Marcin Pendowski jest bardzo ciekawym basistą. Doskonały technicznie, po akademii muzycznej i z otwartym umysłem – ma wszelkie niezbędne cechy, by zostać jednym z najlepszych w kraju.
Jak sam powiedział, szkoda, że nie nagrał albumu „fusion-karate” wiele lat wcześniej, gdy wymiatanie było stanem naturalnym… Płyta „Pendofsky”, choć pierwsza solowa w dorobku Marcina, to bardzo dojrzały materiał, który powstawał bez pośpiechu.
„Nasze upodobania oscylują raczej w oldschoolowych klimatach” – opowiada Marcin. „Cenimy prawdziwe analogowe brzmienie, dlatego mamy w studiu prawdziwy fortepian, wurlitzera, hammonda L100 i ogólnie mamy bzika na punkcie dobrego, rasowego vintage’owego brzmienia. (…) W związku z panującym tam wiecznym natężeniem gratów nazwaliśmy to miejsce pieszczotliwie Syf Studio”.
Wspaniałe brzmienie retro ujawnia jego fascynację starymi basami elektrycznymi wyprodukowanymi dawno temu przez demoludy. Kilka z tych basów rzeczywiście brzmi genialnie, co można usłyszeć na tym albumie:
>„Bardzo chciałem wyeksponować brzmienie komunobasów na płycie „Pendofsky”, dzięki nim brzmi ona charakterystycznie. Poza tym ja naprawdę nagrywam więcej na Jolanie Diamant niż jakimkolwiek innym basie…” – przyznaje muzyk.
Jeśli chcecie poznać zaczarowany świat vintage Marcina Pendowskiego i jego nietypowe pomysły realizacyjne, koniecznie przeczytajcie wywiad z kwietniowego wydania TopBassu!