Pomimo kanikuły dziś będzie nieco o moim belferstwie, ściślej o jego skutkach, czyli o absolwentach. Co roku o tej porze mam podobne refleksje. (Przypomnę – wykładam na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie – bas, zespoły i trochę teorii) Czerwiec, lipiec to czas egzaminów, dyplomów. Wiadomo, jak to z krzywą Gaussa bywa, oni, ci absolwenci, są różni. Niektórzy mają szansę coś osiągnąć, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale przecież to dopiero początek drogi.
Wiem dobrze, ile pracy, poświęceń i wyrzeczeń to kosztuje. Jestem za jak najdalej posuniętym kształceniem, edukowaniem. W którymś momencie, jak już się tej wiedzy i doświadczenia trochę nazbiera, to można bardziej ufać własnej intuicji, słuchać siebie. No i zacząć coś robić, nie czekać, nie tracić czasu. Niełatwe to. Najważniejsza rzecz, dla każdego artysty, to pomysł na siebie… Dalej już tylko, nie zważając na przeciwności, realizować konsekwentnie, z premedytacją i determinacją, myśleć, kombinować co dalej. I występować, śpiewać, grać, choćby dla grona przyjaciół. I zdobywać doświadczenie. Nie zdarzy się nic takiego w stylu, że „niebo się rozstąpi”… To z reguły proces i skutek wielu czynników, z których pracę bym na pierwszym miejscu postawił. Ona odgrywa w tym całym procederze kluczową rolę. Niestety, nie ma nic za darmo. Oto co w swojej autobiografii napisał Michał Urbaniak: „Zrozumiałem, że talent stanowi tylko niezbędne minimum, reszta zaś zależy od pracy. To truizm, ale warto go zapamiętać. Jeśli gość z talentem nie będzie pracował, to go wyprzedzi inny gość, który ma talentu o połowę mniej. Tu coś podsłucha, tam coś zerżnie, bo poza tematem, kradzież w muzyce improwizowanej jest dozwolona, no i leżysz. Jemu zacznie „basować” krytyka, on dostanie pracę, a nie ty. Nie mam nic przeciwko tytanom pracy, bo sam takim jestem, w każdym razie bywam. Znam facetów, którzy nie mieli słuchu, przyczepiali się jednak do instrumentu jak rzep. Ćwiczyli po dwanaście godzin dziennie, kopiowali, kompilowali i wychodzili na swoje. Więc żeby się z nimi pościgać, musisz pracować, a wówczas, jeśli masz talent, dasz im w dupę”. (Andrzej Makowiecki, Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego, rozdział: Nie napiję się więcej, Wydawnictwo Agora SA 2011)
Często ci, którzy na początku znajdują się w centrum blasku jupiterów, spoczywają na laurach. A niepowodzenia? Cóż, odporność na sukces jest znacznie mniejsza niż na klęskę…
Także, wracając do absolwentów, tych „moich” i w ogóle – wszystkich, proszę Was: „nie zmarnujcie tego czasu i róbcie coś ze sobą”. Ciśnijcie temat! To ważne chociażby po to, żeby mieć świadomość, że się próbowało. Tak dla psychicznej higieny. Komuś musi się udać. To z rachunku prawdopodobieństwa wynika.
Piszę te słowa tuż po kolejnych Międzynarodowych Warsztatach Jazzowych w Puławach. Od lat udzielam się w workshopie wokalnym. Przyjeżdżają coraz młodsi ludzie, co za tym idzie – trudno wśród nich o jakieś ukształtowane osobowości. Ale poziom, moim zdaniem, idzie w górę. Prawie wszyscy młodzi wokaliści uczą się muzyki. Kiedyś to była rzadkość. I nawet jeśli to będzie tylko epizodyczna wakacyjna przygoda, to coś z tego musi w nich zostać. Wpłynąć na wrażliwość, rozwinąć osobowość. Jazz się doskonale do tego nadaje. Z jednej strony personifikuje tak ważną w młodości wolność, z drugiej przecież stoi na wyżynach, zarówno intelektualnie, jak i pod względem umiejętności muzycznych – Gradus ad Parnassum!
A, jeszcze moje ulubione tzw. „środowisko”… W filmie O północy w Paryżu Woody’ego Allena, Gil Pender, początkujący pisarz, grany przez Owena Wilsona, poprosił Ernesta Hemingwaya (Corey Stoll), aby ten ocenił jego powieść. Oto, tak z grubsza, ten dialog:
Pender – Czy mógłbym poznać pańskie zdanie (o mojej książce)
Hemingway – Nie podoba mi się.
Pender – Nawet jej pan nie przeczytał.
Hemingway – Jeśli jest marna, nie ścierpię amatorszczyzny. Jeśli dobra – znienawidzę ją z zazdrości. Wystrzegaj się opinii kolegów po fachu.
Pamiętam też jak Bono, ten z U2, odbierając jakąś światową nagrodę, powiedział: „Dziękuję wszystkim tym, którzy byli z nami w okopach”. Było to dość dawno, byłem młody, nie zdawałem sobie sprawy, że im dalej w las… To zdanie uzmysłowiło mi, że i na szczytach kariery trwa walka o przetrwanie. Jak się czyta biografie największych, tych, o których są encyklopedie, przekonujemy się, że oni często całe życie walczyli o siebie, o to, żeby ktoś zauważył i docenił ich twórczość. Ale dość tego sarkazmu.
Dziś wiele cytatów, to może jeszcze jeden, już się na ten tekst powoływałem, ale tu znowu pasuje: „Muzycy i wokaliści są gotowi poświęcić całe życie dla chwili, w której melodia, tekst, akordy, interpretacja poruszą duszę słuchacza. Wokaliści i muzycy to istoty, które skosztowały nektaru życia w tym krystalicznym momencie, gdy ich twórczy duch wylał się na słuchaczy i dotknął serc. W tym momencie są bliżej magii, Boga i doskonałości niż ktokolwiek inny. I w głębi serca wiedzą, że to właśnie jest warte poświęcenia choćby i tysiąca żyć”. (31.01.2013. David Ackert, „Backstage Magazine”)
Reasumując, moi młodsi koledzy, tak bym chciał, żeby wam się udało. Bycie artystą, pomimo „pewnych trudności”… to wielkie szczęście! Życzę go Wam z całego serca!
Mariusz Bogdanowicz
Jeszcze jedna refleksja, która mnie naszła przy okazji warsztatów w Puławach. Od ponad trzydziestu lat biorę udział w workshopach wokalnych, grając w sekcjach akompaniujących. Ktoś mógłby powiedzieć, że to słabe, że z amatorami itp. Otóż nic podobnego. Korona z głowy nie spadnie, przecież jestem basistą. Raz, że towarzystwo znamienite – tylko w ostatnich latach w tych sekcjach grali np.: Bodzio Hołownia, Wojtek Majewski, Michał Jaros, Wojtek Pulcyn, Kazio Jonkisz, Sebastian Frankiewicz, Marcin Jahr. Dwa, że po prostu bardzo to lubię, uwielbiam wręcz. A przez cały rok robię tysiące najróżniejszych rzeczy. Jestem pedagogiem, menadżerem, wydawcą, producentem, dziennikarzem i publicystą (FELIETONISTĄ!!!). Czasami mam tego wszystkiego dość. Przecież najważniejsze jest granie na basie! Jak powietrze! To ono legitymizuje wszystkie moje aktywności. I rok rocznie na warsztatach, kiedy gramy czasami ponad dziesięć godzin dziennie, sobie o tym przypominam i cieszę się! O towarzyskim aspekcie całej imprezy nie wspomnę. W tym rok znowu było świetnie! Pozdrawiam kolegów!
Zakup magazyn z tekstem tutaj.
Na stronie www.mariuszbogdanowicz.pl znajdziecie archiwum felietonów Mariusza Bogdanowicza opublikowanych do tej pory na łamach „TopGuitar”.