(Mascot / Mystic)
Sądząc po makijażu, John 5 chciałby być Jokerem w gitarowym Gotham. Tym albumem udowadnia jednakże, że zasługuje co najwyżej na miano księgowego w Lublinie, który w weekendy próbuje zaszaleć w przebraniu. Większość jego riffów i solówek nie wykracza poza kanon szkolnej wprawki z GIT, a gromady jemu podobnych wirtuozów zaszczepiły u wielu ludzi wirusa chronicznej niechęci do muzyki instrumentalnej tak więc trzeba na takich osobników uważać. Mimo umiejętności grania ciężkich riffów chyba najefektowniej wypada w… country. Szkoda, że John Lowery wykorzystuje utwory jedynie jako okazję do instrumentalnego wyżycia się, a nie do opowiedzenia nam czegoś ciekawego. Jedyny, przyznam – lekko naciągany, powód do przesłuchania płyty znalazłem w utworze tytułowym, który jest w miarę ciekawy, ale niestety umieszczony na końcu albumu. Polecam wybrać od razu tę kompozycję i zapomnieć o reszcie.
Piotr Nowicki