Nowi właściciele marki (dzisiaj Trace Elliot należy do Peaveya) postanowili tchnąć w nią po latach nowe życie. To nowe otwarcie nie mogło być byle jakie i bazować na tym, co już znane i ograne, dlatego postanowiono zwrócić na siebie uwagę zupełnie nowym produktem.
Nie wszyscy producenci decydują się na tworzenie małych i ultrawygodnych zestawów dla basistów (można by je nazwać mini-full stackami), w których wzmacniacz stanowi prawdziwy cud miniaturyzacji, a niewielkie kolumny to wzór kompaktowości. Ciężko bowiem połączyć w normalnie (a co dopiero atrakcyjnie!) wyglądający komplet wzmacniacz wielkości efektu gitarowego i spełniające swoje zadanie kolumny basowe. W przypadku Trace Elliot Elf wszystko zostało zaprojektowane od początku do końca. Co prawda, sama idea głowy z dwiema paczkami nie jest szczególnie rewolucyjna, ale już jej design, gabaryty, funkcjonalność, skuteczność na scenie i – co najciekawsze – brzmienie, są powodem do dumy twórców-inżynierów. Jeśli mógłbym tutaj rzucić luźne skojarzenie, to ten zestaw jest dla mnie jakimś wielkomiejskim, aglomeracyjnym symbolem, punktowcem jakiegoś downtown usianego drapaczami chmur… Jest jakby smukłą miniaturą wieżowca-biurowca powołaną do życia w zupełnie innym celu.
Budowa
Pierwsza nowa i poważna rzecz od Trace Elliot od wielu lat. Odważna, ryzykowna, ale po bliższym kontakcie już wiem, że bardziej zachwyca niż dziwi. Zaczęło się jednak od mojego zafrapowania – jak w tak małym pudełku umieścić cały tor akustyczny sygnału, z jego korekcją, filtrami i dwoma stopniami wzmocnienia, aby na wyjściu uzyskać 200 W mocy i brzmienie o pełnym spektrum częstotliwości? Imponujące. Jak już pisałem, w pierwszym zajawkowym miniteście heada Elf, nie wiem, czy jest to najmniejsze tego typu urządzenie na rynku, ale wiem, że mniejsze już chyba być nie powinno. Dlaczego? To proste – zachowując nawet taką podstawową regulację i korekcję utrudniona byłaby jej swobodna obsługa na panelu. Tutaj znaleziono chyba arystotelesowski złoty środek pomiędzy wygodą a precyzją regulacji parametrów – udało się zaprojektować to ergonomicznie i funkcjonalnie. Zapewniono szybką kontrolę nad brzmieniem. Oto co widać na panelu. Od lewej widać potencjometr gain (dopasowanie czułości preampu do sygnału wejściowego z różnych typów basówek), trójpasmową korekcję bass, mid, treble oraz volume. Pierwsza od lewej dioda LED informuje o aktualnym stanie sygnału i jego zniekształceniach (w zależności od stopnia przesterowania i kompresji), a dioda po prawej informuje po prostu o pracy wzmacniacza. Dwa gniazda (instrumentalne input i słuchawkowe phone – obydwa na duże jacki) dopełniają panel przedni. Z tyłu mamy wyjścia speakon oraz liniowe DI. Cóż, chyba czas przestawić swoje myślenie, polegające na tym, że dla basisty im większy i cięższy wzmacniacz tym lepiej. Świat galopuje naprzód i nie można zamykać oczu na rzeczywistość, a ona jest taka, że mamy teraz dostęp do małych, tanich wzmacniaczy, które niezawodnością i skutecznością konkurują z kilka razy większymi konstrukcjami, a poręcznością i komfortem obsługi biją je na głowę.
Kolumny
Wiadomo, że wzmacniacz byłby niewiele wart, gdyby nie zapewniono mu towarzystwa głośników, a najlepiej kolumn głośnikowych. Dlatego też dla Elfa wymyślono dwie małe paczki, zgrabne i skuteczne. Trace Elliot Elf 1 × 10″ (300 W) i Trace Elliot Elf 2 × 8” (400 W) to idealne uzupełnienie zestawu łączone przewodem z wtykiem jack. Wyposażono je w neodymowe głośniki Eminence i dwa równoległe wyjścia, dzięki czemu można korzystać z dodatkowych kolumn ELF bądź innych o impedancji nie mniejszej niż 4 Ohm. Wyprofilowane miejsca u góry kolumn pasują do nóżek wzmacniacza, utrzymując go stabilnie na miejscu. Głośniki są pełnozakresowe, a zarówno kolumna z dziesiątką, jak i ta z dwoma ósemkami są ośmioomowe (z tym, że pojedyncze głośniki 8” są szesnastoomowe). Obydwie kolumny charakteryzują się wytrzymałą konstrukcją skrzyni, zamontowano w nich dwa równoległe gniazda wejściowe, mają wbudowany górny uchwyt oraz gruby metalowy grill, skutecznie chroniący membrany przed uszkodzeniami mechanicznymi. Wygląd kolumn jest oczywiście dostosowany do wyglądu wzmacniacza, a cały zestaw nie pozostawia wątpliwości, z jaką marką mamy do czynienia. Last but not least, waga paczki z dziesiątką to jedynie 7,5 kg, ta na dwóch ósemkach ledwie przekracza 12 kg. Od dzisiaj można być chuchrem i mieć własny stack basowy!
Brzmienie
Dla niektórych najważniejszy punkt programu, a dla piszącego te słowa – najbardziej wymagający fragment testu. Nie jest łatwo obrazowo opisać subiektywne wrażenia, choć na szczęście pewne elementy brzmienia zawsze pozostaną obiektywne. Zacznijmy od tego, że najbardziej naturalnym brzmieniem dla tego wzmacniacza, słyszalnym na ustawieniach neutralnych korekcji, jest czysty, jasny dźwięk, który jednocześnie ma bardzo dużo punchu, ponieważ składowe dźwięku (przede wszystkim atak) dopalono niewidzialną kompresją. Tak naprawdę jest ona widzialna, bo zielona (a jakże!) dioda informuje o działaniu tego układu – tym częściej, im częściej gain znajduje się poza połową skali. Dzięki temu całkiem fajnie czułem się z tym zestawem przy grze slapem i mocniej atakowanych dźwiękach, szczególnie tych w wyższych pozycjach. Pojawiał się wówczas dzwon (grałem na Sire V7), charakterystyczny dla pełnego nasycenia alikwotami. Uzyskać taki dźwięk z takiego zestawu? Fenomenalne!
Korekcja działa skutecznie i namacalnie, bo cały czas czujemy bliskość i skuteczność kolumn. Gdy podbijamy bas, brzmienie do pewnego momentu pęcznieje, ale mam wrażenie, że bardziej w najniższym paśmie, a nie gdzieś na granicy basów i niskiego środka. Middle dodaje jeszcze więcej punchu i matowej twardości (skłaniającej nas do funkowych fraz granych bliżej mostka), a treble – jak to treble – rozjaśniają dźwięki, ale w kulturalny sposób, bez denerwującego, metalowego zgrzytania. Pomimo kompresji potencjometr gain potrafi przesterować sygnał w drugiej połowie skali, ale dzieje się to w sposób przydatny muzycznie – ciekawy basowy warkot, który dzięki automatycznie aktywowanemu układowi kompresji dźwięku daje kawał rockowego, basowego mięcha. Przyznaję, że zupełnie się tego nie spodziewałem z takiego wzmacniacza. Pamiętajmy jednak, że Elf to przede wszystkim czyste barwy, a świetny, kryształowy i transparentny dźwięk to główny atut tej konstrukcji.