Wyd. Agora
Pectus na swoje dziesiąte urodziny zafundował sobie i fanom (a raczej fankom) wyjątkowy prezent. Tomek Szczepanik wpadł na koncept kobiecej płyty, bo przecież to „kobiety rządzą światem” – płyta powinna się ukazać 8 marca. Jest to wyraz szacunku okazany dziesiątce najlepszych wokalistek w Polsce oraz emanacja ich talentu ubrana w grację i klasę muzyki Pectusa.
Nie oznacza to, że na „Kobietach” słychać tylko kobiecy głos, to przede wszystkim duety pań z Tomkiem, czego słucha się z prawdziwa przyjemnością. Niestety, mniej tu gitary, do której chociaż po „Barcelonie” przyzwyczaił nas Pectus. Nie oznacza to, że jej nie słychać, bo występuje w prawie każdej pieśni, a jej partie są wzorcowe, jeśli chodzi o popowy aranż – Maciek gra dokładnie, ile trzeba i jak trzeba, zawsze stylowym brzmieniem i ciekawymi zagrywkami. Z tej płyty bije dojrzałość i wspaniałe, kompozycyjne drugie dno. To nie jest album, który jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie – te dźwięki zostają z nami na dłużej, a z każdym przesłuchaniem okazuje się być ich więcej.
Chociaż to stricte płyta pop, to – jak to w przypadku Pectusa – daleko jej do banalności. Na początku doceniamy kunszt i wyrafinowanie Urszuli Dudziak, potem naturalność Patrycji Markowskiej, klasę Kayah i wszystkie inne przymioty pozostałych wokalistek. W połowie albumu dochodzimy do zapierającej dech ballady z Moniką Kuszyńską – to środek albumu i jego artystyczna kulminacja. Utwór wzrusza, a siła przekazu niemal zapiera dech w piersiach. Irena Santor daje nieco rozluźnienia w quasiparyskim kawałku à la Zaz, a wielka Grażyna Łobaszewska niepokoi i prowokuje do refleksji. Tomku, brawo za to, co się w tym utworze muzycznie dzieje, a przede wszystkim za niedopowiedzenie wzmacniające przekaz i dramaturgię pieśni. Ostatnie trzy panie to: Urszula w pięknej nastrojowej kompozycji, której warstwy instrumentalnej nie powstydziłaby się Sinead O’Connor, Basia Trzetrzelewska, która zrobiła, co umie najlepiej, zachwycając niezapomnianym tembrem, a na sam koniec – Ania Wyszkoni, kojąca nerwy nastrojową balladą. Nie sądziłem, że ten album wywoła we mnie tyle pozytywnych wrażeń!