Skład zespołu
Piotr Chomicz – gitara
Adam Żmuda – instrumenty klawiszowe
Sławomir Lewandowski – bas
Mateusz Świtała – perkusja
Internet:
www.underfatepl.bandcamp.com
www.facebook.com/underfate
Jeśli zespół Iscariota okazał się dla ciebie za głośny i zbyt bezpośredni, nie smuć się. Mamy dla ciebie bowiem Underfate. Kwartet z Kwidzyna tka sobie jakąś taką instrumentalną odmianę rocka progresywnego w jej odmianie przewidzianej dla słuchacza, bo są i takie, które nie są dla niego wskazane. Muzyka Underfate, choć nie brakuje w niej bardziej zdecydowanych gitar, jest w gruncie rzeczy dość lekka i zwiewna, mocno eteryczna, może nawet oniryczna. Zawarte na płycie siedem utworów to łącznie pięćdziesiąt minut grania, czyli bardzo dużo, a jednak jestem daleki od nudzenia się przy „Seven”. Sztuczka polega na tym, że dla odmiany podczas lektury albumu nie analizuję konkretnych aranżacji, nie rozbijam utworów na partie instrumentów, riffy, fragmenty, rytmy i tempa, nie zachwycam się umiejętnościami poszczególnych członków zespołu, a po prostu chłonę atmosferę. Underfate zbudowali muzyczną jedność, którą trzeba jako takową traktować, bo tylko w całości ma sens. Jej zadaniem jest budowanie napięcia, by w końcu wyrzucić umysł słuchacza w przestrzeń i pozwolić mu na odprężenie.
Na „Seven” jest w gruncie rzeczy sporo wszystkiego. Jedni usłyszą tu reminiscencje Tool, inni znajdą wpływy ambientu. Wszyscy będą mieli rację. Ja dostrzegam na płycie Underfate trochę filmowych przestrzeni, trochę space rocka, trochę uspokajającej elektroniki, trochę pobudzających riffów, trochę dodającego przestrzeni trip-hopu. Cokolwiek byś jednak słuchaczu nie napotkał na „Seven” na pewno zgodzisz się, że to duży ładunek emocjonalny. Zespół zabrał się za trudną materię żonglowania uczuciami słuchacza przy pomocy dźwięków i robi to w przemyślany sposób – akcentuje rytm, dzięki czemu łatwo wpadamy w trans, podkreśla partie klawiszy (to zawsze działa), buduje nieco ciemniejszego tła gitarami, głośniejsze partie przeplata cichszymi nie pozwalając nam osiąść na jednym poziomie emocjonalnym. Recepta ta brzmi prosto, ale kto raz spróbował wie, że wprowadzenie jej w życie to niewyobrażalnie trudne zadanie. A tu proszę, debiutanci (nie znalazłem informacji o żadnych wcześniejszych produkcjach zespołu poza singlami zapowiadającymi „Seven”).
Nie wiem, czy można Underfate już umiejscawiać gdzieś w okolicach Riverside czy Tides From Nebula. Pewnie jeszcze nie, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale to przecież nie znaczy, że nie można z satysfakcją śledzić jej lotu.