Pewnie część z Szanownych Czytelników słyszała o tym headzie, bo faktycznie jest to nowy ciekawy model w ofercie TC Electronic, o którym trochę już się pisało. Wszystko wskazuje na to, że Thrust BQ500 może pochwalić się kilkoma cechami niespotykanymi do tej pory w basowych headach TC.
Headów TC nie sposób pomylić z inną marką. Poza tym, że są mają charakterystyczną estetykę, to mają także swoje własne brzmienie i chyba właśnie dlatego znalazły drogę do serc wielu uznanych basistów, że wymienię tylko Francisa „Rocco” Prestię, Cody Wrighta, Briana Bellera, Rogera Glovera czy Nathana Easta. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że to wciąż te same niezmienione wzmacniacze. Marka TC Electronic nie byłaby sobą, gdyby cały czas nie szukała dla nas udogodnień i nie upgrade’owała swoich konstrukcji. Kto zachował czujność, ten już widzi na zdjęciach tajemniczy potencjometr thrust, obecny także w nazwie urządzenia. To jest właśnie główny wyróżnik tej konstrukcji, który sprawia, że z headem BQ500 wkraczamy na nowe pole, jeśli chodzi o dynamikę brzmienia i konturowość dźwięku. Sam wzmacniacz jest niezmiennie niewielki, lekki i przyjemny w transporcie, co dla aktywnych muzyków powinno mieć niebagatelne znaczenie. Uchyliliśmy rąbka tajemnicy, pozostaje zatem opuścić kotarę i wyznać wszystko, co wiemy o tytułowym wzmacniaczu.
Headów TC nie sposób pomylić z inną marką. Poza tym, że są mają charakterystyczną estetykę, to mają także swoje własne brzmienie i chyba właśnie dlatego znalazły drogę do serc wielu uznanych basistów, że wymienię tylko Francisa „Rocco” Prestię, Cody Wrighta, Briana Bellera, Rogera Glovera czy Nathana Easta.
Budowa
Zacznijmy od podstaw. Pierwszy stopień mocy w głowie Thrust BQ500 oparty jest tradycyjnie na tranzystorach MOSFET, które charakteryzują się dużą stabilnością temperaturową (nie trzeba używać dodatkowych układów stabilizujących ergo: chłodzących), minimalnie lepszym odtwarzaniem wyższych częstotliwości (ponieważ wyższy jest w nich parametr slew rate) i wystarczająco wysokim współczynnikiem tłumienia (wytłumaczenie tego terminy znajdą Czytelnicy w teście Amptweaker DepthFinder w bieżącym wydaniu „TopGuitar”), co w połączeniu z charakterystyką nadaną mu przez duńskich inżynierów (m.in. „odporność” na wyższe napięcia) pozwala w miarę wiernie emulować wzmacniacze lampowe wraz z ich dynamiką i naturalnością. Po drodze mamy jeszcze moduł thrust oraz tor aktywnej czteropunktowej korekcji (bass, lo-mid, hi-mid, treble). Jeśli dodamy do tego ostatni stopień mocy (master), zrealizowany w klasie D i generujący na wyjściu 500 W mocy, będziemy mieli ogólny obraz chwały TC Electronic. Jak w praktyce wygląda kontrola toru akustycznego w naszym headzie? Sygnał wprowadzamy do wzmacniacza przez uniwersalne wejście z przełącznikiem active/passive, a do dyspozycji mamy też regulację czułości wejściowej, którą szybko dopasujemy do naszej gitary, tak by dysponować maksymalnym headroomem i w całości wykorzystać możliwości barwowe i dynamiczne naszego basu. Trzeba w końcu wyjaśnić, że nowe wzmacniacze zawdzięczają swą nazwę zastosowanemu w nich układowi kompresora, uruchamianemu przełącznikiem. Do regulacji kompresora służy pokrętło thrust, a dioda LED informuje nas o przekroczeniu przez sygnał progu i aktywacji procesora. Wychodzi na to, że ta regulacja to po prostu parametr threshold sprzężony z ratio, ergo: czułość (próg początku działania efektu) połączoną ze stopniem kompresji. Wiem, że doskonale się to sprawdza w innych wzmacniaczach, więc zanim włączyłem ten head do prądu, byłem pewien jego nienaganności działania. Dioda LED tresh potwierdza działanie kompresora – gdy świeci, wiadomo, że próg został przekroczony, a układ pracuje. Korekcja to cztery nachodzące na siebie do pewnego stopnia obszary częstotliwości, którymi można dopasować brzmienie do naszych aktualnych potrzeb. Na koniec opisu wypada dodać, że BQ500 oferują symetryczne wyjście liniowe XLR z przełącznikiem pre/post EQ, a także stereofoniczne wejścia aux typu jack 1/8 cala i takie samo wyjście słuchawkowe. Do dyspozycji mamy też wyjście głośnikowe typu speakon. Nowe wzmacniacze zamknięto w obudowie o wymiarach 255 × 69 × 233 mm, a ciężar każdego z nich to niewiele ponad 2 kg. Istnieje także bliźniaczy, nieco tańszy head BQ 250, który różni się tylko mocą, co jednocześnie stanowi o jego bardziej kameralnym przeznaczeniu.
Kto zachował czujność, ten już widzi na zdjęciach tajemniczy potencjometr thrust, obecny także w nazwie urządzenia. To jest właśnie główny wyróżnik tej konstrukcji, który sprawia, że z headem BQ500 wkraczamy na nowe pole, jeśli chodzi o dynamikę brzmienia i konturowość dźwięku.
Brzmienie
Head podłączyłem do kolumny, którą miałem aktualnie pod ręką, czyli Taurusa TS 210N. Charakteryzuje się ona detalicznością na wysokim poziomie i co za tym idzie – daje szybką odpowiedź na dźwięk w trakcie dynamicznego grania, również w zakresie niskich częstotliwości. Wspomniany czteropasmowy korektor jak to w TC zawsze bywało działa subtelnie, ale sugestywnie, to znaczy bardziej oddziałuje psychoakustycznie, wrażeniowo, działa na „wyższym poziomie percepcji” niż większość takich układów we wzmacniaczach, jakie znam. Być może wynika to z faktu, że korekcja pasm działa tu szeroką obwiednią a nie punktowo, w każdym razie można fajnie odczuć co to znaczy płynność equalizacji, która działa trochę jak filtry pasmowoprzepustowe, a nie jak zwykłe boost/cut na konkretnych częstotliwościach. Mam wrażenie, że tak jak płyta „The Sun Don’t Lie” uznawana była przez środowiska audiofilskie za wzorzec prawidłowej projekcji basu (najczęściej albo system audio gra nisko, albo bas jest kontrolowany – ten album wymaga od sprzętu obu tych cech…), tak head TC Electronic Thrust jest wzorcem tego, jak powinno być odzwierciedlone brzmienie naszego basu, tak by wyzyskać maksimum jego pasma i jednocześnie nie stracić kontroli nad brzmieniem. Brzmienie na ustawieniach neutralnych korekcji jest pełne, okrągłe, wypełnione ciepłymi alikwotami w doskonałych proporcjach. Jednocześnie wzorcowo wręcz odpowiada na dynamikę gry, podczas silnego ataku lub slapu, wychodząc na pierwszy plan jasne, dźwięczne składowe zaznaczające same czoła granych nut. Poprzez głębię tonów, gdy zachce się nam podbić nieco basy, barwa staje się nieco zamazana, ale za to wypełnia wówczas szczelnie całą scenę czy pomieszczenie, w którym gramy. Do studia sytuacja idealna, a na koncercie będziemy musieli popracować środkiem spektrum. Fajne jest to, że wzmacniacz zachowuje tę jakość dźwięku również przy znacznych głośnościach – nie miałem wrażenie najmniejszej nawet degradacji brzmienia, cały czas zachowywało koloryt i równomierne nasycenie.
Opis: Lekki, poręczny i bardzo użyteczny wzmacniacz basowy o średniej mocy (500 W). Korekcja i kompresor na pokładzie to jego najważniejsze atuty.
Sprzęt dostarczył:
SoundTrade
tel. 22 632 02 85
[email protected]
www.soundtrade.pl
Strona producenta: www.tcelectronic.com