Czy zgadzamy się wszyscy, że gra na gitarze powinna dawać dużo radości? Że obok artystycznego zadęcia i powagi procesu twórczego powinna po prostu dawać przyjemność? Jeśli tak, to jesteśmy już w połowie drogi do sklepu muzycznego, by kupić to niesamowite urządzenie. W ostatniej dekadzie popularne stały się loopery, czyli efekty zapętlające frazy grane przez nas na gitarach. Można było samemu stworzyć sobie podkłady i szlifować do nich solówki, skale, licki czy szkicować całe aranże. Teraz mamy coś więcej – producent poszedł krok dalej, a o tym, czy to jest krok zwykły czy milowy, przekonamy się w tym teście.
Premiera DigiTecha Trio Band Creator odbyła się na tegorocznym NAMM Show, gdzie otrzymał nagrodę Best of Show, a cztery miesiące później, na Musikmesse, sprzęt zgarnął niemniej prestiżową nagrodę dziennikarzy i prasy muzycznej MIPA w kategorii najbardziej innowacyjny produkt. Pragnę tylko zauważyć, że wynalazki, innowacje, nowe technologie to najważniejsza gałąź całego przemysłu, odpowiedzialna za rozwój oraz… stawanie się życia łatwiejszym i przyjemniejszym. Dlatego właśnie wynalazczość w branży gitarowej cieszy mnie najbardziej.
Gdyby jeszcze wszystkie te rozwiązania nie były na wiele lat opatrzone patentami i gdyby znalazł się taki Elon Musk, który potrafiłby jeszcze bardziej przyspieszyć wzrost w naszej branży…
Wróćmy do tematu. Jak już pewnie większość Czytelników wie, DigiTech Trio Band Creator to „band in the box” (zespół w kostce) czy – bardziej eufemistycznie przywołując zespół The Police – „ghost in the machine”. Efekt wygląda niepozornie, ale jeśli przyjrzymy się mu bliżej, okaże się, że jest większy od typowych kompaktowych kostek – trochę grubszy, trochę szerszy, trochę wyższy… Gdy skupimy się na jego panelu, od razu wyczujemy, że coś tu jest nie tak, że tych funkcji jest więcej niż standardowo, a ich opis sugeruje bardziej zaawansowane możliwości niż przysłowiowy delay. To, co z daleka wygląda jak zwykły pedał efektów, przeradza się w bezkonkurencyjne obecnie na rynku narzędzie ćwiczeń muzyka. Nie mogłem się zatem doczekać, by podłączyć urządzenie do prądu, zwłaszcza że w pudełku znalazłem przeznaczony do niego zasilacz. Jeśli nie mamy zamiaru korzystać z pedalboardu, zasilacz w komplecie będzie jak znalazł.
Obsługa i panel sterowania
Nauczenie się obsługi tego urządzenia jest prostsze niż, powiedzmy, bardziej zaawansowanego loopera. Wszystko czytelnie i zrozumiale opisano na panelu, a instrukcja quick start, którą znajdziemy w pudełku, pozwala nawet opornym na wiedzę rozpocząć zabawę w dwie minuty. Wciskając i przytrzymując kilka sekund footswitch, przechodzimy od razu do trybu gotowości – odpowiednia dioda LED mruga na czerwono. Przyuczanie efektu, czyli zagranie szeregu akordów lub dźwięków rozpoczynamy, wciskając pedał równocześnie z początkiem naszej gry. Dioda świeci się wówczas w sposób ciągły na czerwono. Kończymy również najlepiej na raz, jednocześnie wciskając przycisk DPDT. Ponowne wciśnięcie powoduje zatrudnienie elektronicznego zespołu – słychać już gotowy podkład sekcji rytmicznej, jaki wygenerował efekt DigiTech TRIO. Moja rada: aby miało to sens i dawało przyjemność, grajmy zawsze z precyzyjnie nastrojonym wiosłem i starajmy się czytelnie i sensownie zmieniać progresje akordów czy długości dźwięków. Podkład basowy nie dostroi się do nas, to my musimy dostroić się do niego (normalny strój temperowany A = 440 Hz). Podstawowe dwa potencjometry (a w zasadzie przełączniki) genre i style pozwalają wybrać styl muzyczny i… stylizację tego stylu, czyli różne warianty bluesa, jazzu i innych, przejawiające się w zróżnicowanych rytmach i basowych frazach. Dwa poniższe poty (bass i drums) działają jak volume poszczególnych instrumentów sekcji, dzięki czemu możemy precyzyjnie ustawić miks naszego tria. Po środku znajduje się regulator tempa podkładów, który zapewnia nam identycznie wysoką jakość brzmienia niezależnie od tego, o ile przyspieszymy czy zwolnimy tempo. Oto przewaga syntetycznych sampli od weve’owych tracków. Górny rządek przycisków oferuje dwa efekty gitarowe – całkiem fajny, jazzrockowy, Scofieldowski crunch z chorusem i fuzz à la Jack White (ujdzie). Przyciski 1, 2, 3 to trzy różne tracki, czyli sekwencje muzyczne, które możemy zarejestrować, zapamiętać i odtworzyć. Nie można ich odtwarzać jednocześnie, ale dzięki opcjonalnemu footswitchowi DigiTech FS3X można je łatwo przełączać w timie. Bez FS3X pozostaje przełączanie ręczne. Ostatni przycisk (alt tempo) pozwala zdublować tempo podkładu. Pamiętacie termin „double swing” z filmu „Whiplash”? Jeśli tak, to wiecie już, o co chodzi. DigiTech Trio można podłączyć do miksera (powermiksera) – stąd już droga otwarta do ulicznych czy imprezowych występów.
Jak to działa?
Utwory muzyczne zazwyczaj składają się z kilku części. DigiTech Trio potrafi nauczyć się do trzech różnych partii utworu i wygenerować do nich perkusję i bas, które mogą być wybierane w odpowiednich momentach w trakcie odtwarzania. Za pomocą opcjonalnego przełącznika nożnego DigiTech FS3X można wybierać style i sekcje bez angażowania rąk. DigiTech Trio ma przełącznik nożny typu soft-click z true bypassem, indywidualne wyjścia dla wzmacniacza gitarowego, miksera oraz słuchawek, zintegrowane efekty gitarowe. Jeśli ściszymy bas do minimum, czyli do zera, z DigiTecha Trio powstanie automat perkusyjny z niemal stu rytmami w setkach różnych temp. Dokładnie mamy do dyspozycji siedem gatunków muzycznych i dwanaście stylów do wyboru. Są to blues, pop, alt rock, rock, country, R&B oraz jazz. Każdy z tych gatunków może mieć różne struktury rytmu i frazy basu. Pod tym względem jest to urządzenie bardzo inteligentne, bo jeśli zadamy mu odpowiednią harmonię w odpowiednim układzie i tempie, potrafi on wygenerować taki basowy walking, że sam Ron Carter by się nie powstydził. Może trochę przesadziłem, ale dla mnie jako głównie basisty niektóre basowe przebiegi były naprawdę imponujące. Wszystko w timie, wypełniacze w odpowiednich miejscach, żaden dźwięk nie upchany na siłę – linie basu to rzeczywiście duża wartość tego efektu. Perkusja również wydaje się być intuicyjna i inteligentna. Przejścia czy akcenty następują dokładnie w miejscach łączenia taktów albo zapętlenia chorusów i nie są to przysłowiowe kartofle wysypywane na bęben, tylko stylowe przejścia, choopy tudzież inne feele. Akompaniament może być również ustawiony w metrum 4/4 lub 3/4 za pomocą switcha. Prędkość akompaniamentu jest płynnie regulowana, a efekt – jak już wspomniałem – ma również praktyczną funkcję zmiany tempa alt tempo (half time / double time). Wybór gatunków, stylów jest tak szeroki, że pokrywa w zasadzie wszystkie nasze zachcianki muzyczne, od naprawdę wolnych ballad jazzowych, przez średnie tempa utworów pop, po galopady country lub rock. W dodatku w zależności od tego, jakie akordy i w jakim układzie (również rytmicznym) wybierzemy, tak zmieni się i dopasuje rytmiczny pattern. DigiTech Trio Band Creator analizuje grę na gitarze i, bazując na niej, tworzy w szybki sposób pasujące ze sobą bas i perkusję. Mądre prawda?
Jak brzmi?
Nie jestem do końca przekonany, czy brzmienie tego typu efektu jest na tyle istotne, by się nad nim rozwodzić. W końcu nie będziemy na DigiTech Trio Band Creator nagrywali płyty długogrającej ani też nawet demo dla wytwórni płytowej. Z drugiej jednak strony inżynierowie i programiści grupy Harman nie mają się czego wstydzić. Dość syntetyczny w pierwszym wrażeniu bas, staje się po chwili jak najbardziej naturalnym składnikiem brzmienia tego elektronicznego zespołu. W miksie okazuje się, że jest jeszcze lepiej – barwa oraz sama struktura generowanego dźwięku basu jest gładka, czytelna, precyzyjna oraz… zróżnicowana. Jeśli bowiem wybierzemy sobie jazz jako styl, emulacja basu elektrycznego zamienia się w kontrabas z jego charakterystycznym mruczeniem i bezprogową miękkością. To bardzo miłe zaskoczenie – sample zapraszają nas do świata iluzji, bardzo dobrze udając rzeczony instrument. Jeśli chodzi o perkusję, to jest to typowy dźwięk znany ze współczesnych automatów perkusyjnych, może bez dynamiki i charakteru akustycznej perkusji, ale i tak całkiem uczciwie i sugestywnie oddający brzmienia poszczególnych elementów zestawu. W poszczególnych gatunkach muzycznych i ich wariantach głośność i barwy nieznacznie się zmieniają, ładnie dopasowując do stylu. Ogólne wrażenie jest zatem bardzo dobre, ale z założeniem, że nie będziemy oczekiwali jakości brzmień rodem z wtyczek VST. Należy to po prostu traktować jako bardzo przydatną pomoc w treningach i ćwiczeniach podkładów oraz solówek, a także jako narzędzie przydatne w pisaniu piosenek, wstępnym komponowaniu czy szkicowym aranżowaniu. W takiej roli sprzęt spisuje się znakomicie i już po kilku dniach (ja tak miałem) trudno będzie nam ćwiczyć niektóre rzeczy tylko do metronomu. Zapamiętajmy – DigiTech Trio jest idealnym narzędziem do ćwiczeń, pisania piosenek, występów solo lub po prostu grania dla frajdy, aby pojamować z samym sobą. Podłączam gitarę, gram kilka akordów, dopasuję wygenerowany przez kostkę akompaniament basu i perkusji do mojej wizji i jazda!
TESTOWAŁ: Maciej Warda