Mesa/Boogie to marka, która od dawna jest legendą wśród gitarowej branży. Kalifornijski producent prezentuje małe combo Fillmore 25, które ma wyznaczyć nowy poziom w szeregach mniejszych konstrukcji lampowych.
Mamy tutaj świetny patent na klonowanie kanałów wzmacniacza. W ten sposób otrzymujemy do dyspozycji dwa identyczne kanały, które mogą pracować niezależnie w trzech różnych trybach. Takie rozwiązanie daje niesamowitą elastyczność w kreowaniu palety brzmień naszego tytułowego bohatera. To rozwiązanie zostało już zastosowane u jego starszego brata, czyli w modelu Fillmore 50. Testować będziemy combo, ale Fillmore 25 dostępny jest też w wersji head. Legendarnej jakości wzmacniaczy firmy Mesa nie można kwestionować – nie ma do tego podstaw, dlatego czas przetestować to ręcznie produkowane w Kalifornii combo.
Budowa i możliwości
Zaczniemy od tego, że do budowy użyto materiałów najlepszych pod każdym względem. Nie znajdziemy tutaj żadnej skazy. Wykończenie i dopieszczenie każdego szczegółu jest wręcz nadzwyczajne. Już na wstępie zaznaczyłem, że wszystkie modele Mesy są robione ręcznie w USA, w Kalifornii, ale warto to powtórzyć. Mamy tu nieco oldschoolowej stylistyki w wyglądzie wzmacniacza, ale z zachowaniem tradycyjnej kolorystki i czcionki producenta. Solidna obudowa, jak i wytrzymały uchwyt z pewnością nas przeżyją. Fillmore 25 ma dwa identyczne kanały (technologia Channel Cloning), które mogą pracować w trzech różnych trybach: clean, drive lub hi. Dzięki temu rozwiązaniu piec staje się bardzo uniwersalny brzmieniowo, ale i użytkowo. Możemy przecież mieć dwa czyste kanały o rożnych parametrach. Dwa przesterowane lub czysty i przesterowany. Osoby potrzebujące mocnych brzmień mogą wykorzystać dwa mocno przesterowane kanały (tryb hi). Możliwość kombinacji zaspokoi chyba każdego gitarzystę. Oba kanały posiadają pełen komplet niezależnych regulacji: gain, bass, mid, treble, reverb, presence i master. Gałki do regulacji reverbu są umieszczone na tylnym panelu wzmacniacza.
Kanały możemy zmienić przełącznikiem umiejscowionym na przednim panelu lub footswitchem, który otrzymamy w komplecie. Wyjście na footswitch jest umiejscowione na przednim panelu, tuż pod gniazdem input. Technologia układu Fillmore 25 oparta jest na pracy dwóch lamp Mesa 6V6 i technologię Dyna-Watt (18 W clean/ 23 W maks.), co pozwala uzyskać świetny atak, klarowność i pełny dźwięk na niższych poziomach głośności. Na przedwzmacniaczu mamy pięć lamp Mesa 12AX7. Nasza gwiazda wyposażona jest w głośnik Celestion Custom 90 i ma konstrukcję z częściowo otwartym tyłem. Ma też sprężynowy reverb regulowany osobno do każdego kanału i pętlę efektów. Reverb możemy aktywować dodatkowym footswitchem.
Brzmienie
Czas ograć tę piękną dwudziestkę piątkę! Na wstępie zaznaczę, że na pokładzie mamy także sprężynowy reverb – jest on przejrzysty, głęboki i ani trochę nachalny! Oznacza to, że nawet przy ustawieniu na 1/2 czy 3/4 cały czas jest dodatkiem do granych dźwięków i zachowuje swoją klarowność. Osobiście bardzo mi odpowiada ustawienie reverbu pomiędzy w pozycji między godziną 10 a 11.
Do testu podchodzę z sentymentem, ponieważ moja lampowa przygoda zaczęła się od wzmacniacza Mesa Boogie model Express 5:25. Odpalam kanał pierwszy i tryb pracy CLN – clean. Jeśli komuś się wydawało, że Mesa służy tylko do ciężkiego grania, to jest w błędzie. Czysty dźwięk, który tu dostajemy, to najwyższy poziom jakości brzmienia. Zakres gainu działa świetnie. Moja propozycja to ustawienie pomiędzy 12 a 13. Po 14 zaczyna wpadać w subtelny i przyjemny drive, ale wciąż jest to clean! Gałka presence świetnie urozmaica brzmienie. Na pozycji 9/10 pięknie zmiękcza, zaokrągla i przyciemnia brzmienie. Kręcąc dalej na pozycje 12/13, mam już nieco jaśniejsze i klarowne brzmienie. Na pozycji 15/16 mam krystaliczny nasycony górą i środkiem dźwięk. Coś pięknego!
Przechodzimy w tryb drive. Gain ustawiony na godzinę 9 daje nam jeszcze czyste brzmienie. Po godzinie 10 wpada bardzo płynnie w niesamowity drive. Na godzinie 12/13 czuje się jak gwiazda rocka na stadionie. Słyszę tu echa wszelkich legendarnych rockowych riffów – dynamiczny i jednocześnie pełen powietrza dźwięk. Godzina 15/16 to już ostro, solowe barwy lub mocne hardrockowe riffy. Pomimo już sporej zawartości przesteru w brzmieniu jest ono wciąż dynamiczne, szybkie i elastyczne. Czas na tryb hi (high-gain). Tutaj na starcie dostajemy lekki crunch na pozycji 9/10. Już od poziomu 11 zaczyna się rockowa jazda – aż do poziomu 13. Po ustawieniu gałki gain na godzinę 14 zaczyna się przygoda z rasowym, mocno nasyconym, ale wciąż klasycznym przesterem z powiewem teraźniejszości. Pozycja 15/16 to prawdziwa jazda, ale nie ma tutaj mowy o nazbyt twardym dźwięku, kujących wysokich tonach czy piaskowo-siarkowym napływie. Nie! Dalej mamy High-gain o pełnym spektrum gorących, lampowych brzmień drive, jakie mogliście tylko usłyszeć w innych modelach Mesy. Oczywiście wszystko to, co napisałem, dotyczy też drugiego kanału, bo są identyczne (technologia Channel Cloning).
Podsumowanie
Nazwa wzmacniacza to hołd złożonym kultowym klubom z obu wybrzeży USA, które przez dziesiątki lat gościły największe legendy w historii rocka. W zestawie dostajemy przełącznik nożny do zmiany kanałów i materiałowy pokrowiec. Urządzenie cechuje niewielka waga, bo tylko 8,1 kg. Niewielkie gabaryty, niesamowita dynamika, nadzwyczaj szeroki zakres brzmienia i funkcjonalność czynią z Fillmore 25 (wersja combo, jak i head) doskonałe i zawodowe narzędzie do studia, próbę i wszelkie koncerty.
Wszystkie wzmacniacze Mesa/Boogie pochodzące z polskiej dystrybucji objęte są pięcioletnią gwarancją. Na zamówienie Fillmore 25 można otrzymać w customowym wykończeniu, np. w pięknej wersji Amber Stained Flame Maple. Z myślą o wersji head zaprojektowano nową kolumnę 1 × 12 – Fillmore 19, o otwartej konstrukcji. Podobnie jak w testowanym combo, znalazł się w niej głośnik Celestion Custom 90. Cena tego nowego modelu Mesa/Boogie nie jest z pewnością mała, ale odpowiednia do możliwości, brzmienia, jakości i marki kalifornijskiej firmy.