Czegoś takiego nie wymyśliłby nawet Quentin Tarantino. Chociaż nie, to historia jakby żywcem wyjęta z jego filmu. Wyobraźacie sobie kumpli, którzy kradną ciało muzyka, wywożą je gdzieś, spalają, piją i medytują nad tym stosem, traktując to jako wykonanie ostatniej woli zmarłego? Szalone lata 70…
Gram Parsons
Dokładnie 47 lat temu, 19 września 1973 roku kumple Parsonsa oddali mu ostatnią przysługę. Wszystko jednak zaczęło się wiele lat wcześniej. Gram Parsons dorastał w zamożnej rodzinie z Południa w Waycross w stanie Georgia, a później na Florydzie. Był spadkobiercą dużych pieniędzy, ale i tak w młodym wieku zajął się muzyką, grając na gitarze i organach. Ze względu na tę rodzinną fortunę nigdy nie musiał występować w knajpach zarabiając na życie. Nie uchroniło go jednak od używek. Pił w zasadzie od najmłodszych lat, a po przeprowadzce do Los Angeles zaczął brać narkotyki.
Po przeprowadzce do Los Angeles dołączył do The Byrds, nagrywając z nimi płytę „Sweetheart of the Rodeo” (1968), która była stylistycznym zwrotem zespołu i pierwszym albumem nagranym w estetyce country-rocka. Wówczas stał się dość sławnym gitarzystą i zyskał wielu fanów. Po sporach z The Byrds Parsons odszedł od zespołu i założył własną kapelę The Flying Burrito Brothers, będąc pionierem stylu, który później będzie znany jako alt-country. Parsons nagrał również parę albumów solowych: „GP” z 1973 roku, czy wydany pośmiertnie „Grievous Angel” z 1974 roku.
W 1973 roku Parsons powiedział przyjacielowi na pogrzebie kumpla „nie pozwól, aby mi się to przytrafiło”, przy czym chodziło mu o drętwy przebieg pogrzebu i stypy. Wyjaśnił wówczas, że chciałby zostać skremowany, a prochy niech będą rozrzucone na terenie parku Joshua Tree. Ten park był ulubionym miejscem przebywania tudzież medytacji Grama i jego znajomych, przy czym nazwijmy rzeczy po imieniu: były to narkotykowo – alkoholowe balangi. W trakcie takiej jednej imprezy w motelu Joshua Tree Inn (właśnie po wizycie w parku Joshua Tree) śmiertelnie przedawkował alkohol i morfinę.
Porwanie
Następnego dnia jego ciało znajdowało się już na międzynarodowym lotnisku w Los Angeles i miało zostać przetransportowane do jego rodziny w Nowym Orleanie. Kumple Grama, Phil Kaufman i Michael Martin mieli jednak inny pomysł. Pojawiają się na lotnisku karawanem Kaufmana, który był jego pojazdem na co dzień (!), zabierają ciało, udając pracowników zakładu pogrzebowego i podpisując formularze wydania zwłok jako „Jeremy Nobody”. Od razu kierują się do oddalonego o 200 mil parku, zatrzymując się po drodze w barze i wznosząc toasty za Parsonsa. Przybywają do punktu Cap Rock w Joshua Tree, wyładowują trumnę Parsonsa, oblewają ją benzyną i podpalają. Miejsce Cap Rock miało dla Grama szczególne znaczenie, bo tam spędził kiedyś noc Keithem Richardsem zażywając pejotl.
Następnego dnia władze parku znajdują ciało, powiadamiają policję i zaczyna się obława. Obaj kumple zostali aresztowani kilka dni później. Ponieważ wówczas nie było w ogóle prawa zakazującego kradzieży zwłok, zostali ukarani grzywną za kradzież samej trumny i nie byli ścigani za pozostawienie zwęglonych ludzkich szczątków na pustyni… To, co zostało z ciała Parsonsa, zostało ostatecznie pochowane na cmentarzu Garden of Memories w Metairie w Luizjanie. Incydent stał się legendą i chyba zapewnił Parsonsowi sławę większą niż za życia.
Pamięć
Joshua Tree Inn to jednopiętrowy, skromny, przytulny motel przy autostradzie Twentynine Palms. Na jego terenie znajduje się pomnik Grama, a w holu motelu można kupić koszulkę z jego podobizną. Pokój nr 8, w którym zmarł, nadal istnieje, ale jedynym meblem pamiętającym śmierć Parsonsa jest okrągłe lustro. Namalowany portret upamiętnia Parsonsa, a na szafce nocnej znajduje się księga gości, do której można się wpisać. Właścicielka Joshua Tree Inn mówi, że przyjmuje gości z całego świata, którzy chcą zatrzymać się właśnie w pokoju 8.
Z kolei miejsce próby kremacji Parsonsa jest dziś znane jako The Cap Rock Parking Lot. Fani przybywają do dużej skały wspinaczkowej, znanej skałkowcom jako The Gram Parsons Memorial Hand Traverse. Ktoś kiedyś przymocował tam pamiątkową płytę, która wspominała kremację Parsonsa, ale płyta została usunięta przez służby parku i przeniesiona do motelu Joshua Tree Inn. Przewodnicy parku mają możliwość opowiadania tej niezwykłej historii podczas oprowadzania wycieczek, ale oczywiście nie ma wzmianki o tym wydarzeniu na oficjalnych mapach ani w broszurach. Fani natomiast cały czas budują proste konstrukcje skalne i malują napisy na skałach, które serwis parku regularnie usuwa.