Choć trudno w to uwierzyć, minęło już trzydzieści lat od chwili, gdy trzech kumpli z liceum w amerykańskim Sacramento postanowiło założyć zespół i zaczęło wspólnie muzykować. Nawet im się nie śniło, że niedługo później staną się jedną z głównych sił alternatywnie zabarwionego metalu z Zachodniego Wybrzeża.

W 2000 roku wydali trzecią płytę „White Pony”, która zdobyła nagrodę Grammy (w kategorii Best Metal Performance) i jako pierwsza pokryła się w Stanach platyną. Potem miał miejsce wypadek samochodowy ich basisty, Chi Chenga. Muzyk zapadł w śpiączkę, z której już nie wyszedł – zmarł po pięciu latach. Zespół podniósł się z tej traumy z nowym basistą. Na przełomie lat 2015 i 2016 wydawało się z kolei, że obecność Stephena Carpenthera w zespole Deftones wisi na włosku. Choć wcześniej przeszli niemal trzydzieści lat artystycznych wzlotów i upadków, w tym narkotykowych (cóż bardziej cementuje zespół niż dzielenie takich przygód – oczywiście nie polecam tego doświadczać na własnej skórze!), to artystyczne wizje zespołu i Stephena zaczynały się niebezpiecznie rozjeżdżać. W kilku wywiadach wspominał on, że chciałby grać inny styl, że nie czuje bardziej alternatywnych klimatów, w których kierunku podążał zespół, ale niewiele później okazało się, że utwór, z którym miał najwięcej problemów („Hearts/Wires” z albumu ostatniego „Gore”), ostatecznie okazał się jego ulubionym.
Stephen zaczynał oczywiście od zwykłych sześciostrunówek, ale obecnie znany jest z używania gitar siedmio- i ośmiostrunowych i jest jednym z niewielu gitarzystów, który z powodzeniem zaadaptował ich brzmienie do gatunku dalekiego od djentu czy skandynawskich lunarnych brzmień death/black. Deftones wypracowali własny fenomenalny styl, odróżniający ich od całej masy kapel grających w podobnym gatunku. Niewątpliwie pomogła w tym charakterystyczna, zróżnicowana gra Carpentera, jednego z najbardziej otwartych gitarowych umysłów w metalowym świecie. Na ESP gra od połowy lat dziewięćdziesiątych i do tej pory pozostaje wierny tej marce. Jak sam mówi, gitary barytonowe i więcej niż sześciostrunowe są dla niego wygodne fizycznie, po prostu ma taką budowę ciała, że czuje większy komfort, grając na tych większych wiosłach. Pierwszym modelem Stephena, który otrzymał równo dwadzieścia lat temu (w 1998 roku), był ESP Horizon NT-7 BLK i od czasu tej przesiadki nie wyobraża on sobie powrotu do gry na szóstce. Co ciekawe, nie używa on w gitarach ruchomego mostka, wszystkie jego instrumenty to konstrukcje neck-thru-body o barytonowej skali 27 cali. Poza tym ich cechy charakterystyczne to struny przewlekane przez korpus oraz sygnowane przetworniki o charakterystycznym nowoczesnym dizajnie – Fishmany Fluence SRC (humbuckery poparte aktywną elektroniką). Kształt nawiązuje do telecasterów (modele ESP STEF T7-B oraz LTD SCT-607B) lub typowo nowoczesnych konstrukcji (ESP STEF B8, ESP SC-608 Baritone i LTD SC-20 – jedyna z singlem przy szyjce marki Seymour Duncan i pozostałymi humbuckerami od ESP). Posiada także wiele customowych modeli ESP, robionych na zamówienie przez japońskich lutników, wśród których cztery ostatnie to Dorothy, The Bishop, Blue Skies i Camo. Dzisiaj przedstawiamy dwie, które znajdują się w seryjnej produkcji, drogą ESP SC-608 Baritone i tańszą LTD/ESP SC-20.
LTD SC-20

Sześciostrunówka o konstrukcji neck-thru-body i menzurze 25,5″ z klonowym, trzyczęściowym gryfem, dwuczęściowym korpusem wykonanym z olchy oraz podstrunnicą z hebanu makassar. Gitara w wykończeniu See Thru Green.
LTD SC-608 Baritone

Uwagę zwraca układ charakterystycznych przetworników Fishman Fluence SRC i opcja push-pull w regulatorze volume. Dopełnieniem całości są mahoniowy korpus, klonowy gryf, konstrukcja neck-thru-body) oraz mostek Hipshot ze strunami przechodzącymi przez korpus.