(Luna Music)
Gitara: Piotr Kaluta
Bas: Marcin Pendowski
The Positive można określić mianem kontynuatorów polskiej szkoły funku i R&B, lata temu zapoczątkowanej przez Blendersów, Poluzjantów oraz później przez duet producencki Plan B. Materiał na tej debiutanckiej płycie to perfekcyjnie zaaranżowana i zawodowo wyprodukowana dawka doznań muzycznych i estetycznych. Dobrze słychać, że muzycy są nieźle wyszkoleni technicznie i osłuchani w najlepszych światowych dokonaniach okołojazzowych.
Jeśli chodzi o spontaniczność i energię, to brakuje im trochę tego żywego, surowego drive’u, który słychać choćby w innym rodzimym składzie – HOODOO BAND, ale to nieco inny gatunek; w muzyce THE POSITIVE nie ma tylu blue notes i soulu, co chłopaki skutecznie nadrabiają umiejętnym połączeniem sampli i loopów z żywym graniem. Daje to bardzo nowoczesny sound, w którym z przyjemnością moje uszy wyłuskały fenomenalne zagrywki basisty Marcina Pendowskiego (choćby w refrenach utworu „Bond”) i osadzone groove’y bębniarza Łukasza Sobolaka (choć jedno jego przejście w utworze „To nie to samo”, 2:11, trzeba było przyciąć…). Gitara to głównie, jak to zwykle bywa w tego typu muzie, podkłady i oszczędne, ale wysmakowane solówki. Część bardziej „radiowa” to dwanaście kawałków, w których gościnnie udzielają się m.in. Urszula Dudziak („Nie na zamówienie”) i Natalia Kukulska („Kochanie”), a bardziej chilloutowa, bez głównych wokali – dla mnie o wiele bardziej bujająca – to ostatnie cztery utwory, oddzielone jako „Instrumentalz”. Za projekt odpowiedzialni byli Przemysław Puk i lider zespołu, wokalista Mateusz Krautwurst, którego imię i nazwisko widnieje nawet na okładce płyty. Nie za bardzo to rozumiem, bo sugeruje to, że album THE POSITIVE nosi nazwę „Mateusz Krautwurst”. Zespół według mnie jest jednym z najlepszych polskich popfunkowych składów i jeśli muzycy dalej będą rozwijali się w tym tempie, to już niedługo może być o nich głośno.
Maciej Warda