Obserwując to, co w ostatnich latach zrobił Marco de Virgiliis dla branży sprzętu muzycznego, można odnieść wrażenie, że uczestniczy on w niekończącym się wyścigu po ideał gitarowego i basowego brzmienia. Każdym nowym produktem udowadnia, że wciąż można zrobić coś lepiej, a rewolucja sprzętowa się nie zbliża – ona po prostu już trwa. Firma DV Mark doskonale zdaje sobie sprawę, że nie można pozwolić sobie na jakikolwiek przestój, więc co chwilę zaskakują nowościami.
Jedną z takich nowości jest wzmacniacz EVO 1. Jak łatwo się domyślić, nazwa nie jest przypadkowa i od razu sugeruje, że chodzi o ewolucję, czyli słowo, które razem ze słowem rewolucja występuje we wszystkich materiałach i reklamach promujących ten head. Może wydawać to się niektórym dość wyniosłe i wręcz pompatyczne, ale znając wcześniejsze dokonania Marco de Virgiliisa i jego załogi, śmiało można oczekiwać, że słowa te przejdą w czyny i nic nie jest tutaj na wyrost. Warto też zauważyć, że społeczność genialnych artystów, którzy są skupieni wokół marek DV Mark i Markbass, świadczy o tym, że osoba szefa oraz jakość, którą oferują jego produkty musi być magnesem. W końcu tacy mistrzowie jak Greg Howe, Frank Gambale, Eric Gales, Bireli Lagrene, Steve Rothery (i wielu, wielu innych) po prostu nie mogą się mylić. Spełnienie oczekiwań tak wymagających artystów jest nieprawdopodobnym wyzwaniem, którego Marco de Virgiliis się podjął i to z doskonałym rezultatem. Czy w przypadku EVO 1 również?
Budowa DV Mark EVO 1
Włoski styl to synonim dobrego smaku i coś, co można odnaleźć już nie tylko w samochodach czy modzie, ale również w muzyce i sprzęcie. DV Mark może pod tym względem śmiało uznawać się za jednego z liderów, bo ich sprzęt zawsze ma elegancki i wysmakowany design. Opisywany właśnie EVO 1 to zgrabny, ważący zaledwie 3,2 kg wzmacniacz, którego wymiary to 36 × 10 × 24,4 centymetra. Czarny kolor prezentuje się bardzo dobrze, zwłaszcza że połączono go ze złotymi wstawkami i jasnym podświetleniem, które dopełniają kolorowe diody (posiadające również funkcje praktyczne). Z przodu wszystko w EVO 1 wygląda dostojnie, przejrzyście i czytelnie. Na panelu przednim znajdziemy dwa wejścia gitarowe – pasywne i aktywne, wejście słuchawkowe aux in (stereo mini jack), a do tego osobne potencjometry dla obu dostępnych kanałów – amp, gain, low, mid, high, level, reverb. Wspólne gałki dla obu kanałów to – master, boost level, a do tego kontrola nad wejściem słuchawkowym, czyli phones level. Ostatnie dwa elementy widoczne z przodu to tuner z opcją mute, a także włącznik wzmacniacza. Z tyłu do dyspozycji mamy pętlę efektów (send 1 i 2 oraz return 1 i 2), speaker out, line out, midi in, a do tego przełączniki +4 dB/–10 dB i GND lift.
W tak nowoczesnym wzmacniaczu nie mogło zabraknąć oczywiście wejścia USB, które umożliwia rozszerzenie możliwości kreacji brzmieniowych za pomocą komputera. Jeszcze słowo o mocy, która na pewno robi wrażenie, czyli 250W MPT – autorskie Mark Proprietary Technology (dla 4 Ohm i 150 W przy 8 Ohm). Patrząc na EVO 1 z zewnątrz, zanim jeszcze przystąpimy do gry, można wywnioskować, że jest to zbawienie dla kręgosłupa i ułatwienie pracy wielu gitarzystom, którzy często występują i potrzebują do pracy czegoś, co będzie poręczne i lekkie. Tutaj warto podkreślić, że DV Mark dba nie tylko o efektowny wygląd i brzmienie (o czym więcej za chwilę), ale także o praktyczność, która osiągnęła tutaj poziom Himalajów.
Brzmienie DV Mark EVO 1
Za stronę wizualną i gabarytową EVO 1 otrzymał już wiele plusów, a przy tym brak tu jakichkolwiek wad, więc czym prędzej trzeba sprawdzić, jak prezentuje się pod względem brzmieniowym. Każdy, kto lubi obcować z nowym sprzętem (czyżby wszyscy gitarzyści?), wie, że pierwsze wrażenie jest często tym najważniejszym, które rzutuje na mniejsze bądź większe emocje podczas gry. Po kilku pierwszych dźwiękach pojawiła się u mnie ekscytacja, która według naocznego świadka (żony) objawiła się „bananem” na mojej twarzy. Banan jednak ten nomen omen zaowocował tym, że na twarzy żony pojawił się niepokój. Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w trzech literach, po których wszystko stanie się jasne – GAS (Gear Acquisition Syndrome). Cóż jednak począć, trzeba grać dalej i w nieskrępowany sposób odczuwać radość, jeśli sprzęt takową daje.
A EVO 1 bez wątpienia daje. Wszystkie dostępne pod ręką brzmienia w kanale czystym, jak i tym przesterowanym (jest ich po sześć), mają swój unikalny charakter, który wzorowany jest na tym, co DV Mark wypracowało przez lata, ale także na absolutnych klasykach. Porywająca jest dynamika, jaką oferuje EVO 1, która stawia go na równi z konstrukcjami lampowymi. Wyrazistość brzmienia w połączeniu ze wspomnianą dynamiką sprawia, że nikt nie wyczuje tutaj zamulających, sztucznych dźwięków, a jedynie zawodowo brzmiący head. Na kanale przesterowanym odnajdziemy mocne, selektywne i zwarte brzmienia, pozbawione plastiku i zbędnego „piachu”, natomiast kanał czysty daje pole do popisu. Może być przezroczysty jak łza, ale także lekko przybrudzony, pokazując pełną paletę możliwości – można uzyskać i szklankę, i coś bardziej neutralnego. Po podłączeniu do komputera i włączeniu aplikacji widzimy, że do każdego kanału i każdej z sześciu pozycji przyporządkować możemy wzmacniacze, które kryją się pod takimi nazwami jak: Triple 6, Darkface ‘65, Slodrive (US), Top 30 (UK), Maragold, Rock ‘75 (UK), JCMark, Recto (US), Progressive. Oprócz tego wybrać można kolumnę, a do wyboru jest tutaj: 4 × 12” Vintage 30, 2 × 12” Celestion oraz 1 × 12” Jensen. Oczywiście łatwo domyślić się, co te nazwy oznaczają, a najważniejsze jest to, że właśnie tak w praktyce brzmią. Każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od tego, czy woli brzmienia bardziej nowoczesne, klasyczne, czy spróbuje osiągnąć coś pomiędzy. Chociaż najbardziej podobają mi się Triple 6 i Slodrive na kanale przesterowanym, a Darkface ‘65 i Maragold na czystym, to jednak nie oznacza, że inne nie brzmią równie dobrze. Zaletą brzmień EVO 1 jest ich użyteczność – nie ma tutaj miejsca na „zapychacze”, czyli przeciętne brzmienia wciśnięte tylko po to, by było ich więcej. Każda barwa znajdzie swojego amatora i zastosowanie. Dodatkowym atutem jest to, że za pomocą aplikacji można wyposażyć się w kolejne brzmienia ze sklepu producenta. Aplikacja umożliwia też rozszerzoną edycję pogłosu. Reverb w tym wzmacniaczu to naprawdę bardzo mocny punkt, który ubarwi kanał czysty i zapewni plastyczne solówki z dużym poziomem gainu. Do wyboru są tutaj dwa rodzaje pogłosu – reverb i spring reverb. Ten pierwszy ma w aplikacji trzy wirtualne pokrętła: time, color i diffusion. Spring natomiast ma jedno pokrętło, którym wybieramy jedną z opcji – medium decay, long decay oraz re-spring. Oczywiście gdyby komuś było mało, to za pomocą pętli efektów może bezproblemowo połączyć EVO 1 ze swoją podłogą i ubarwić je urządzeniami zewnętrznymi, z którymi wzmacniacz DV Mark doskonale się dogada.
Podsumowanie DV Mark EVO 1
Uff… Pora ochłonąć i pozbierać myśli po niezwykle przyjemnej przygodzie z EVO 1. Przy tak dobrym sprzęcie bardzo łatwo przychodzi podsumowanie. Mamy tutaj przecież do czynienia z headem, który ma świetną prezencję, prostą obsługę, dedykowaną aplikację (która jeszcze bardziej ułatwia pracę ze wzmacniaczem), dwa kanały z niezależną kontrolą, a do tego dwie rzeczy, które są w tym konkretnym przypadku równie ważne – gabaryty oraz brzmienie. Czy EVO 1 byłby ciekawym wzmacniaczem, gdyby jego waga i wymiary były większe? Na pewno tak. Czy EVO 1 bez swoich wszystkich możliwości brzmieniowych, ale schowany w tym samym „opakowaniu” nadal byłby ciekawym headem? Znów trzeba przyznać, że tak. W ten sposób łatwo zobrazować sobie, że EVO 1 ma wszystko to, co potrzebne do szczęścia wielu gitarzystom w dzisiejszych czasach – uniwersalność, zaawansowaną edycję podaną w prosty sposób, doskonałą jakość brzmienia, a do tego niezastąpioną wygodę w transporcie. Każdy gitarzysta, który jest gotowy na „odchudzenie” swojego gitarowego arsenału, dostaje od DV Mark propozycję niemal nie do odrzucenia, a już na pewno do zapoznania i głębszej analizy. Mnie to przekonuje i z przyjemnością pomyślę o tym jeszcze za każdym razem, kiedy przyjdzie mi nosić i transportować ważący siedem razy tyle co EVO 1 wzmacniacz. Trzeba przyznać, że rEVOlucja trwa i wzmacniacze Marco de Virgiliisa jeszcze sporo namieszają – zarówno wśród konkurentów jak i w głowach klientów!
OPISY
• Możliwość przypisania do każdego z dwóch kanałów aż sześciu wzmacniaczy sprawia,
że head ten doskonale zabrzmi w każdym gatunku muzycznym.
• Wzmacniacz jak przystało na włoski design wygląda nie tylko rewelacyjnie, ale także rewolucyjnie.
• Nieocenionym atutem EVO 1 są jego gabaryty – jego waga to niewiele ponad 3 kg!
• Mimo dużych możliwości konfigurowania, head DV Mark jest bardzo prosty w użyciu.