Ultrakompaktowy basowy wzmacniacz kieszonkowy, który pomimo szokująco małych gabarytów zachowuje większość cech scenicznego i studyjnego basowego wzmacniacza.
Trace Elliot to jedna z tych marek, która ma swoich zagorzałych zwolenników, ale w dzisiejszych czasach nie należy do czołówki, jeśli chodzi o popularność. Wzmacniacze tej marki korzystają ze legendarnej spuścizny, którą wykreowali w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, i wyraźnie mają ochotę powrócić do łask współczesnych basistów. Mocnym krokiem w tę stronę jest konstrukcja Trace Elliot Elf (pierwsza nowa rzecz od TE od wielu lat), która po bliższym kontakcie tyleż szokuje, co zachwyca! Jak w tak małym pudełku umieścić cały tor akustyczny sygnału, z jego korekcją, filtrami i dwoma stopniami wzmocnienia, aby na wyjściu uzyskać 200 W mocy? Imponujące.
Nie wiem, czy jest to najmniejsze tego typu urządzenie na rynku, ale wiem, że mniejsze już chyba być nie powinno, bo po pierwsze, utrudniona byłaby wówczas regulacja na panelu, a po drugie można by je chyba zbyt łatwo zgubić… Tutaj jednak wszystko jeszcze jest zaprojektowane ergonomicznie, funkcjonalnie i bezpiecznie. Barwy i design jednoznacznie kojarzą Elfa z marką Trace Elliot, z główki potencjometrów są odpowiednio duże i w wygodnej odległości od siebie. Mamy tutaj zatem potencjometr gain (dopasowanie czułości preampu do sygnału wejściowego z różnych typów basówek), trójpasmową korekcję bass, mid, treble oraz volume. Gain przesterowuje sygnał w drugiej połowie skali, ale dzieje się to w sposób przydatny muzycznie – ciekawy basowy warkot, automatycznie aktywowany układ kompresji dźwięku dają kawał rockowego, basowego mięcha. Zupełnie się tego nie spodziewałem z takiego wzmaka. Pamiętajmy jednak, że Elf to przede wszystkim czyste barwy, świetny, kryształowy i transparentny sound to główny atut tej konstrukcji. Dioda „S” informuje o aktualnym stanie sygnału i jego zniekształceniom (w zależności od stopnia przesterowania i kompresji), a dioda „P” informuje po prostu o pracy wzmacniacza. Dwa gniazda (instrumentalne input i słuchawkowe phone) dopełniają panel przedni. Z tyłu mamy wyjścia speakon oraz liniowe DI.
Cóż, czas ostatecznie przestawić swoje myślenie, polegające na tym, że dla basisty im większy i cięższy wzmak tym lepiej. Świat galopuje naprzód i nie można zamykać oczu na rzeczywistość, a ona jest taka, że mamy teraz dostęp do małych, tanich wzmacniaczy, które niezawodnością i skutecznością konkurują z dziesięć razy większymi konstrukcjami, a poręcznością i komfortem obsługi biją je na głowę.