne dwa albumy Handful of Beauty (1976) i Natural Elements (1977), aż do oficjalnego rozpadu zespołu w 1978 roku.
John McLaughlin – Drugie wcielenie Shakti
Świat musiał czekać prawie dwadzieścia lat na reinkarnację grupy, pomimo iż 1984 roku na krótko wskrzeszono działalność na potrzebę jednej indyjskiej trasy koncertowej. Zespół inkarnował się po raz drugi w roku 1997 przy okazji 50-lecia niepodległości Indii. Tym razem muzycy nie wystąpili już pod nazwą Shakti – zmienił się skład – w miejsce skrzypka wszedł znakomity flecista Hariprasad Chaurasia, z którym John spotkał się w 1986 roku przy okazji nagrywania płyty Making Music Zakira Hussaina.
Wykonali oni wtedy 4 koncerty w Anglii, które zostały zarejestrowane i wydane jako album Remember Shakti. W 1999 roku John ponownie zebrał zespół, tym razem również skład się zmienił i miejsce Vikku zajął jego najstarszy syn Selva Ganesh będący mistrzem niezmiernie prostego instrumentu – kanjira, z którego wydobywał wcale niebanalne dźwięki. Kanjira stała się świetnym uzupełnieniem brzmienia tabli. Ten bardzo mały instrument perkusyjny, podobny do tamburyna, ma niezwykłe brzmienie basu, imponującą selektywność i ogromną ilość dźwięków wydobywanych praktycznie tylko palcami prawej dłoni. Jeszcze jednym odkryciem Johna w drugiej odsłonie Shakti stał się tym razem młodziutki Upalappu Shrinivas z południa Indii, który jako pierwszy zasymilował elektryczną mandolinę do muzyki karnatycznej i nadał temu zachodniemu instrumentowi zupełnie nowego, hinduskiego brzmienia poprzez charakterystyczne techniki gry, które, podobnie jak John na początku lat siedemdziesiątych, przełożył na gitarę.
Tak odmłodzony kwartet Remember Shakti nagrał dwa kolejne albumy koncertowe The Believer w 1999 roku oraz Saturday Night in Bombay w 2001. Tym razem na tym ostatnim albumie pojawiło się gościnnie wielu znanych muzyków indyjskich jak między innym Shivkumar Sharma, Shivamani, Shankar Mahadevan czy brat Zakira Taufiq Qureshi. Od tego czasu do dziś zespół koncertuje i odnosi sukcesy, pomimo iż muzyka, jaką grają, jest daleka od komercji, populizacji i plastikowej tandety. A o ich niebagatelnym poziomie świadczy fakt, iż wydają płyty koncertowe, które, jak wiadomo, najlepiej ukazują umiejętności i muzykalność artystów będąc równocześnie najtrudniejszym wyzwaniem.
John McLaughlin – Remember Shakti
W koncertach Remember Shakti (czyli w ich trzech ostatnich pozycjach w dyskografii) dominuje głównie indyjska strona muzyki. Wsłuchując się w nią, nie sposób nie zauważyć ogromnej wiedzy, teoretycznego przygotowania i pasji, jaką posiada John McLaughlin, a przecież muzyka Indii pod względem rytmu jest najbardziej rozwiniętą i skomplikowaną ze wszystkich stylów na świecie. John nie tylko momentami gra na gitarze, jak na instrumencie indyjskim oraz świetnie adaptuje charakterystyczne ornamenty, ale także zachowuje się dokładnie tak samo jak Hindusi: gra w charakterystycznej pozycji, reaguje na muzykę, wydobywa typowe okrzyki i gesty oraz liczy w sposób charakterystyczny tylko dla tego stylu muzycznego.
W porównaniu do lat 70., kiedy John grał na swojej specjalnej shakti-gitarze akustycznej, zmienił się znacznie jego wizerunek i brzmienie. Z jednej strony Zakir strojący tablę młotkiem, Selva, który stroi swoje instrumenty za pomocą wody (mocząc skórę kanjiry zrobioną z pewnego gatunku jaszczurki), kamienia (strojąc naciąg mridnagam poprzez uderzanie w jej obręcz) i ciasta (woda z mąką przyklejona do naciągu basowej części mridangam obciąża skórę obniżając przy tym wysokość dźwięku). Z drugiej zaś John, strojący swą elektryczną gitarę cyfrowym tunerem, dodając cyfrowe i bardzo nowoczesne efekty, które zmienia podczas koncertu w swoim laptopie. To niewątpliwie ciekawe elementy we współczesnej muzyce, ale według mnie bardzo zepsuły jednolitość brzmienia, czystość i wizerunek zespołu. To już niestety nie ten zespół, który w poprzednich latach nazywany był „The Most Electrifying Acoustic Group of the World”. Na pierwszych płytach Shakti jego akustyczna gitara brzmiała bardziej prawdziwie, może czasem niestroiła, ale wszyscy muzycy mieli akustycznie równe szanse. Teraz ten akustyczny urok niepotrzebnie zgasł.
Ale dalej ich nagrania i koncerty pokazują to, co najlepsze w muzyce indyjskiej i zachodniej. Ta pierwsza to ogromne bogactwo rytmiczne i synkopowane frazowanie zawiłych melodii w zawiłych skalach. Ta druga to trzeci wymiar, który nie istnieje w muzyce Indii – harmonia, oraz dowolność w stosowaniu dźwięków i skal. Muzyka Południa, jak i Północy poddana jest bowiem bardzo ścisłym regułom dotyczącym między innymi skali, która nie zmieniana jest w danym utworze. Shakti powinien być przykładem dla wielu kapel jazzowych i nie tylko, jak doskonale można trzymać rytm i być zgranym. Każde, nawet te najszybsze i najbardziej „połamane” pasaże grane unisono przez gitarę, mandolinę, tablę i kanjirę, są prawie zawsze idealne rytmicznie. Po prostu wszyscy czterej muzycy to znakomici perkusjoniści. John na gitarze i Shrinivas na mandolinie grali bardzo selektywnie i rytmicznie, i na odwrót Zakir na tabli i Selva na kanjirze byli w stanie wygrać niektóre melodie gitary poprzez techniki napinania naciągów. Ich muzyka to wciąż ta niesamowita, pozytywna energia jaka, emanuje z muzyków i między nimi (zwana w sanskrycie shakti). To niezwykłe pojedynki na bazie rytmu, bardzo zgrane unisona i improwizacja. Oczywiście technika Johna jest imponująca, ale improwizacje Shrinivasa, choć mniej dominujące, były często lepiej osadzone w rytmie i przede wszystkim przykuły moją uwagę swą muzycznością oraz ogromną różnorodnością w płaszczyźnie emocjonalnej.
Najciekawsze momenty obecne zarówno na koncertach, jak i na nagraniach to jednak solówki tabli, które są dla mnie po prostu powalające. I nie wiem, czy tylko z powodu, że Zakir jako najlepszy na świecie tablista jest po prostu genialny, czy może dlatego że tabla to najbardziej zaawansowany instrument perkusyjny na świecie. Generalnie, co najbardziej fascynuje mnie i zapewne wielu innych miłośników Shakti, to niesamowita rytmiczność wszystkich utworów oraz niesamowite zgranie muzyków. Nie ma chyba w żadnej innej improwizowanej muzyce tak silnego kontaktu między muzykami, jak w indyjskiej. Jest to też najważniejszy powód, dla którego John tak bardzo lubi grać z Hindusami. Tego typu zależności między muzykami często brakuje mu w jazzie.
Jak sam powiedział kiedyś: „To, co jest najważniejsze to połączenie muzyków, zabawa i radość, która pochodzi z interakcji. Możesz przed kimś położyć nuty i on to zagra idealnie, ale po co? Wzajemna współzależność i zgranie są integralną częścią muzyki – tak ważną jak dźwięki. Bez tego nie sądzę, że grałbym w Shakti. Jest wiele przykładów w jazzie, gdzie masz solistę grającego na jednostajnym rytmie perkusji, ale dla mnie jest to okropnie nudne, ponieważ ja chcę słyszeć wzajemną zależność między dwoma muzykami. Chcę wiedzieć, jaką wyobraźnię i spontaniczność posiadają. Tylko w spontaniczności możemy być tym, kim naprawdę jesteśmy.”
Michał Czachowski