Znany nam doskonale Paul Gilbert dobrał sobie do pary średnio rozpoznawalnego gitarzystę i wokalistę Freddiego Nelsona. Zagraniczni recenzenci posunęli się nawet do porównania tego tandemu do duetu Mercury / May z QUEEN. Owszem w prawie każdym utworze znajdziecie echa QUEEN z lat 70., bo nawet chórki z Gilbertem wrzucili podobne i tak sobie myślę, że jeśli panowie z QUEEN szukaliby zastępcy za leciwego Paula Rodgersa, to mają jak znalazł. Ale wśród nich jest też „Hideway”, w którym głos Nelsona przybliża się do Iana Astbury z The CULT – jak dla mnie ten numer to jak odnalezione po latach… rozwinięcie linii stylistycznej The CULT po „Electric”. W „I Am Free” podobny patent: aranż z QUEEN, ale wokal z The CULT – niezłe połączenie, nie powiem. Wyszło mi, że to najfajniejszy numer na płycie i popisowe solo Gilberta. Dodam jeszcze, że słuchając w „Girl From Omaha”, przypomniały mi się najlepsze momenty z Mr. Big, a „I Am Not Addicted” to gitarowy finał z wymiataniem gitarzysty w najlepsze. Jaka to płyta? Równa, niezła, a momentami nawet bardzo dobra. Ot, kolejna płyta Paula Gilberta, ale tym razem z fajnym wokalistą. Wkrótce wyjdą płyty koncertowe tego projektu i trochę szkoda, że reaktywacja Mr. Big chwilowo przerwała karierę tandemu Gilbert/Nelson.
Piotr Nowicki