(Fresh Sound Records)
Gitara: Rafał Sarnecki
Bas: Wojciech Pulcyn
Niektórych co bardziej wyrafinowanych kompozytorów-instrumentalistów nagrywających solowe płyty stać na dystans do swojego instrumentu, co z reguły wychodzi na dobre albumowi. Tak ostatnio uczynił Robert Kubiszyn, tak czyni teraz i Rafał Sarnecki, którego przemyślane solówki na płycie wspomagane są urodą autorskich kompozycji z uwzględnieniem dużej swobody innych muzyków, uczestniczących w sesji nagraniowej. Uważam, że własne oblicze najpełniej przedstawia nam w wydaniu elektrycznym, czego dowodem są improwizowane partie w „The Tower of Babel” czy „Buckaramanga”, wyjątkowej kompozycji z połamanym rytmem, zmiennym metrum i efektami stosowanymi na przesterowanej gitarze. To druga płyta Rafała i duży krok w kierunku własnego stylu, brzmienia i formuły zespołu, w którym mu najwygodniej. Wydaje się, że w tym składzie czuje się jak ryba w wodzie, ponieważ może liczyć na wysokiej klasy muzyków, podnoszących wartość albumu. Miłośnicy jazzu znajdą tu interesujący mainstream, nie szczędzący improwizacji, w których prym wiodą Lucas Pino (fl., tenor sax.) i Jerzy Małek (tr.). Ich melodyczne podróże to różne muzyczne krainy, począwszy od elementów world music („The Students Protest”), przez interesujące wypełnienie harmonicznych przestrzeni kreowanych przez Pawła Kaczmarczyka (piano) i samego lidera, kładącego we właściwym czasie akordy z łatwością niemal absolutną. Małek jest bardziej agresywny i bopowy, a Pino zachwyca klasycznym tonem w stylu Lee Konitza. Momentami słychać tu również echa Pata Metheny’ego, czasami nastrój przypomina nieodżałowanego Esbjorna Svensona, ale przez cały czas towarzyszy nam wrażenie obcowania z europejską muzyką na najwyższym poziomie wykonania. Piszę europejską, bo gdzieś tam zawsze kołaczą się elementy free (którymi polski jazz zasłynął niegdyś w świecie), jeśli nie w formie, to właśnie w improwizacjach muzyków. Płyta interesująca, zajmująca i na pewno do wielokrotnego przesłuchania.
Maciej Warda