Jeden z tych gitarzystów, których nie kojarzy szersza publiczność, ale znają go za to „ludzie z branży” i to bardzo dobrze. Grał w składzie zespołu Mr. Zoob po reaktywacji, współtworzył bliźniaczy zespół Mr z UB, w międzyczasie stał się akustycznym shredderem, który akompaniuje wielu solistom, dając też solowe koncerty i gromadząc materiał na solową płytę. Przyczynkiem do wywiady są zbliżające się Gostyńskie Konfrontacje Gitarowe – impreza, na której Śledziuha będzie zarówno wykładowcą, jak i wykonawcą.
Maciej Warda: Jak to było z tym rozpadem Mr. Zoob? Dlaczego powstały dwa składy grające ten sam repertuar? Obydwa jeszcze istnieją? To nie była chyba tak dochodowa „marka”, jak – powiedzmy – DeMono, Oddział Zamknięty czy Kombi, które też uległy rozdwojeniu…
Zacząłem przygodę z Mr. Zoob jako zbuntowany, nowy gitarzysta, kumpel, przyjaciel. Wiele razem zrobiliśmy, bardzo cieszy mnie owoc naszej wspólnej pracy – płyta „Od początku”. Tak jak powiedziałeś, to nie była tak dochodowa marka, niemniej to fajny okres w moim życiu. W grudniu 2008 roku nasze drogi się rozeszły, a ja wspólnie z Andrzejem Donarskim, z którym na scenie rozumieliśmy się bez słów, zdecydowaliśmy założyć nowy skład. Rozpad zespołu i istnienie dwóch „równoległych światów” nie jest dobre przede wszystkim dla fanów, którzy czasem nawet nie wiedzą, że są dwa zespoły z praktycznie taką samą nazwą. Fani najczęściej identyfikują się z wokalistą… i to był nasz atut. Ja czasem tęsknię za tą energią i radością, którą dawały oba składy. Poznański ma kilka świetnych numerów, jak między innymi „Mina Tyma”, które się sprawdzały na koncertach, ale gdy graliśmy „Mój jest ten kawałek podłogi”, cała reszta mogłaby nie istnieć… więc po co dwa składy?! Skład poznański już nie istnieje, jest tylko jeden Mr. Zoob i jeden charakterystyczny dla niego głos – Andrzej śpiewa znów w Zoobie. I tyle w tym temacie, cała reszta jest historią.
Czy można powiedzieć, że przesiadłeś się z elektryków na gitary akustyczne? Powiedziałeś sobie „zostanę akustycznym wymiataczem” i już?
Wymiataczem na akustyku byłem równolegle. [śmiech] Donar, wokalista Mr Zoob, poznał mnie, gdy grałem z Markiem Dyjakiem akustycznie, razem z Marcinem Zabrockim na saksie [grał m.in. z Mr. Zoob, Hey i Pogodno – przyp. MW]. Wcześniej nagrałem płytę z poznańskim Hot Water, to też płyta akustyczna. Akustyczna gitara to mój towarzysz podroży, kompan w komponowaniu, niezbędnik w piosenkach. Mam lekkość w aranżowaniu i duży zapas techniczny, a to w połączeniu z komponowaniem daje utwory instrumentalne, które pierwszy raz zagrałem solo w Norwegii w 2009 roku i już!
Wydawać by się mogło, że w zespole raźniej, więcej możliwości itp., a ty często występujesz samemu lub w duecie. Dlaczego? Jakie korzyści płyną z takich kameralnych występów?
W zespole jest raźniej i są większe możliwości – to fakt. Kilka utworów instrumentalnych stało się przez to piosenkami albo mają wzbogaconą instrumentację dzięki zespołowi. Granie solo zaczęło się od namawiania mnie do zagrania tego czy tamtego po koncercie. Materiału miałem coraz więcej. Kombinowałem z looperem, zmieniałem strój gitary na molowy septymowo-nonowy, wykorzystywałem techniki do inspiracji itd. Zrobiłem kilka aranżacji tylko pod duet gitarowy, wykorzystując techniki flamenco i fingerstyle. Utwory instrumentalne na gitarę akustyczną nie zostały jeszcze oficjalnie nagrane, ale materiału mam przynajmniej na dwie płyty. Po reakcjach podczas koncertów gitarowych wiem, że się podobają, a nieraz nawet wzruszają.
Niedawno zaprosiłem do wspólnego grania zdolnych uczniów. Staram się, żeby każdy mój solowy koncert był okazją do naszego wspólnego grania. Taki koncert jest ciekawszy, więcej się dzieje, nabiera rozpędu, zwalnia, zaskakuje, podziwia, korzyść dla mnie i dla odbiorcy. To wielka przygoda z muzyką i doświadczenie, którego nic nie zastąpi.
Jaki masz sprzęt na takich występach? Chodzi mi głównie o twój pedalboard.
Teraz jestem łatwy w obsłudze. Wystarcza mi przyzwoity mikser z efektami, a dalej do systemu PA albo piecyk i z niego symetrycznie do PA. Taki piecyk może służyć jak odsłuch i sygnał z miksera możemy dać na aktywną kolumnę i mamy odsłuch lub gotowe nagłośnienie. Wcześniej używałem Akai Head Rush, Analog Chorus Ibaneza, do przesteru „Szczura” Proco i stroik TC. Brałem na gigi preamp Carla Martina, LR Buggs Para DI, Fishman Aura, Gig Pro wszystkie wysokiej jakości.
Opowiedz o swojej działalności warsztatowej. Gdzie uczysz i jak ci się to rozwija?
Talenty trzeba rozwijać, ale też dzielić się nimi. Ja lubię przekazywać wiedzę, wiem, czego potrzeba młodym uczniom, bo sam, chociaż zaczynałem swoją przygodę z gitarą w ośrodku kultury w Międzychodzie, to większości uczyłem się sam. Najwięcej przyjemności sprawia patrzenie na postępy, jakie robią uczniowie. To można zaobserwować, pracując z dziećmi w szkołach czy ośrodkach kultury. Dbam też o to, żeby moi uczniowie mieli szansę publicznych występów – to bardzo ważny element. Kiedy czują, że są prowadzeni i dają się ponieść, efekt jest emocjonujący. Co innego warsztaty, tutaj przeważnie widzi się kogoś raz w życiu, trzeba przygotować coś uniwersalnego, co nie znudzi bardziej zaawansowanych graczy, a zarazem nie zniechęci początkujących. Jest element nieprzewidywalności, emocji i spontaniczności. Ma to swoje uroki. Nie jest nudno. Lubię to. Z przyjemnością więc przyjmowałem zaproszenia poprowadzenia warsztatów letnich. Warsztaty w Bieszczadach, Giełda Piosenki w Szklarskiej Porębie, Frikolekcje na Przystanku Woodstock, w Międzychodzie, w Olandii, na zaproszenie Leszka Cichońskiego na wrocławskim rynku przygotowawcze lekcje do Bicia Rekordu Guinnessa – to niektóre z nich.
Muszę jednak powiedzieć ci, że gitara to nie wszystko, poświęcam sporo czasu innym instrumentom strunowym. Jak chcesz – posłuchaj, co można zrobić z ukulele [śmiech]. Słyszałem opinie „I ty to wszystko tylko na czterech strunach?!”. Coraz więcej osób chce uczyć się gry właśnie na tym instrumencie.
Mimo wszystko mam wrażenie, że cały czas drzemie w tobie rockandrollowa dusza i jeśli chodzi o rockowe granie to jeszcze nas czymś zaskoczysz? Uprawniona hipoteza?
Raczej nie drzemie. Cały czas pulsuje, tupie nogami i się wyrywa! Zachwycam się lirycznymi piosenkami, a za chwilę biegnę zagrać z Wolf Spider i wszystko kocham jak swoje. Nagrałem z synem piosenkę na płycie Rockafanki – „Rockowe Piosenki Dla Dzieci”, a potem „hit” disco polo na składankę „Hity Dla Ciebie” [śmiech]. Cały czas pracuję też nad własnymi utworami – to muzyka alternatywna z ostrym wokalem. Zespół nazywa się IŻ, zalążek naszej pracy można posłuchać na singlu „Moje Miasto”. Moim celem na najbliższy czas jest nagranie płyty zespołu IŻ.
W najbliższym czasie usłyszymy cię podczas Gostyńskich Konfrontacji Gitarowych – co tam zaprezentujesz? Będzie i występ, i nauczanie?
Na początek poprowadzę warsztaty. Chcę nauczyć tego, co sam wykorzystuje. Pokazać i zagrać, a potem rozłożyć na części i na koniec spróbować wspólnie zagrać. Tak bardzo skrótowo. Mogę sobie teraz życzyć powodzenia [śmiech]. Będzie również koncert gitarowy, w pierwszej części koncertu zagram z uczennicą, „Tyle słońca w całym mieście” – w opracowaniu i aranżacji instrumentalnej, „Zabełtało”, „Big Love” i inne. Usłyszymy elementy muzyki fingerstyle, flamenco. Druga część koncertu to autorski materiał – mam nadzieję, że będzie to uczta dla melomanów… ale i laicy gitarowi też powinni być zadowoleni. Jednym z utworów będzie „India” – możecie jej posłuchać na YouTubie.
Jakie masz artystyczne plany na 2018 rok?
Jak najwięcej pracy w branży, taki plan. Zainteresować wydawców materiałem i oddać w Wasze ręce i uszy konkretne płyty. Materiału mam przynajmniej na trzy płyty, oby kiedyś cieszyły słuchaczy.