Czy sześćdziesięciowatowe combo przeznaczone dla gitary akustycznej musi ważyć grubo ponad 10 kg? Okazuje się, że niekoniecznie. Czy dla efektów przestrzennych musimy dodatkowo wozić ze sobą pedalboard? Także niekoniecznie. To wszystko (a nawet więcej) oferuje nam nowe, pachnące combo akustyczne od Laneya.
To nie jest pierwsze tego typu combo od Laneya. Przypomnijmy sobie chociażby model LA65D lub LA35C sprzed kilku lat. Też dwa kanały, też dwa głośniki, też niesamowicie skuteczny na scenie. Nie byłoby jednak potrzeby tworzenia nowego combo, jeśli miałoby mieć te same cechy co poprzednie. Już na pierwszy rzut oka widać, że nasze A-Duo to krok naprzód, żeby nie powiedzieć: skok – zupełnie nowy design, ciekawe rozwiązania funkcjonalne i (co mi najbardziej przypadło do gustu) świetnie zrealizowana sekcja efektów cyfrowych tudzież presetów brzmienia. O wszystkim warto napisać szczegółowo, zatem zacznijmy od początku.
Klasa D we wzmacniaczu gitarowym
Ostatni stopień mocy realizowany w klasie D jest idealnym rozwiązaniem także dla wzmacniacza gitarowego, a w szczególności takiego dla gitary akustycznej. Dzieje się tak dlatego, że podobnie jak wzmacniacz basowy musi przenosić szerokie pasmo, praktycznie całe spektrum częstotliwości przyswajalne i odbierane przez ludzkie ucho, także to najniższe. A żeby to najniższe było słyszalne, potrzebne są duża moc i headroom. A żeby te cechy były zachowane i jednocześnie wzmacniacz nie miał ciężaru worka z węglem, musi być oparty o wzmacniacz z zasilaczem impulsowym, charakteryzującym się niskimi stratami ergo: wysoką efektywnością. Działa on na zasadzie przełączania pomiędzy filtrami dla uzyskania jak najmniejszej straty mocy na elementach biernych zasilacza. Dzięki temu ma dużą sprawność i mało się nagrzewa. Wadą mogą być zakłócenia na wyższych częstotliwościach, które jednak eliminowane są specjalnymi filtrami ferrytowymi. Tyle teorii, byśmy po zakupie A-Duo spali spokojnie – nie musimy się obawiać zniekształceń sygnału czy tym bardziej jakiejś degradacji brzmienia. Zatem jeszcze raz: korzyści z tytułu takiej końcówki mocy są oczywiste: duża moc, duża skuteczność na scenie, niska waga urządzenia i długowieczność wynikająca m.in. z tego, że ustrojstwo się nie przegrzewa.
Budowa
Nasz piecyk przypomina aktywną kolumnę szerokopasmową używaną jako monitor dla wokalistów i gitarzystów i w zasadzie tak można ją traktować. Różnica polega na wbudowanym mikserze i efektach cyfrowych. Jest całkowicie zamknięty i ma skrzynię wykonaną z solidnej sklejki utrzymaną w naturalnej, drewnianej stylistyce. Na jej spodzie widnienie otwór do umieszczenia jej na typowym statywie odsłuchowym. W konstrukcji zamknięto dwa ośmiocalowe głośniki, a także system bass reflex, dodatkowo wzmacniający projekcję najniższych częstotliwości. Jeśli dodamy do tego dwukanałowy mikser wpasowany z tyłu combo, powinno nam wyjść grubo ponad 10 kg, a tymczasem mała niespodzianka – konstruktorzy postarali się, by waga całości nie przekraczała 10 kg i… prawie im się udało – urządzenie waży 10,5 kg, co jest najniższym wymiarem kary. Wobec tego faktu do przenoszenia urządzenia wystarczy jedna rączka, zamontowana od góry na tylnym boku – na pewno się nie przedźwigamy. Najwięcej dzieje się na panelu miksera wkomponowanego w combo. Mamy tam dwa kanały czytelnie rozplanowane dla szybkiej kontroli korekcji brzmienia i siły sygnału. Każdy kanał zaczyna się insertem sygnału w postaci gniazda speakon umożliwiającego wpięcie zarówno wtyku XLR, jak i „duży jack’”. Na wejście XLR podawane jest napięcie phantom, które umożliwia współpracę z mikrofonem pojemnościowym (oczywiście dynamicznym też). Dalej mamy poziom sygnału wejściowego, potem klasyczną trójpasmową korekcję (bass, middle i treble) oraz regulację efektu reverb oraz chorus, którego poziom reguluje się tym samym potencjometrem co reverb. Gdy przyciskamy i przytrzymujemy przycisk chorusa, wchodzimy w ustawienia jego poziomu za pomocą potencjometru reverb. Do chorusa mamy osobne włączniki, podobnie jak do presetów shape (pięć różnych barw gitary do wyboru, w zależności od zastanej sytuacji akustycznej i potrzeb), przy których zatrzymamy się na chwilę w akapicie o brzmieniu. Całość panelu wieńczą przyciski anti-feedback (automatyczne skanowanie i eliminacja niechcianych sprzężeń), phase (kasuje słyszalne interferencje fal akustycznych, gdy znajdujemy się zbyt blisko wzmacniacza) oraz master volume, rzecz jasna ten sam dla obydwu kanałów. Pozostały jeszcze do wymienienia (w telegraficznym skrócie) gniazda i sloty panelu – nazwijmy go – „roboczego” oraz wyjście na footswitch (FS2 mini, sprzedawany osobno), pętla efektów, słuchawki, aux in, DI i line in (XLR, jack).
W praktyce
Combo Laney A-Duo Acoustic umożliwia wykorzystanie go w naprawdę wielu konfiguracjach. Możemy zasiąść do niego z samą gitarą, wówczas wykorzystamy jeden kanał. Można podłączyć do niego dwie różne gitary i ustawić dla nich różne brzmienia. Możemy zasiąść przed nim z gitarą i mikrofonem, możemy zaprosić kogoś do duetu – albo gitarzyst(-k-)ę, z własnym instrumentem, albo wokalist(-k-)ę. To combo rozwiązuje większość sytuacji kameralnych, akustycznych występów i nie ma znaczenia, czy to będzie klub, ulica czy większa półeczka plenerowa. Możliwości combo umożliwiają odpowiednie zróżnicowanie brzmienia, dopasowanie go do sytuacji i – co istotne – zapas mocy, który pozwoli na swobodny „wykon”, bez zbytniego forsowania instrumentu czy strun głosowych.
Brzmienia
Po raz kolejny zaskakuje mnie to, jak z ośmiocalowego głośnika (w tym przypadku z dwóch) udaje się uzyskiwać tak niskie częstotliwości, tak głęboki i przenikający bas wprawiający w drgania przysłowiowe filiżanki w kredensie? Chciałbym słyszeć tak solidną propagację szerokiego spektrum częstotliwości na każdym koncercie akustycznym, a jak wiemy wszyscy, bywa z tym różnie… Na próbie z zespołem Laney A-Duo zaoferował wszystkim uczestnikom próby gęsty, miękki, ciepły i przyjazny dźwięk rozświetlony dzwoniącymi alikwotami przebijającymi się przy głośniejszych, bardziej dynamicznie granych nutach i akordach. Presety to takie pre-shape’y, zmieniające sugestywnie i wydatnie barwy naszej gitary. Wszystkie brzmią rasowo i przenoszą nas z klimatów folkowych, przez countrowe, po soft rock. O tym, który preset jest aktualnie wybrany, informują odpowiednie diody LED. Cyfrowe modulacje także nie powinny budzić zastrzeżeń, chorus brzmi przecudownie (mamy dzięki niemu niemal emulację gitary dwunastostrunowej), a pogłos bardzo realistycznie. Co do wejścia mikrofonowego, to sprawdziłem je dzięki życzliwości wokalistki, która zaśpiewała przez ten odsłuch kilka utworów. Operuje ona naturalnym, silnym wysokim tembrem, przy bardziej ekspresyjnych wykonaniach wpadającym w lekką chrypkę. Mikrofon Shure SM58 zapiąłem w drugie gniazdo i okazało się, że wszyscy na sali mieliśmy duży komfort słuchania jej wokalu. Pełny głęboki i mocny ton z nieco ściętym wysokim środkiem (na ustawieniach „neutralnych”) dodał ciemniejszego, rasowego kolorytu naturalnemu tembrowi głosu wokalistki. Duży zapas głośności i brak jakichkolwiek przydźwięków dopełnił wielce pozytywny wizerunek tego pieca.