Gitara: Eric Clapton
Bas: Willie Weeks
(Polydor / Universal Music)
Eric Clapton wyraźnie wraca do swoich muzycznych korzeni. Podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty „Clapton”, także i na „Old Sock” prezentuje słuchaczom swoje wersje ulubionych piosenek sprzed lat – powiedzieć po prostu covery, byłoby zbyt brutalne, bo Clapton bynajmniej nie kopiuje wprost oryginałów, lecz nadaje im jednak swoisty klimat jako wykonawca. Oprócz tego na płycie znajdziemy też dwie nowe kompozycje: „Every Little Thing” i „Gotta Get Over”, przy czym Clapton nie figuruje wśród autorów żadnej z nich.
Brzmieniowo „Old Sock” kojarzyć się może z początkowym okresem kariery solowej w latach siedemdziesiątych, czyli takimi płytami jak „461 Ocean Boulevard” czy „There’s One in Every Crowd”, ponieważ zawiera dużo radosnych, słonecznych piosenek, z którymi okładkowe zdjęcie en face Claptona w słomkowym kapeluszu na tle błękitnego nieba i liści palmowych zdaje się współgrać idealnie. Stricte gitarowego grania jest tu, co prawda, niewiele – instrument ten pełni raczej rolę jednego z wielu elementów akompaniamentu dla głosu Claptona. Oprócz niego słyszymy też gospelowe chóry (są też głosy dzieci Erica!), organy Hammonda, fortepian, kontrabas, lap steel i mnóstwo innych delikatesów. Niemniej, w brzmieniu gitary słychać jednak pewną rękę Slowhanda, a w solówkach, które oczywiście tu i ówdzie się pojawiają, przejawia się prawdziwy kunszt mistrza bluesa – każdy dźwięk wyartykułowany jest z odpowiednim autorytetem, przepełniony spokojem i pewnością, wynikającymi z lat doświadczenia. Momentem bardziej dynamicznym jest pełna emocji solówka w „Still Got the Blues” Gary’ego Moore’a. Cała płyta brzmi bardzo łagodnie i… niestety przez to trochę jednostajnie, choć kolorytu poszczególnym piosenkom dodają goście tacy jak Taj Mahal, JJ Cale, Chaka Khan czy Paul McCartney. Fanom Claptona oraz piosenek z pogranicza bluesa, country i hawajskiej sielanki płyta warta polecenia.
Mikołaj Służewski