(Warner Music)
Gitara: Maciej Wasio
Bas: Piotr „Quentin” Wojtanowski
Perkusja: Bolek Wilczek
Po mocnej i ciężkiej „Wojnie świń” zespół Ocean, a właściwie już OCN powraca z płytą nie mniej energiczną, ale zdecydowanie mniej mroczną. Nowy album przejął tytuł od singla „Waterfall”, który już w zeszłym roku zawładnął sercami słuchaczy nie tylko w Polsce, ponieważ jako piosenka anglojęzyczna otworzył zespołowi drzwi do międzynarodowej kariery.
Jaki tytułowy utwór, taka cała płyta – dynamiczna, gitarowa, melodyjna i przebojowa… oraz zaśpiewana w języku angielskim. Na szczęście nie odbiera to siły wyrazu ani szczerości tekstom Maćka Wasio, które w każdym języku niosą ze sobą pozytywny i trudny do zatrzymania przekaz. O światowe brzmienie zadbał dobry wujek z Ameryki, znany i ceniony w branży producent Vance Powell. Wydobył on z naszego tria jeszcze więcej analogowego brudu, który nie tylko znakomicie okiełznał, ale też nadał mu przestrzeni i przejrzystości; gęsto przesterowane gitary i zmasowany atak potężnie brzmiącej sekcji rytmicznej to tylko jeden biegun tej płyty – drugim są znakomicie wyważone i dopracowane kompozycje, a także wszechobecne „powietrze”, w którym dźwięki roznoszą się swobodnie, by długo jeszcze wybrzmiewać w naszych głowach.
Nad zaletami tego niezwykłego z wielu względów albumu mógłbym rozwodzić się jeszcze długo, ale wszystko sprowadzałoby się do tego, że tej płyty po prostu trzeba posłuchać w całości, najlepiej na jakimś dobrym sprzęcie, albo co najmniej porządnych słuchawkach i broń Boże nie z internetu! Format cyfrowy potrafi bowiem dużo zabrać tak doskonałej produkcji, jaką otrzymał album „Waterfall”. Z całym szacunkiem dla poprzednich, znakomitych skądinąd pozycji w dyskografii grupy, to najlepszy Ocean, jaki do tej pory słyszałem. Żywioł w najczystszej postaci.
Mikołaj Służewski