(Fonografika)
The Rookles to kolejni beneficjenci telewizyjnego talent show „Must Be The Music”. Mimo iż nie stanęli na podium, to dotarcie do półfinału zapewniło im sporą rozpoznawalność i pomogło uchylić drzwi do poważnego biznesu rozrywkowego. Szeroko porównywani do The Beatles, przede wszystkim ze względu na fakt, że aż trzech członków grupy – dwaj gitarzyści i basista – udziela się w niej wokalnie, rzeczywiście mają trochę wspólnego z muzyką Fantastycznej Czwórki z Liverpoolu oraz jej amerykańskich konkurentów, The Beach Boys, ale do złożoności wielogłosowych partii wokalnych obu tych zespołów jeszcze trochę im brakuje. Swoją drogą, nie wiedzieć dlaczego, jest to taki ewenement – czy nie powinno być czymś normalnym, że dobrzy muzycy oprócz gry na instrumencie potrafią śpiewać choćby na tyle, by tu i ówdzie podłożyć głównemu wokalowi chórek?
Jednak, oprócz wykorzystania klasycznej formuły śpiewających gitarzystów, na debiutanckiej płycie The Rookles słychać także liczne muzyczne nawiązania do klimatów rock and rolla lat sześćdziesiątych (choćby w „I Follow You Girl” czy „Not Going Away”). Mimo to nie mamy tu do czynienia z powrotem do stylistyki retro, a swoistą mieszanką różnych inspiracji, dla których wspólnym mianownikiem jest gitara elektryczna. Usłyszymy tu więc zarówno wpływy alternatywy spod znaku indie („Secret (About Your Life)”, „Lost The Way”), pop punku („Best Days of Our Lives”) i brit popu („The Balcony”), a nawet funk rocka w stylu RHCP („Slide it Like a Man”). Samo brzmienie nagrań jest jak najbardziej współczesne: czyste i przejrzyste, być może nawet trochę za czyste – bo odnoszę wrażenie, że ugrzeczniona i ugładzona produkcja zabiera nieco żywej energii zespołowi.
Płyta ma za zadanie dotrzeć do szerokiego grona odbiorców i jako taka z pewnością spełni swoje zadanie. Miłe dla ucha piosenki są utrzymane w klimacie radiowym i jak najbardziej nadają się do emisji w godzinach dziennych. Ale czy zostaną na falach nieco dłużej? Zobaczymy. Najważniejsze, że czwórka zdolnych chłopaków, którzy potrafią grać (i śpiewać!), z pełnym przekonaniem krzewi wiarę w ideały rock and rolla oraz pokazuje, że w muzyce popularnej wciąż jest miejsce na gitarowe brzmienia. Jako bonus na końcu płyty umieszczono dwie piosenki po polsku, z których jedna stała się nawet singlem promującym album oficjalnym teledyskiem. I tutaj nasuwa się pytanie: czy proporcje językowe nie powinny zostać odwrócone, jeśli zespół chce osiągnąć sukces na krajowym rynku? Tytuł „Open Space” kojarzy się z początku z wolnością i swobodą, ale okładka płyty oraz znakomicie przygotowana książeczka (przypominająca, że fizyczny nośnik to nie tylko sama muzyka, ale też otoczka, która może mieć dodatkowy wymiar artystyczny) z przymrużeniem oka nawiązują do „otwartej” przestrzeni biurowej – symbolu naszych czasów. Widać więc, że The Rookles mają nie tylko dystans i poczucie humoru, ale i zapędy do komentowania współczesnej rzeczywistości. A rzeczywistość wspólną dla określonej grupy ludzi najlepiej opisują słowa im znajome… no chyba, że pracuje się w „ołpen spejsie”.