Czekaliśmy na ten album latami i wreszcie jest – kolejny w kolekcji solowych dokonań naszych najlepszych basistów. W pierwszym utworze zapachniało góralszczyzną, przynajmniej tą beskidzką – od razu widać, że Robert to swój chłop z gór i z nich właśnie czerpie energię do swoich artystycznych poczynań. Jedni wyją do księżyca, a Robert gra do niego – to intro to takie wprowadzenie w świat wizji i sił sprawczych tej płyty. Dalej jest już bardziej melodycznie i dynamicznie, a zabawa zaczyna się w zasadzie utworem „13”, w którym następujące po sobie sola „uczestników płyty” przedstawiają ich, no i utwierdzają nas w przekonaniu, że Robert miał pełne prawo, a nawet obowiązek wydać tę płytę. Choć gitara basowa jest cały czas w mianowniku tego albumu, to uspokajam – nie są dźwięki tylko dla basistów, ale pełnoprawna materia muzyczna z wysokiej półki. Słychać, że Robert jest na bieżąco z graniem i tym, co się dzieje na świecie w muzyce, zatem czasami leci trochę po nowojorsku (np. „New-Old” – przykład grania „z tyłem”), czasami pościelowo („…”), czasami sambowo („Salseson”), a czasami nawiązując do wielkich tego świata („Trip + Outro” – kompozycja podlana sosem á la Richard Bona, czy „Apo” napisana trochę pod Anthimosa Apostolisa). Nie wiem, jak to jest, że Polacy generalnie zawsze świetnie odnajdują się w latynoskich klimatach (od czasów zespołu Laboratorium, a pewnie i jeszcze wcześniej), ale Robert potwierdza tę tezę dobitnie – wspomniany „Salseson” to piękny przykład stylowego grania okraszonego – a jakże! – imponującymi solówkami. Jak się okazuje, każda okazja na płycie jest dobra, by zaprezentować jakieś wyszukane zagrywki, sola czy imponujące ornamenty aranżacyjne, choć jednocześnie płyta sprawia wrażenie (i tak też było!) nagranej na setkę ergo: jest spójna, utwory płyną, no i czuć interakcję pomiędzy muzykami zamkniętymi w jednym studyjnym pomieszczeniu. Na koniec zostawiłem wokalne perełki drugiej części płyty: „The Middle of Nothing” z Jarkiem Krużołkiem (Riffertone) na wokalu oraz „Trip + Outro” z Ghostmanem. To piękne zwieńczenie albumu, który ustawiam w jednym rzędzie z Żaczkiem, Pilichowskim, Sojką, Grottem i Bartozzim.
Autor: Maciej Warda
Wydawca: Metal Mind Productions