Zainteresowani basiści i stali czytelnicy TopBassu wiedzą, że Star Bass jest instrumentem niepowtarzalnym. Jest co prawda kilka pozornie podobnych konstrukcji na rynku, ale Star Bass wraz z jego pierwowzorem (pierwowzorem wszystkich basów hollow body) od Framusa jest spośród nich najbardziej „esencjonalnym” instrumentem. RockBass Star Bass Daphine Blue również ma wszystkie cechy, które nadają takiej gitarze i jej brzmieniu duszę.
Nie jest też tajemnicą, że Leland Sklar jako oficjalny endorser Warwicka stał się nie tak dawno szczęśliwym posiadaczem własnej sygnatury Sklar Bassa. Mam na myśli oczywiście piękny model Warwick Masterbuilt Sklar Bass I. Wynikało to z jego kilkuletniej już atencji dla tej serii Warwicka, którą demonstrował przy każdej nadarzającej się okazji. Osobiście uczestniczyłem w fenomenalnych warsztatach prowadzonych przez niego, podczas których instrumentalnie opierał się tylko na Star Bassie i widać było, że ta gitara wyjątkowo leży mu w dłoniach. Zobaczmy teraz jak prezentuje się RockBass Star Bass Daphine Blue.
Budowa
Lee wybrał nie byle co, ponieważ Star Bass w każdym wydaniu (i tym Masterbuilt, i tym RockBass, które prezentujemy dzisiaj) to wiosło – marzenie dla tych, którzy chcieliby dysponować bogactwem brzmienia hollow body połączonym z odczuciem gry na wygodnym, poręcznym i jakościowo świetnie wykonanym instrumencie. Jego wymiary proporcje, środek ciężkości, grubość płyt, wszystko to sprawia, iż nasz błękitny Star Bass zaskakuje pozytywnie od początku do końca. Co prawda kolor tego wiosełka wymaga od nas pewnego dystansu do tradycyjnych gitarowych konwenansów, ale myślę, że nie zabraknie śmiałków, którzy w takim właśnie designie odnajdą swoją siłę wyrazu. Co więcej, muszę dodać, że na żywo ten bas jest przekozacki – nie ma w nim jakiejś cukierkowatej estetyki, ale za to dużo słodyczy w brzmieniu, o czym będzie dalej. Nota bene daphne to azjatycki krzew o słodkim zapachu, podobnie jak mitologiczna nimfa zamieniona w drzewo wawrzynu… Najciekawszą informacją dotyczącą tej gitary jest jej skrócona skala. To czterostrunowiec, do którego zaprojektowano medium scale (tylko 32 cale). Tym razem 34 cale zarezerwowano dla wersji pięciostrunowej. Jak można się domyślić, mogło to być związane z nadprodukcją niektórych składowych harmonicznych, które przy regularnej skali i budowie hollow body mogły się niepotrzebnie wzbudzać. Skutkować to mogło mniejszą selektywnością, która – zwłaszcza podczas wybrzmiewania – mogła wychodzić na pierwszy plan. Ponieważ, jak się okaże w akapicie o brzmieniu, do brzmienia naszej basówki nie mam najmniejszych zastrzeżeń, wypada przyjąć, że Marcus Spangler i spółka znowu mieli rację i skrócona menzura to dobry pomysł. Budowa typu hollow body determinuje sposób łączenia szyjki z korpusem. Prawie zawsze w takim wypadku jest to typ set-in, czyli klejenie. Szyjka została wklejona mniej więcej na wysokości XVIII progu, co w połączeniu z dwoma cutawayami daje nam pełen dostęp do wszystkich progów. Pudło rezonansowe (zarówno top z wyciętymi efami, jak i boczki oraz spód) wykonano z klonowej sklejki. W takim właśnie pudle wklejono lity drewniany blok poprawiający sztywność i niwelujący wzbudzanie się instrumentu. Szyjka to jak zwykle przekładaniec klon–ekanga, a nakładka stanowiąca chwytnię to odmiana drewna palisandrowego. Nabito na niej dwadzieścia progów jumbo (a dokładnie Extra High Jumbo Nickelsilver), które są doskonale spiłowane i już na dzień dobry oferują idealny poślizg.
Najważniejszym elementem osprzętu jest rzecz jasna dwuczęściowy most, dający totalną kontrolę nad strunami. Po przeciwnej stronie mamy sprawdzone siodełko just-a-nut III, za którym pewnie zamocowano warwickowe klucze. Tuż pod mostkiem natomiast zamontowano serce instrumentu, czyli specjalnie wykonane do tego instrumentu przystawki, a są to pasywne przetworniki. MEC Single Coil do złudzenia przypominają wizualnie puszkowe humbuckery, ale nie dajmy się nabrać – są to single obudowane w metalowe vinatege’owo stylizowane puszki, natomiast pod każdą struną znajduje się regulowany elektromagnes, którego wysokość możemy dowolnie i indywidualnie ustawić dla poszczególnych strun.
Komfort i brzmienie
Zacznijmy od tego, że atutem tego Star Bassu jest gra akordowa i basowa odmiana fingerstyle przemycona z gitar akustycznych. W normalnym basie solid body akordy brzmią jakby jednorodnie, homogenicznie barwowo, a tutaj istnieje jakaś siła, która wystrzeliwuje je w inny wymiar, nadaje życia, uplastycznia i dynamizuje…
Jeśli chodzi o pojedyncze dźwięki, to pomimo akustycznego, uroczego wybrzmiewania brzmienie jest na tyle skupione, by grać rock, funk, fusion czy inne gatunki wymagające konkretów i skuteczności. Nawet z zamkniętymi oczami od razu poznamy, że to hollow body. Ton naszego Star Bassa jest szeroki i przestrzenny, reprodukuje elementy wygenerowane zarówno przez drewnianą, rezonującą konstrukcję pudła, jak i bardziej strunowe akcenty brzmienia. Obsługa pokładowego preampu jest taka sama jak w innych modelach Star Bass – potencjometrami tone zmiękczamy brzmienie, by uzyskać zaokrąglone ciemniejsze barwy, lub metalizujemy je i wyostrzamy bez utraty niskiej basowej otuliny. Dzięki potencjometrom tone znajdziemy kompromis pomiędzy brzmieniem nowoczesnym, rockowym a bardziej przydymionym, knajpianym czy tym w stylu retro. Dla studyjnych kocurów jest to rzecz nieoceniona. Spłaszczyć ton najlepiej, odejmując z kolei przetwornik neck na rzecz bridge – wówczas pojawia się projekcja dobra na przykład do ćwiczeń artykulacji, dzięki której słychać każdy detal z naszej gry. W drugą stronę też to działa – przy neck na 100%, a bridge w okolicach minimum mamy jakby podbitą tonalność, napompowanie całego pasma alikwotami z jednoczesnym podcięciem środka.