W minioną sobotę gdańskim Starym Maneżem zawładnął zespół Ørganek. Słowo zawładnął nie jest w tym przypadku nadużyciem, a wręcz przeciwnie, może być niedopowiedzeniem. Bilety na ten koncert wyprzedały się do ostatniego, co oznacza, że ponad tysiąc osób chciało posłuchać Tomasza Organka na żywo.
Ørganek to stosunkowo młody zespół. W 2013 roku do życia powołał go frontman – Tomasz Organek. Muzyk był jednym z założycieli zespołu soulowo-funkowego SOFA, w którym grał na gitarze, śpiewał i dla którego pisał większość tekstów. Jednak wraz z kolegami z macierzystego zespołu – basistą Adamem Staszewskim i perkusistą Robertem Markiewiczem oraz klawiszowcem Tomaszem Lewandowskim, postanowili zmienić zupełnie gatunek muzyczny i zacząć grać rocka alternatywnego. Współpraca zaowocowała debiutanckim albumem „Głupi”, który niespełna dwa tygodnie temu osiągnął status platynowej płyty, sprzedając się w 30 tysiącach egzemplarzy. Muzycy promują też materiał z drugiej płyty długogrającej pt. „Czarna Madonna” z roku 2016.
Nic więc dziwnego, że Stary Maneż wypełnił się po brzegi fanami tego oryginalnego grania. Nikt, kto nazywa się fanem Ørganka nie wyszedł z koncertu niezadowolony. Zespół grał wszystkie swoje największe hity. Nie zabrakło „Nie lubię”, „ O Matko!”, „Dziewczyna śmierć” czy „Kate Moss”. Zagrali także „Ultimo”, który to utwór od jakiegoś czasu okupuje wysokie miejsca na ogólnopolskich listach przebojów. Publiczność rozpoznawała utwory po kilku nutach, choć muzycy starali się brzmieć inaczej, niż w studiu. „Ta piosenka jest z dedykacją tylko i wyłącznie dla mnie” – zapowiedział w pewnej chwili Organek i część widowni już zaczęła klaskać, przeczuwając, że zaraz usłyszą tytułowy utwór z debiutanckiej płyty.
Sztandarowym już numerem, w którym swoją wirtuozerię pokazuje Tomasz Lewandowski, jest „King of the Parasites”. Zarówno w wykonaniu studyjnym, jak i koncertowym, słychać doskonale wpływ Raya Manzarka, ale nie jest to wtórne, ale świeże i inspirujące. Muzycy są autentyczni w tym, co robią, lubią siebie nawzajem, dobrze się czują na scenie i zarażają publiczność niesamowitą energią. To sprawia, że każdy z koncertów jest trochę inny, na każdym dzieje się coś, czego publiczność się nie spodziewa. W Starym Maneżu zagrali na przykład Marsz weselny, będący częścią oryginalnych oświadczyn, jakie miały miejsce w trakcie koncertu. „Lubię grać na weselach, choć robię to pierwszy raz” – skomentował Organek i zagrał narzeczonym „Wiosnę” ze specjalną dedykacją. Występ zakończyła nastrojowa „Czarna Madonna”, ale publiczność wyklaskała muzyków na dwa bisy. Jeden był muzyczny – po raz pierwszy w Gdańsku na żywo zespół zagrał piosenkę „Autobusy i tramwaje”, która jest częścią projektu T.Cover. To specjalna akcja na 35-lecie zespołu T.Love. Znani muzycy aranżują na nowo ich największe przeboje. W Starym Maneżu utwór śpiewała z Ørgankiem cała widownia, honorując tym samym nie tylko wykonawców, ale także samo T.Love. Prawdziwym bisem było też drugie tego wieczoru wykonanie piosenki „Mississippi w ogniu”. Drugi raz zespół wyszedł na scenę już bez instrumentów, za to uzbrojony w aparat, którym zrobił sobie, tradycyjną już, fotografię z publicznością.
Na koniec parę prywatnych słów o ochronie koncertu. Panowie ochroniarze, „pilnujący” fosy, okazali się – oględnie mówiąc – nadgorliwi. Nie honorowali opasek fotopass, wydanych w punkcie akredytacyjnym. Po tym małym zamieszaniu zamieniłam w punkcie akredytacyjnym opaskę na naklejkę i po nie małym wysiłku (sala była już nabita) znalazłam się ponownie w fosie. Dosłownie dwie minuty przed wyjściem zespołu na scenę, okazało się, że wg ochrony ta naklejka ma „nie ten kolor” i panowie ochroniarze ponownie wyprosili mnie z pasa dla fotoreporterów. Pomocy szukałem w punkcie akredytacyjnym już w czasie trwania koncertu, mając wciąż na uwadze, że mam tylko trzy piosenki, żeby zrobić dobre zdjęcie zespołowi…
Jedyne, co pozostaje mi napisać, to, że warto czasami popracować nad koordynacją działań ochrony i organizatorów, tym bardziej, że przecież na obecność prasy była zgoda managementu, a zatem i zespołu.
Tekst: Marta Pilarska
Zdjęcia: Małgorzata Warda, Marta Pilarska