Marshall nie byłby Marshallem, gdyby nie przygotował na targi NAMM 2019 kilku gorących nowości. Tym razem chodzi o zupełnie nową linię Studio.
Potraktujmy ten tekst jako zapowiedź tego, co niedługo ukaże się na łamach naszego magazynu w formie dużego testu. Tytułowego wzmacniacza nie ma jeszcze w oficjalnej sprzedaży, ale dystrybutor, firma Lauda Audio, zapewnia, że na półki sklepów trafi on już niedługo, zatem jest o czym pisać.
Jak sama nazwa wskazuje, ten wzmacniacz zaprojektowany był z myślą o środowisku studyjnym i wszystkich jego aspektach: od żmudnej, długiej pracy, przez szalone pomysły brzmieniowe użytkowników wzmacniacza, po wiecznie niezadowolonego z efektów pracy realizatora i jego próby wyzyskania maksimum nasycenia i barw. Dzięki temu, że nasz Marshall doskonale odnajduje się w tych realiach, paradoksalnie staje się on także użyteczny w innych sytuacjach – na mniejszych koncertach oraz podczas domowych ćwiczeń. Marshall Studio Vintage jest oparty na SLP Plexi 1959, a dokładniej na jego reedycji z 1995 roku nazwanej JMP 1959SLP. Kilka słów przypomnienia, czym w ogóle jest Super Lead Plexi. W zasadzie od niego wszystko się zaczęło – niektórzy piszą, że ta konstrukcja „wynalazła muzykę rockową”, i na pewno coś jest w tym stwierdzeniu, skoro największe gwiazdy pokroju Pete’a Townshenda (Plexi powstał właśnie na jego prośbę!), Jimmy’ego Page’a czy Jeffa Becka nagrywały na nim swoje najważniejsze albumy. Był on produkowany od 1965 do 1981 roku i został zastąpiony kolejną legendą – wspaniałym JCM800. Miewał reedycje pod nieco innymi symbolami (m.in. 1959S, 1959X czy 1959 SLP), a najnowszą jego inkarnacją jest właśnie tytułowy SV20. Jest on mniejszy od pierwowzoru, ma 20 W z możliwością redukcji do 5 W, co jest w dzisiejszych czasach w zasadzie pozycją obowiązkową. Paczka jest oparta na dwóch dwunastocalowych głośnikach Celestion w pionowej konfiguracji, która powoduje wielką skuteczność takiej ściętej kolumny.
A brzmienie? Cóż, zależy, z jaką gitarą, ale zawsze będzie to wyraźna, naturalna kompresja, piękny, plastyczny przester i gorący, lampowy charakter barw na każdym poziomie głośności. A teraz włączamy sobie „Back In Black” AC/DC, potem „All Right Now” Free i na koniec „Ain’t Talkin’ Bout Love” Van Halen. Na początek wystarczy, by przypomnieć sobie, o czym mówimy. Studio Vintage istnieje także jako combo (SV 20C) z jednym dziesięcio- lub dwunastocalowym głośnikiem Celestion.