Ćwiczenie nie czyni doskonałym. Tylko perfekcyjne ćwiczenie czyni doskonałym.
Vince Lombardi
„Zawsze ćwicz z metronomem!” „Są jedynie trzy skale, które musisz znać przez całe życie.” „Hendrix nie odkładał gitary, nawet kiedy smażył jajecznicę na śniadanie.” „Dziesięć lat po dziesięć godzin i będziesz mistrzem świata.” „Graj z zamkniętymi oczami.” „Jeśli zagrasz zły dźwięk, zagraj go drugi raz i przestanie być błędem.”
Jak ćwiczyć? Dlaczego jedni w kilka lat zostają zawodowcami, a inni całe życie nie robią większych postępów? Jak być lepszym muzykiem? To pytania, które zadaje sobie tysiące gitarzystów i basistów na całym świecie. W odpowiedzi na nie wcale nie pomaga dostępność wszelkich materiałów i wszechobecny internet. Przez zalew informacji jeszcze trudniej jest odróżnić wartościowe źródła od ćwiczeniowych „fake newsów”, a prawdziwych nauczycieli od tych, którzy zaczęli uczyć tylko po to, żeby zarobić na kolegach (kiedy nie ma koncertów). Dlatego wielu muzyków zamiast ćwiczyć „dziesięć lat po dziesięć godzin” i zostać przysłowiowymi mistrzami świata, wpada w największą pułapkę ćwiczeniowych mitów. I ćwiczy „pierwszy rok przez dziesięć lat,” nie robiąc niemal żadnych postępów. Albo tylko gra, zamiast ćwiczyć. Ponieważ…
Granie to nie ćwiczenie
Wszyscy to znamy. Kolega wrzuca wideo, na którym gra jakiś fajny utwór. I podpisuje je: „ćwiczę kawałek X”. A najlepsi nauczyciele wskazują, że jednym z największych źródeł braku postępów jest nie odróżnianie grania od ćwiczenia.
Dlaczego ta umiejętność jest tak ważna? Ponieważ podczas grania na scenie (z ang. performance) nasz mózg działa inaczej niż podczas ćwiczenia (z ang. practice). Ćwiczenie to świadoma praca nad danym, wyizolowanym zagadnieniem muzycznym. Może to być na przykład rytm, artykulacja, harmonia. Zagadnienie powinno być wyodrębnione (może to być na przykład jeden dźwięk, fragment utworu, podział rytmiczny), ponieważ umożliwia to mózgowi skupienie się na danym problemie i jego wyeliminowanie. Kiedy po prostu „gramy”, bodźców jest za dużo i nasz mózg czuje się jak polski kierowca na skrzyżowaniu w Indiach – nie wie, co ma pierwszeństwo i uczy się znacznie wolniej.
Dobrym przykładem są tu sportowcy, na przykład piłkarze, którzy spędzają godziny na ćwiczeniu tylko jednego elementu gry. Już dawno najlepsi trenerzy obliczyli, że naszemu mózgowi, aby zebrać wszystkie ćwiczone zagadnienia „do kupy” i przekuć je w umiejętność nie trzeba wiele czasu. Każdemu, kogo „ćwiczenie” od lat polega tylko na graniu czy „jamowaniu” do utworów, oczy otworzy następująca statystyka: według sportowców optymalne rezultaty daje już proporcja, w której ćwiczenie zajmuje 95% czasu a gra – tylko 5%!