Alfred Hitchock, zwykł mawiać, że należy zaczynać od trzęsienia ziemi. Potem napięcie ma już tylko narastać. Ponoć wcale tych słów nie wymyślił. Reżyser używał tylko cytatu, który kiedyś zasłyszał.
Zakk Wylde w Wytwórni postąpił wedle wskazówek tej zasady. Pierwszy utwór był gitarowym szturmem na organizmy fanów. „Sold My Soul” rychło przemienił się w kilkuminutowy, solowy popis lidera. Jeśli ktoś nadal liczył na jakieś akustyczne przynudzanie, mógł poczuć się rozczarowany.
Mimo że aktualna trasa ma promować „Book Of Shadows II”, to koncert prezentował jednak bardziej hardrockowe oblicze gitarzysty. Tylko w niektórych utworach zespół brzmiał jak heavy metalowe country lub stawiał na bardziej stonowane klimaty. 100 % akustyczne było wyłącznie „Dead As Yesterday”. PR’owcy Wylde’a zawsze podkreślają, że muzyk był gitarzystą w zespole tego starca – Ozzy jakiś tam…
Tymczasem Zakk właśnie skończył wspólną trasę z Vai’em, Malmsteen’em i innymi gitarzystami. Wspólne występy takich muzyków to coś innowacyjnego. Współpraca z ledwo ruszającym się i skrzekliwie pokrzykującym staruszkiem nie jest czymś, czym Wylde musi się chwalić.
Nie może natomiast odciąć się od maniery wokalnej. Co na najnowszej płycie zostało już prawie zamaskowane, na koncercie słychać wyraźnie – Zakk intonuje w sposób zbliżony do Ozzy’ego. Pojawiło się również kilka bardziej dosłownych nawiązań do Black Sabbath lub Osbourne’a. Cytat z „Mama I’m Comin’ Home”, gdy Zakk zaczął grać na harmonijce motyw zaczerpnął z „The Wizard”, lecz i tak najkorzystniej wypadł kolejny, wspaniale rozbudowany solowy popis, będący rozwinięciem utwory „N.I.B.”
Dario Lorina w większości utworów akompaniował liderowi na klawiszach, ale sięgnął również po gitarę oraz zaśpiewał. Wtedy Zakk przejmował rolę klawiszowca. Basista – dowcipnie przedstawiony jak zdobywca wszystkich Oscarów – po prostu robił swoje, czyli częstował zebranych tonami niskimi dodając od siebie nieco gry aktorskiej.
Zakk oprócz wirtuozerskich solówek, udanych kompozycji, przyjmowaniu swoich charakterystycznych, wojowniczych postaw, gry na klawiszach i harmonijce zaserwował fanom jeszcze niespodziankę w postaci kolejnego wydłużonego sola, lecz zagranego ze środka sali. Polecam poszukać amatorskich nagrań na youtube, bo początkowo oniemiali fani po chwili sięgnęli po telefony, by zarejestrować wyjątkową chwilę.
Wieczór zamknęło wspomniane już wręcz kabaretowe przedstawienie zespołu, następnie jeszcze „Lost Prayer” i w finale finałów „przebój” z „Book Of Shadows II”, czyli „Slepping Dogs”. Potem Zakk długo, długo żegnał się z polską flagą, publicznością tudzież walił się w klatę niczym King Kong.
Koncert Wylde to kwintesencja hardrockowego grania, występ na którym inni mogą się wzorować. Klub Wytwórnia (akustyka, rozstawność, balkony) został stworzony do takich wydarzeń. Mam nadzieję, że Metal Mind przywiezie tu niebawem również inne gwiazdy.
Przed headlinerem pojawiły się na scenie dwa zespoły. Polskie Złe Psy oraz Jared James Nichols z USA. Ich występy były udane, a nawet ciekawe. Jednak wszystko zbladło przy tym, co zaprezentował Wylde.
Dawid Brykalski
Zdjęcia: Małgorzata Wojna