Zapytano kiedyś Jimiego Hendrixa, jak to jest być najlepszym gitarzystą na świecie. Odpowiedział: „Nie wiem, idź i zapytaj Roya Clarka”. Przypominamy dzisiaj tę zapomnianą postać.
Jeden z najbardziej docenianych gitarzystów muzyki country, Roy Clark, był w swoim czasie bardzo znanym multiinstrumentalistą i piosenkarzem. Przez ponad dwadzieścia lat Clark w telewizyjnym programie rozrywkowym Hee Haw wystawiał tysiące, jeśli nie miliony potencjalnych gitarzystów na swoją efektowną grę w klimacie bluegrass, country i rockabilly. Za „Alabama Jubilee” na 25. ceremonii rozdania nagród GRAMMY zdobył nagrodę w kategorii Best Country Instrumental Performance. Miał w sumie osiem nominacji do tej nagrody.
W wieku 14 lat ojciec nauczył go grać na gitarze, a już w wieku 17 lat Roy miał już koncie dwie wygrane w mistrzostwach gry na banjo. Clark tak to później wspominał: „Był niedzielny wieczór, zrobiło się naprawdę zimno, a ja pokonałem gościa, który nauczył mnie grać! To było krępujące, ale był naprawdę małym, szczupłym facetem i nie mógł znieść tego zimna. Ledwo mógł ruszać palcami! A ja, zawsze będąc pulchnym, po prostu wyszedłem i to wykorzystałem. Tak to się robi w muzyce. Nagrodą w konkursie było pięćset dolarów i występ w Grand Ole Opry. Pojechałem więc autobusem do Nashville i, jak to mówią, nie oglądałem się za siebie!”
Po prostu wyszedłem i to wykorzystałem. Tak to się robi w muzyce
Reszta jest już historią. W latach 60. Roy Clark pojawiał się jako headliner festiwali, zapełniał sale z własnymi koncertami, no i stał się – jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – osobowością telewizyjną, czy showmanem. Wszystko dzięki dobrodusznemu usposobieniu, uśmiechowi, którym dzielił się z wszystkimi, no i fenomenalnej jak na tamte czasy gitarowej technice. Powiedział, że nigdy nie zamierzał zostać gitarzystą country. Chciał po prostu grać muzykę, którą lubił, która sprawiała, że czuł się dobrze. Był cały oddany muzyce: „Muzyka była moim zbawieniem, rzeczą, którą kochałem najbardziej i robiłem najlepiej”.
Muzyka była moim zbawieniem, rzeczą, którą kochałem najbardziej i robiłem najlepiej