Piotr Nowicki, TG: Widziałem zdjęcie twojego studia, w którym na ścianach wisi pełno gitar. Czy te instrumenty różnią się niuansami brzmieniowymi na tyle, że teraz na przykład nie używasz starszych z nich, bo zmieniła się twoja koncepcja brzmienia?
Steve Vai: Nie aż tak. Jestem całkiem zadowolony z brzmienia, jakie uzyskuję już od jakiegoś czasu gitarami JEM i wzmacniaczami Legacy. To podstawowe brzmienie, jakie wykorzystuję.
Piotr Nowicki, TG: Ile z tych gitar to twoje główne instrumenty podczas sesji?
Steve Vai: To zależy od utworu, bo w niektórych mam jedną gitarę, a w innych dwadzieścia. Wybieram gitary, mając na względzie charakter utworu.
Piotr Nowicki, TG: Po prostu podchodzisz do ściany i zdejmujesz którąś?
Steve Vai: Tak jest – wchodzę do tego wielkiego pokoju, rozglądam się po ścianach i myślę, którą gitarę teraz użyć. [śmiech] Poprzednio wszystkie były w schowku i wpierw musiałem przejrzeć listę gitar, które posiadam, wybrać jedną i posłać kogoś po nią. Zdecydowałem zatem, że będę miał pokój z gitarami, których mógłbym używać i to jest świetne. Jest w nim zdaje się jakieś sto sześćdziesiąt gitar, które wiszą na ścianach i mam swobodę wyboru odpowiedniej.
Piotr Nowicki, TG: Pamiętasz mniej więcej jak każda z nich brzmi?
Steve Vai: No tak, gdy popatrzę na nią, to znaczy do pewnego stopnia. Oceniając ją po wyglądzie, widzisz od razu, jakie ma przystawki, wykrój korpusu itd. Te wszystkie rzeczy pomagają ci wybrać.
Piotr Nowicki, TG: Czy będziesz kontynuował wydawanie utworów w serii plików „VaiTunes”? Skompilujesz z nich może płytę CD?
Steve Vai: Tak, oczywiście, bardzo chciałbym, bo mam bardzo dużo zarejestrowanego materiału. Z każdej płyty, jaką wydaję, zostaje mi dużo nieopublikowanego materiału, a gdy jadę na trasę, każdego dnia coś nagrywam podczas jam session. Czasem używam tego materiału później, tak jak z utworem „The Moon And I”, ale każdy z tych numerów wymaga pewnej pracy. Muszę go doszlifować, czasem dograć partię wokalną, dlatego też chciałbym dalej to wydawać, ale teraz jestem w środku okresu promocyjnego przy „The Story of Light”, nie mam tak wiele wolnego czasu.
Piotr Nowicki, TG: Wspominałeś także kiedyś o projekcie Guitar.TV, którego zaczątek stworzyłeś i chciałbyś rozwijać dalej. Na jakim etapie obecnie jest ten projekt?
Steve Vai: Mam wiele zainteresowań, w niektóre, poboczne, czasem się angażuję, ale by takie projekty działały na odpowiednim poziomie, musisz zaangażować w nie odpowiednio dużo czasu i skupić się na nich. Guitar. TV to pomysł, który miałem i zawsze chciałem zrealizować. W pewien sposób go już zrobiłem i spełniłem swój cel, ale gdybym miał kultywować go w formie pełnego kanału telewizyjnego, to pochłonęłoby to całą moją energię. Zdecydowałem, że priorytetowa jest dla mnie moja kariera – muzyka i jej wykonania. Przez ostatnie pięć lat nie dałem żadnego koncertu solowego i to jest naprawdę wariactwo. [Faktycznie, ostatnią trasę Steve zagrał w 2007 roku – dop. PN] Gdy przejrzałem te wszystkie projekty, zdałem sobie sprawę, że najlepszą rzeczą, którą robię, są koncerty i postanowiłem zmienić swoje priorytety.
Piotr Nowicki, TG: Grasz teraz na scenie z Deborah Henson, utalentowaną harfistką, która posługuje się tym instrumentem dość oryginalnie, grając na scenie dość agresywne partie. Chyba znalazłeś w niej idealną partnerkę do występów?
Steve Vai: Tak, absolutnie, musisz zobaczyć nasz występ. Wyszło to dużo lepiej niż tego oczekiwałem. Gdy gram na żywo próbuję wyjść z inną dynamiką orkiestracji. W moim ostatnim zespole miałem dwoje skrzypków. Pomyślałem, że wypadło to bardzo dobrze i chciałbym mieć coś innego podczas tej trasy. Surfowałem po necie i wpadłem na ślad Deborah Hanson, grającej na harfie. Pomyślałem, że to piękne, i ujrzałem całą wizję. Zadzwoniłem do niej, była zainteresowana propozycją i wychodzi to naprawdę świetnie.

Piotr Nowicki, TG: Po wielu latach rozstałeś się ze swoją długoletnią menadżerką Rutą Sepetys. Opowiedz nam coś o waszych relacjach przez lata, bo bez wątpienia była współtwórcą sukcesów w ostatnich latach twojej kariery.
Steve Vai: Ruta jest dla mnie jak siostra, jak przyjaciel. Byliśmy razem przez dwadzieścia jeden lat. Jako menadżerka była absolutnie niesamowita. Pracowaliśmy razem niezwykle ciężko przez całą moją karierę. Napisała książkę, która odniosła duży sukces. [„Between Shades of Gray” – w książce Ruta opisuje historię ludobójstwa wśród narodów bałtyckich podczas sowieckiej okupacji w 1941 roku przez pryzmat historii własnej rodziny – autorka jest córką uchodźców z Litwy – dop. PN] By rozwinąć własną karierę, musiała przerwać naszą współpracę, co było niesamowicie bolesne dla nas obojga. To była dla niej niewłaściwa rzecz, ale pracowała ciężko nad tym, by znaleźć dla mnie właściwy management i dalej jesteśmy razem tak blisko, jak jest to możliwe. Rozmawiamy ze sobą cały czas i jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak potoczyła się jej kariera. Bardzo się uwielbiamy, naprawdę.
Piotr Nowicki, TG: Ostatnie pytanie to rutynowe zapytanie o projekt „Little Euphorias”, o który pytałem cię już kilka razy [Steve Vai opowiedział mi o tym projekcie kilka lat temu i jestem zdaje się jedynym dziennikarzem na świecie, któremu zwierzył się z tych zamiarów].
Steve Vai: Tak, tak… To coś, co jest dla mnie bardzo osobiste i ważne, takie udokumentowanie krótkich fragmentów muzyki, które myślę, że będą współgrać razem. To pomysł, by wydać sześćdziesiąt solowych utworów instrumentalnych, każdy o długości jednej minuty. Trudno mi o nim mówić, bo to jeden z projektów ciągle w sferze fantazji. Teraz gram trasę i będę występował przez następny miesiąc, potem mam pięć miesięcy przerwy, by skomponować symfonię na festiwal Strawińskiego, następnie ruszam na siedem miesięcy w trasę ze swoim zespołem rockowym i dopiero po tym wszystkim mogę rozważyć nagranie nowego projektu.
Steve Vai w wywiadzie – cz. I
Steve Vai w wywiadzie – cz. II
Steve Vai w wywiadzie – cz. III
Steve Vai w wywiadzie – cz. IV