(Universal Music Polska)
Od małego wmawiano mi, że nie można palić za sobą mostów. Jon Bon Jovi uważa inaczej. Dlatego postanowił wydać album o znaczącym tytule „Burning Bridges”. Jest to pożegnanie z wytwórnią Mercury Records. Czy w dobrym stylu? Potrzymam was trochę w niepewności.
Dużym osłabieniem dla zespołu jest odejście gitarzysty Richiego Sambory, który skomponował tylko jeden kawałek. Braki takiego fundamentu odczuwa się już po pierwszych taktach. Słuchacze, którzy spodziewali się nowych utworów od kapeli z New Jersey, mogą czuć się zawiedzeni. Płyta jest zbiorem odrzutów z różnych sesji nagraniowych. Dlatego most ma dużo dziur i brakuje mu spójności.
Jon Bon Jovi z każdym utworem na „Burning Bridges” próbuje iść z duchem czasów. Wychodzi mu to jednak nieudolnie i żałośnie. Czyżby chciał stać się drugim Justinem Bieberem? Mam nadzieję, że nie. Po wokaliście nie należy się też spodziewać ponadczasowych tekstów, to nie ten target. Mam wrażenie, że tematy w przypadku Bon Jovi nie zmieniły się od trzydziestu lat.
Krążek ma momenty, ale jest ich stanowczo za mało. „Teardrop To The Sea” jakoś przejdzie. Singiel „We Don’t Run” zahacza o disco, ale tylko zahacza. Myślę, że na stadionie wypadnie dobrze. Przez większą część krążka frontman próbuję być bardem, założyć szaty Bruce’a Springsteena, ale to też mu nie wychodzi. Jak większość utworów na „Burning Bridges”. Moją uwagę przykuł pewien humorystyczny akcent ze strony zespołu – ostatni tytułowy utwór „Burning Bridges”. Jon Bon Jovi żegna się z wytwórnią w kilku językach obcych. Po raz kolejny wokalista chciał, ale mu się to nie udało. Będę to powtarzał jak mantrę.
Nową płytę Bon Jovi opisuje jedno słowo: chaos. Mamy poprockowe ballady, które konkurują o miano najbardziej kiczowatych kawałków. Czyżby Bon Jovi chciało dorównać swoim o wiele młodszym kolegom z branży muzycznej? Jest fortepian, aby fanki mogły uronić kilka łez. Są kawałki, które próbują zaskakiwać nowoczesnością, ale tylko próbują. Na krążku mamy trzy (dosłownie!) solówki – jak widać, fani gitary nie mają tutaj czego szukać. Nie pomógł nawet gitarzysta Phil X, który współpracował m.in. z Alice Cooperem. Na szczęście zespół w nadchodzącym roku wydaje płytę z nowym materiałem. Mam nadzieję, że będzie lepsza od „Burning Bridges”.