Stoned Jesus w ciągu blisko dekady stali się jednym z najważniejszych przedstawicieli europejskiej sceny stoner/doom. Nic zatem dziwnego, że także w Polsce Ukraińcy mają sporą rzeszę oddanych słuchaczy i zapełniają kluby, czego po raz kolejny można będzie doświadczyć podczas ich kwietniowej trasy, na której grupa zaprezentuje także trochę nowości. Z tej okazji zadaliśmy kilka mniej i bardziej ogólnych pytań liderowi Stoned Jesus – Igorowi Sidorence.
Jakub Milszewski: Jak to się stało, że stonerrockowy zespół z Ukrainy – kraju, który nie jest kojarzony z tym stylem muzycznym – staje się rozpoznawalny i popularny pośród słuchaczy na całym kontynencie? Co było kluczowe w rozwoju Stoned Jesus i prezentowaniu waszej muzyki słuchaczom w całej Europie?
Igor Sidorenko: Cóż, gdybym miał jakąś stuprocentowo skuteczną formułę na „popularność”, to zdecydowanie użyłbym jej też do moich innych projektów – Krobak (instrumentalny post-rock), Arlekin (neo-prog) i Voida (singer-songwriter). Póki co jedynie Stoned Jesus jest na tyle rozpoznawalny, na ile jest. Wydaje mi się, że kluczowe są piosenki – łatwo zapadające w pamięć i dość oryginalne, jak na ten gatunek. Poza tym gramy sporo tras i dajemy ludziom najlepsze doświadczenia koncertowe, jakie jesteśmy w stanie.
Podobnie jak wiele innych stonerowych zespołów, Stoned Jesus jest grupą niezależną i nie ma wsparcia żadnej większej wytwórni. [Rozmowa odbyła się jeszcze przed ogłoszeniem podpisania przez Stoned Jesus kontraktu z Napalm Records – przyp. J.M.] Internet był chyba najważniejszym narzędziem w procesie zdobywania popularności? Jaki jest najlepszy sposób, by przedostać się do świadomości internetowej społeczności fanów stonera?
Och tak, Internet to olbrzymia pomoc – nie ma w zasadzie żadnego innego sposobu, żeby niezależny zespół z Ukrainy zagrał dwie trasy po Południowej Ameryce, wyprzedawał całkiem niezłe kluby i miał publiczność, która śpiewa z nim jego piosenki. Wciąż nie dociera do mnie, że nasz numer „I’m the Mountain” jest najpopularniejszym utworem gatunku stoner/doom/psychodelic w historii YouTube’a. Kiedy sprawdzałem ostatnim razem, było tam osiem milionów wyświetleń, co jest imponującym wynikiem jak na trzynastominutową piosenkę!
Stoner to w ogóle dziwna część muzyki rockowej – jest popularny na całym świecie, ale funkcjonuje po swojemu, bez zainteresowania ze strony dużych firm i wielkich kwot pieniędzy, choć w ostatnich latach kilka zespołów podpisało kontrakty z większymi wytwórniami i agencjami koncertowymi. Stoner rock wychodzi z podziemia do rockowo-metalowego mainstreamu?
Wydaje mi się, że generalnie te duże rockowe i metalowe labele próbują przetrwać w tym nowym świecie viralowych sensacji, mamrotanego rapu i streamingu. Jeśli wpadnie im w oko jakiś zespół o ugruntowanej pozycji, rozpoznawalnym stylu (najlepiej zarówno muzycznym, jak i wizualnym), to bez wątpienia zaproponują mu kontrakt. I jest to zresztą sytuacja, na której obie strony zyskują.
Stoner nie jest jakimś specjalnie trudnym technicznie do zagrania gatunkiem (a może się mylę?), co oczywiście nie oznacza, że każdy się w nim sprawdzi – jest mnóstwo zespołów, które po prostu nie dają rady tworzyć i grać tę muzykę w przekonujący sposób. Czego zatem potrzeba, żeby szczerze grać tę muzę?
Nie wiem, chyba dlatego, że nigdy nie zależało mi na tym, żeby grać jakiś gatunek – wolałem grać po prostu piosenki. Oczywiście za albumem „First Communion” stał pomysł stworzenia stonerowo-doomowej płyty, ale było to osiem–dziewięć lat temu. Od tamtego czasu Stoned Jesus raczej nie interesuje się gatunkami i ich ograniczeniami. Smuci mnie, kiedy widzę, że wiele potencjalnie dobrych zespołów popada w tę pułapkę gatunków – „będziemy grać punk, będziemy grać prog, będziemy grać post-technical neo-djent wave”… Ja zalecam, żeby po prostu grać to, co chcesz i czujesz, albo nie grać wcale.
Muzycy grający stoner, psychodelic, doom i pokrewne gatunki wydają się przywiązani do konkretnego rodzaju brzmienia, konkretnego rodzaju sprzętu, często nawet konkretnych marek gitar, wzmacniaczy, kolumn. Skąd to się bierze? Czy to nie jest wyłącznie kwestia jakiegoś sentymentu?
Tak, też przejmowałem się czymś takim jakieś osiem–dziewięć lat temu, kiedy pisałem „First Communion”. Nie miałem wzmacniacza Orange, żadnego fuzza Big Muff, nie miałem gitary Gibson Les Paul… A tymczasem jakimś cudem ta płyta jest klasykiem. I tu znów trzeba powiedzieć, że to prawdopodobnie dlatego, że najważniejsza jest piosenka. Cała ta kwestia sprzętowa to też coś, czym zespoły nie powinny się zbytnio przejmować. Żadna ekstrawagancka marka nie sprawi, że twoja muzyka będzie lepsza!

Więc na czym ty grasz? Czego używasz na koncertach?
Mam dość podstawowy zestaw: pedał Tubescreamer, delay Boss, phaser MXR. Preferuję wzmacniacz Marshall JCM800, ale po latach tras jestem w stanie używać praktycznie czegokolwiek.
A czy taką muzykę dałoby się grać na cyfrowych wzmacniaczach? Nie byłoby łatwiej podróżować z mniejszymi elektronicznymi zabawkami zamiast ciężkich i delikatnych wzmacniaczy lampowych?
Myślę, że dałoby się. I – co jeszcze ważniejsze – byłoby to o wiele łatwiejsze z logistycznego punktu widzenia. Czy potrafię sobie wyobrazić siebie używającego cyfrowych wzmacniaczy i efektów? Nie mam pojęcia, nigdy nie próbowałem.
Wasz ostatni album „The Harvest” ukazał się w 2015 roku i przyniósł między innymi hicior „Here Come the Robot”. Która wersja stoner rocka bardziej do ciebie obecnie przemawia – ta psychodeliczna i senna, pełna długich instrumentalnych pasaży, czy ta energetyczna, bluesowo-rockandrollowa?
Nie wiem. Szczerze mówiąc, nie słuchałem stoner rocka od wieków. Śledzę kilka zespołów, które naprawdę lubię – jak Greenleaf, Mars Red Sky, Motorpsycho albo Elder – ale nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tego gatunku. Bardzo za to kręcił mnie stoner-doom, ale było to jakieś dziesięć lat temu, a wcześniej jeszcze mocno jarałem się post-rockiem, prog-rockiem, post-punkiem, grunge… wieloma rzeczami. Wgłębiasz się w te wszystkie szufladki, a potem zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę to nie mają one znaczenia. Wydaje mi się jednak, że ta psychodeliczno-progowa wersja stonera bardziej mi odpowiada. Nigdy nie byłem i raczej już nie będę specjalnie podekscytowany tym bluesowo-southernowo-rockandrollowym stuffem – zbyt wiele tego typu kapel otwierało nasze koncerty. [śmiech]

„The Harvest” wydaje się waszym najbardziej dopracowanym, bezpośrednim i przystępnym albumem. Będziecie szli tym tropem na kolejnej płycie?
Cóż, z piosenkami jak „Silkworm Cofessions” albo piętnastominutowym tripem „Black Church” raczej trudno nas zestawić z Foo Fighters… Jeśli to jest dla ciebie łatwo przystępne, to następna płyta będzie dla ciebie czystym popem [śmiech]. Mogę tylko powiedzieć, że ta płyta będzie mniej agresywna i bardziej introspektywna, introwertyczna. Siedem utworów, żaden nie przekracza 10 minut, a jednocześnie jest to nasza najdłuższa póki co płyta – całość trwa ponad 50 minut.
W kwietniu startuje wasza kolejna trasa, podczas której zagracie kilka koncertów w Polsce. Usłyszymy podczas tych występów już jakiś nowy materiał? Czego możemy się spodziewać po tych koncertach?
Tak, zdecydowanie będzie nowy materiał. Planujemy wypuścić pierwszego singla w marcu i grać go na żywo podczas tej polskiej części naszej trasy European Spring Tour 2018. Być może będziemy grać jeszcze jeden nowy numer.
Na tej polskiej części trasy towarzyszyć wam będą Somali Yacht Club, również z Ukrainy. To świetny zespół. Dużo macie tam na Ukrainie takich nieodkrytych perełek? Polecisz jakieś interesujące zespoły?
Chłopaki z Somali to następna duża rzecz z Ukrainy, przynajmniej w tej stonerowej estetyce. Mamy jeszcze paru gości, którzy jeżdżą sporo po świecie, jak DakhaBrakha albo Sasha Boole. Świetny jest 5R6, alternatywno-progresywny zespół z Charkowa, podobnie jak Ethereal Riffian, szamański doom z Kijowa. Jakiś czas temu, na potrzeby jednego z wywiadów, zrobiłem taką playlistę – 66 minut ukraińskiego podziemnego rocka – sprawdź sobie w wolnej chwili. Jest pod adresem: www.mixcloud.com/PontoAlternativo/ukrainian-rock-curated-by-stoned-jesus.
POLSKIE KONCERTY STONED JESUS I SOMALI YACHT CLUB:
4 kwietnia, Proxima, Warszawa + Red Scalp
5 kwietnia, Ucho, Gdynia + Octopussy
6 kwietnia, Pod Minogą, Poznań + Red Scalp
7 kwietnia, Firlej, Wrocław + MuN
8 kwietnia, Zet Pe Te, Kraków + MuN