(wyd. własne)
Spirit poznałem dlatego, że jego 2/3 grały w przedostatniej odsłonie Corruption. Nie wiedziałem, że wcześniej 3/3 Spirita były 3/5 Vagitarians. Tak czy inaczej, po odejściu Rutkosia i Vincenta z Corruption śledziłem ich poczynania nie bez powodu – czułem, że w ekipie Anioła nie mogli w pełni rozwinąć skrzydeł, bo ograniczała ich siłą rzeczy stylistyka. Musieli wyjść na swoje śmieci. I wyszli. Z przytupem jak cholera.
Spirit zadebiutował EP-ką zatytułowaną po prostu „Spirit”, którą wciąż można za jakiś pieniążek ściągnąć z Bandcampa zespołu. Nagranie jest obiecujące i intrygujące, ale nic więcej. „Desolation” z kolei wypełnia wszystkie obietnice z nawiązką. Ten krążek to potwór, mówię wam.
Spirit nie zna ograniczeń. Nie są mu potrzebne. Jeśli chce, to ryczy jak zraniona Gojira. Albo atakuje wściekłym death metalem, by za chwilę rozmyć się w spokojnym fragmencie. Czasami kaprys każe mu ucieszyć uszy słuchacza klasyczną, piękną solówką, a czasami zgwałcić te same uszy ognistą ścianą dźwięku. Od sludge przez death metal w stronę groove – w tych okolicach dryfuje trio, za nic sobie jednak mając jakiekolwiek stylistyczne ramy. Płyta jest pełna rozwiązań wszelakich, jest po prostu napakowana pomysłami, rozwiązaniami, ideami, kaprysami. Nic na niej nie jest oczywiste, a jednak wszystko układa się w przecudną całość, poraża ciężarem, agresją, klimatem, który doskonale współgra z szatą graficzną płyty, efektownością. Nie bez powodu kilka zdań wcześniej padła nazwa Gojira – jeśli miałbym „Desolation” do czegokolwiek porównać, to chyba najbliżej byłoby jej do majstersztyku Francuzów „From Mars To Sirius”. O poziomie wykonawczym mogę napisać tyle, że Rutkoś, Vincent i Marian w moim rankingu instrumentalistów wskoczyli na wysokie miejsca bez większego rozbiegu. Zresztą miałem okazję podziwiać Spirit na żywo („podziwiać” to jak najbardziej odpowiednie słowo i nie mam na myśli urody muzyków). Koncertowej siły przebicia warszawskiemu trio może zazdrościć jakieś dziesięć tysięcy uznanych na świecie zespołów.
Dla mnie mocny kandydat do metalowej płyty roku.