Michał Grymuza o Marshallu
Marshall – białe charakterystyczne logo tego brytyjskiego producenta wzmacniaczy jest chyba najbardziej rozpoznawalnym znakiem graficznym w całych dziejach muzyki rockowej. Charakterystyczne czarne skrzynki przez kilka dziesięcioleci królowały na scenach po obu stronach Atlantyku, będąc obiektem marzeń wszystkich początkujących gitarzystów. Nie inaczej było ze mną, tak więc nagrania, których dokonywałem w pierwszych latach pracy w studiu, zawsze zaczynały się od oględzin nowo pożyczonego wzmacniacza. Pożyczonego, bo pierwszą własną osiemsetkę kupiłem dopiero po kilku latach grania. Do dnia dzisiejszego grałem już na pewno na kilkudziesięciu „marszałkach”: starych, nowych, małych, dużych, lampowych, tranzystorowych, lepszych i gorszych, ale zawsze mających to „coś”, co powodowało, że od razu po włączeniu miało się ochotę odkręcić gałki na 11! I o ile wśród gitarzystów spór o wyższość Fendera nad Gibsonem zdaje się nie mieć końca, to podobna dyskusja na temat króla wzmacniaczy z całym szacunkiem i uwielbieniem, jakim darzę Voxy, Mesy i Fendery, nie ma sensu. I choć panowanie Marshalla dobiegło do nieuchronnego końca, to jego pozycja pieca numer jeden w historii rocka jest niepodważalna.

Piotr „Dziki” Chancewicz o Marshallu
Ja wzmacniacze dzielę w bardzo prosty sposób, są wzmacniacze (czytaj: Marshall) oraz cała reszta urządzeń do grania – jakieś Mesy, Engle i inne, które mnie kompletnie nie interesują, to oczywiście żart, ale w swojej kolekcji mam 5 Marshalli i to wszystko model JCM 800 w różnych odmianach. Jim Marshall naprawdę rozumiał, o co chodzi w rockowym graniu. Po tym, jak położysz G-dur, może nastapić tylko III wojna światowa – taki jest właśnie Marshall i taki był Jim Marshall. Pierwszym modelem, który stworzył, był JTM-45 – do dzisiaj powala na kolana i uczy pokory, to jest zawsze walka. Jeden błąd na tym piecu i leżysz, ale jeśli go opanujesz, słuchaczom pourywa nogi. Przed śmiercią Jim wypuścił serię replik, zaczął od JTM – te repliki mają ylko jeden wat mocy, ale ryczą jak tyranozaur (oczywiście wszystko lampowe). Właśnie taki kupiłem i chyba już na zawsze pozostanę wierny tej marce.
