(Frontiers Records / Mystic)
Po chwilowej zapaści, gdy Lukather za zgodą reszty rozwiązał formalnie Toto, formacja wraca z nową płytą nagraną przez będącego w topowej formie Luke’a, Davida Paicha, Steve’a Porcaro i śpiewającego naprawdę dobrze Josepha Williamsa. Do tego wyśmienita grupa muzyków sesyjnych z Keithem Carlockiem na czele, znakomicie wpisującym się w brzmienie i aranże swoimi bębnami.
Niech fanów nie zwiedzie otwierający kawałek, niezbyt zapadający w pamięć. To wśród kolejnych trzeba szukać potencjalnych hitów i evergreenów. Oparty na fortepianowym motywie „Burn” (znakomite chórki w refrenie), nawiązujący do rockowych hitów z historii grupy „Holy War” z naprawdę znakomicie zagranymi partiami gitary Lukathera oraz wpadający w ucho „Fortune” (w nim ponownie znakomite, kompaktowe solo gitary!) zaspokajają przynajmniej moje zapotrzebowanie na przeboje. Nie znaczy to, że na nich płyta się kończy. Jest spokojne shuffle w stylu Steely Dan w „21st Century Blues” i przypominający piosenki z lat siedemdziesiątych, w tym „Georgy Porgy”, oraz hołd dla Jeffa Porcaro w „Chinatown”. Tym, którzy mają większe oczekiwania, zespół dedykuje progresywny „Great Expectations”. Dobry album, ale dla osłuchanych i cierpliwych odbiorców.