Każdy doświadczony realizator zdaje sobie sprawę, że na jakość nagranego materiału wpływa nie tylko sprzęt, ale przede wszystkim owocna współpraca po obydwu stronach okna reżyserki. Muzykę przecież grają ludzie i to od ich dyspozycji zależy, jakie dźwięki nagramy.
Starsi stażem realizatorzy znają kilka sztuczek, dzięki którym są w stanie zmotywować muzyków do wspięcia się na szczyty swoich możliwości. Stosowane tricki dotyczą czasem stworzenia odpowiedniego komfortu nagraniowego muzykom, a czasem wręcz ocierają się o pewnego rodzaju manipulację natury psychologicznej. Najważniejsze jednak, że pozwalają uzyskać doskonały efekt nagrań, a tym samym oprócz dobrych dźwięków, zostawić też pozytywne wspomnienia ze współpracy i czasu spędzonego w studiu.
Należy pamiętać o tym, że jako ludzie wszyscy muzycy mają wiele cech wspólnych w podejściu do nagrań, lecz swoje własne wymagania mają z reguły także poszczególne grupy instrumentalistów, o czym powinniśmy wiedzieć i starać się dopasować. Zacznijmy jednak od uniwersalnych dla wszystkich sposobów motywacji.
1. Nagrywajmy wszystko, a na koniec BIS!
Każdy muzyk wie, że najlepsze rzeczy, zagrane najbardziej naturalnie wychodzą wtedy, kiedy się najmniej tego spodziewamy. Podstawowa zasada w pracy za konsoletą brzmi – nagrywajmy wszystko, nawet rozgrzewki muzyka. Często muzycy proszą o odtworzenie ścieżek jeszcze bez nagrywania, żeby mogli sobie przećwiczyć materiał. Najczęściej właśnie wtedy są najbardziej kreatywni, ponieważ czują pełną swobodę i pozwalają sobie na więcej eksperymentów. Ten luz spowodowany jest też faktem, że nie doświadczają syndromu przycisku rec – czyli po prostu grają na 100%, zbliżając się do granicy błędów, wiedząc, że to się jeszcze nie nagrywa na czysto. Świeży umysł, świeże podejście i przeświadczenie, że ewentualne błędy nie zostaną na wieki w nagraniu – to najlepsze z możliwych warunki w jakich rodzą się wyjątkowe dźwięki. Dlatego właśnie zawsze nagrywajmy wszystko, jednocześnie nie mówiąc o tym muzykom, żeby ich nie stresować…
Podczas nagrań, kiedy wielokrotnie powtarza się ten sam utwór, licząc na najlepszą wersję, warto trzymać się pewnej zasady dzielącej kolejne ujęcia:
* pierwsze (tzw. first take) są z reguły najciekawsze muzycznie, grane na świeżo z inspiracją, która potem się wypala; niestety, obarczone są też jednocześnie największą liczbą błędów technicznych
* środkowe ujęcia z kolei są już na tyle dopracowane technicznie dzięki wielokrotnym powtórkom, że brzmią najbardziej równo i czysto; niestety jednocześnie już nie posiadają tego elementu improwizacji jak pierwsze ujęcia – są więc najbardziej poukładane i mniej ciekawe
ostatnie ujęcia w zasadzie to gwóźdź do trumny – muzyk jest zmęczony, gra jak automat, często nawet już nie słuchając podkładu.
Zawodowi muzycy i realizatorzy z wielu wersji wybierają z reguły tę z początku nagrań, często przymykając oko na jakąś niedoskonałość techniczną w zamian za słyszalny polot – to tzw. zasada first take. Często sporadyczne błędy takiej wersji są wycinane, a w ich miejsce wkleja się kawałek idealnie zagrany technicznie ze środkowych równych ujęć… Ostatnie ujęcia prawie zawsze lądują w koszu.
Czy istnieje jednak sposób, żeby na koniec nagrań wyegzekwować od muzyka taką samą świeżość i odwagę gry jak w pierwszych wersjach? Wystarczy powiedzieć mu, że już mamy to, co trzeba było, i moglibyśmy skończyć, ale fajnie, gdyby zagrał wersję na bis, tak dla zabawy, nadprogramowo. Każdy, kto grał koncerty, pamięta, jak gra się utwory na bis. Całe napięcie spada, bo zagraliśmy już materiał obowiązkowy, i możemy po prostu poszaleć bez konsekwencji. Dokładnie taki sam mechanizm uruchamia się w umyśle muzyka, który usłyszał, że nagrał już zawodową wersję, a teraz bez żadnego ryzyka i spięcia może się wyszaleć i pobawić. Najczęściej taka wersja na bis jest wersją najlepszą w ogóle – muzyk bowiem po iluś tam podejściach opanował perfekcyjnie materiał, gra go równo, a przy tym wiedząc, że ta ostatnia wersja nie jest potrzebna i można ją zepsuć, gra z pełnym polotem. Pamiętajmy więc, że chociaż rejestrujemy wiele godzin różnych ujęć, prawdopodobnie najlepsze wersje będą na początku lub na samym końcu na bis. Środkowe za to idealnie sprawdzą się do łatania wszelkich błędów. Oczywiście nie musimy i nawet nie powinniśmy o tym mówić muzykowi…