Epiphone Thunderbird Classis IV Pro to nowa odsłona kultowej gitary, uszyta na miarę naszych czasów, a zatem nowoczesna, a nawet innowacyjna, jeśli weźmiemy pod uwagę kilka aspektów jej budowy oraz brzmienia.
Jak podaje producent, słowo „pro” w nazwie modelu (Pro to cała seria instrumentów od Epiphone’a) oznacza zastosowanie najnowszych rozwiązań technicznych, w tym umieszczenie w korpusie gitary potężnie brzmiących humbuckerów Gibson USA TB-Plus. Dzięki temu przechodzimy z Thunderbirdem na nowy poziom zaawansowania, śmiało stawiamy czoła wymaganiom współczesnego rynku muzycznego czy – ogólniej – szołbiznesu, który nawet od tak niepokornych wioseł wymaga najwyższej jakości technicznej, nowoczesnego brzmienia, a także nienagannego wyglądu. Z tym wiosłem mamy szansę wprowadzić nasze zasady w świecie wielkiej produkcji muzycznej, robimy w nim małą rewoltę, śmiało wchodzimy na salony, i nikt nie ma podstaw, by nas stamtąd wyprosić. To wiosło otwiera wiele drzwi, a w zasadzie wykopuje je z impetem! A jak już znajdzie się w centrum uwagi, to dzięki swoim walorom, także wizualnym (kolor alpine white wygląda pięknie w każdych okolicznościach), skupia uwagę i zyskuje przychylność publiczności.
Jak podaje producent, słowo „pro” w nazwie modelu (Pro to cała seria instrumentów od Epiphone’a) oznacza zastosowanie najnowszych rozwiązań technicznych, w tym umieszczenie w korpusie gitary potężnie brzmiących humbuckerów Gibson USA TB-Plus. Dzięki temu przechodzimy z Thunderbirdem na nowy poziom zaawansowania.
Budowa
Konstrukcja instrumentu nie zmieniła się natomiast ani trochę i jak zawsze stanowi sztywny monolit neck-thru-body z doklejanymi skrzydłami. Wykonano je oczywiście z litego mahoniu, a szyjkę, która trzyma w kupie cały instrument i odpowiada za jego sztywność tudzież rezonans, wykonano z kilku warstw mahoniu, przekładanego orzechem. Składa się na nią łącznie siedem warstw drewna, co nawet w przypadku customowych instrumentów byłoby ewenementem. Potwierdza to tylko fakt, że szyjka typu „przekładaniec” to większa niż lite drewno sztywność, która z kolei przekłada się na parametry akustyczne konstrukcji, z rezonansem i sustainen ma czele. Podstrunnicę stanowi nakładka z palisandru z perłowymi inkrustacjami w kształcie kropek oraz dwudziestoma progami medium jumbo, zaoblona do wartości radiusa 12 cali. Profil szyjki to 1960s Rounded Bass, co nie oznacza już „trzonka od łopaty”, ale bardziej ergonomiczną i „gitarową” chwytnię. Pręt napinający regulowany jest tradycyjnie w główce, która z kolei na żywo okazuje się być ogromna, większa niż większość główek basów, jakie kiedykolwiek widzieliście. Skala wiosła to oczywiście 34″. Można zaryzykować stwierdzenie, że Thunderbird to po prostu szyjka z dodatkami, bo cała reszta (no może za wyjątkiem wyjątkowych pickupów) stanowi tylko mniej lub bardziej funkcjonalny osprzęt. Sprawdźmy zatem, na jakie pozostałe elementy osprzętu warto zwrócić uwagę: są to przede wszystkim klucze Die-Cast Bass Tuners oraz czarny mostek, regulowany i mocowany w trzech punktach. Przyznaję, że fabrycznie ustawiona akcja strun była dla mnie zbyt wysoka, jednocześnie śruby regulacji jego wysokości nie chodzą zbyt lekko, toteż obniżenie mostka zajęło mi dobrych kilka minut, bo musiałem użyć do tego odpowiednio wcześniej zabezpieczonych kombinerek. Idziemy dalej: czarne, precyzyjne gałki potencjometrów regulują pracę przetworników – gryfowy i mostkowy, są identyczne: Gibson TB-Plus Humbucker (magnes ceramiczny). Kontrolujemy nimi głośność (osobno pickup gryf i mostek) oraz master tone. Większość pewnie słyszała stereotyp, zgodnie z którym thunderbirdy po zawieszeniu lecą na twarz, czyli na główkę. Uspokajam, już kilka lat temu pozbyto się tego problemu i nasz model jest tego kolejnym dowodem. Choć główka jest duża, nie trzeba jej ciągle podtrzymywać, a gitara leży prawidłowo na naszych plecach.
To wiosło otwiera wiele drzwi, a w zasadzie wykopuje je z impetem! A jak już znajdzie się w centrum uwagi, to dzięki swoim walorom, także wizualnym (kolor alpine white wygląda pięknie w każdych okolicznościach), skupia uwagę i zyskuje przychylność publiczności.
Brzmienie
Napisałem o przychylności publiczności, jaką zyskuje ten bas, teraz czas na przychylność panów akustyków, którym przyjdzie tę gitarę nagłaśniać na koncertach, a także panów realizatorów, którzy nagrają ją w studiu i wyczarują z utworu prawdziwą rockową petardę. Nietrudno się domyślić, że brzmienie nowego thunderbirda wynika w dużej mierze z zastosowanych przetworników. Okazuje się, że generują one mocny sygnał w całym paśmie, oferując dynamiczny i dobrze zdefiniowany dźwięk. Definicja dźwięku kojarzy się nam zazwyczaj z jego oryginalnością i zdolnością do wyróżniania się spośród tysięcy podobnych, w czym pomaga i co wspiera nasza artykulacja i styl gry. Manualne cechy chwytu, docisku, ataku (jego techniki, kąta, siły itp.) wyłuskują z danej masy dźwięków nasze własne brzmienie, które – jak się okazuje – płynie „z łapy”, a barwa dźwięku jedynie go masteringuje, ergo nadaje odpowiedniej temperatury, tudzież chromatyki. Sprawdźmy, w jakie tonalne obszary zabiera nas Epiphone Thunderbird Vintage Pro. Obydwa przetworniki są takie same, ale ich umiejscowienie sprawia, że grają inaczej. Po tym mostkowym słychać, że mamy chyba do czynienia z jakimś nowym podejściem do wyboru pickupów, bo bridge przy potencjometrze tone ustawionym w „jaśniejszej” połowie skali gada nad wyraz ciepło, grubo i punchy. W takim wypadku, grając 100% pickupem bridge jesteśmy jak najdalsi od płaskiego, suchego brzmienia, które mogłoby być wykorzystane co najwyżej w domowych ćwiczeniach. Grając kostką na tym pickupie, mamy czyste punkrockowe mięcho, posiadające jednocześnie godną reprezentację pozostałych pasm, tak by w razie czego w studiu nie trzeba było zewnętrznym equalizerem szukać i dodawać po 20 dB dołu… Pickup przy gryfie dodaje pełni temu brzmieniu, jeszcze bardziej je pompuje, jeśli chodzi o potęgę tonalności i pełnię spektrum. Przy dwóch przetwornikach na 100% słychać w końcu prawdziwy charakter nowego thunderbirda: potężne, zwarte, czytelne, czyste, dopieszczone. Pomimo tej potęgi projekcja alikwotów jest tu bardzo kulturalna jak na tak „rebelianckie” wiosło. To, czy będzie ono brzmiało niegrzecznie, zależy bardziej od backline’u, którym dysponujemy, lub efektów w pedalboardzie. A skoro już o tym mowa, to thunderbird doskonale współpracuje z sansampami, boosterami, driverami czy innymi podobnymi preampami kształtującymi drapieżność brzmienia oraz jego dynamikę. Zero pułapek, zero rozczarowań, maksimum zadowolenia – oto odczucia powtarzające się za każdym razem, gdy obcuję z thunderbirdami. Nie inaczej było teraz.
Można zaryzykować stwierdzenie, że Thunderbird to po prostu szyjka z dodatkami, bo cała reszta (no może za wyjątkiem wyjątkowych pickupów) stanowi tylko mniej lub bardziej funkcjonalny osprzęt.
OPISY
- Konstrukcja instrumentu to sztywny monolit neck-thru-body z doklejanymi skrzydłami z litego mahoniu.
- Szyjkę wykonano z kilku warstw mahoniu przekładanego orzechem. Składa się na nią łącznie siedem warstw drewna.
- Podstrunnica to nakładka z palisandru z perłowymi inkrustacjami w kształcie kropek oraz dwudziestoma progami medium jumbo.
- Profil szyjki to 1960s Rounded Bass.
- Czarny mostek, regulowany i mocowany w trzech punktach.
- Czarne, precyzyjne gałki potencjometrów regulują pracę przetworników Gibson TB-Plus Humbucker z magnesem ceramicznym.