Biografie wielu basistów opierają się na bardziej znanych nazwiskach czy zespołach, z którymi przyszło im święcić tryumfy. Tak właśnie jest z Bobbym Vegą, jednym basistów, uczestniczącym od lat siedemdziesiątych w głównym nurcie muzyki amerykańskiej.
Jest on jednak ledwie znany basistom, a szerszemu gronu odbiorców już niemal w ogóle. Niewielu pewnie wie, że gdy basista Tower of Power w 2002 roku poszedł na operację, Bobby wziął udział w castingu i wygrał – przez jakiś czas grał w tym wybitnym zespole. Było to o tyle wielkie wydarzenie, że sam Vega określa ich muzykę jako „soundtrack do swojego życia”.
Nie ma na razie planów solowych i ambicji tworzenia własnego zespołu, jest w pełni oddany artystom, z którymi współpracuje, i to też jest wyznacznik jego wielkości – jak każdy wielki basista umie schować ambicje do kieszeni i dać to, co ma najlepszego innym wielkim. Wybitnych wykonawców w jego CV było zresztą dużo więcej niż tylko Tower of Power, a więc jego doświadczenie jest imponujące. Tak jak wszyscy wielcy, jest osobą otwartą, bezpośrednią, dowcipną i skracającą dystans – idealnie nadaje się na niekonwencjonalnego belfra, który dzieli się wiedzą i doświadczeniem. Na ubiegłorocznym Bass Campie w siedzibie Warwicka jego lekcje cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Dlatego właśnie postanowiliśmy przybliżyć jego nieco zapomnianą w Polsce sylwetkę.
Wywiad z basistą Bobbym Vegą – znajdziecie w sierpniowym wydaniu magazynu TopGuitar, w dodatku TopBass.