Bill Wyman powspominał ostatnio w wywiadzie dla serwisu Classic Rock, jak Brian Jones został „odsunięty na bok” w The Rolling Stones, zauważając, że zespół i management ostatecznie „po prostu mieli dość jego brania narkotyków”. Było to więc sprzężenie zwrotne dodatnie – im więcej brał, tym bardziej się alienował, im bardziej się alienował, tym więcej brał. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy…
Zgodnie z prawdą i z tym, co powiedział kiedyś Paul MacCartney, Stonesi zaczynali jako zespół bluesowy — a dokładniej, zespół rhythm and bluesowy. W pierwszych latach działalności szybko jednak ewoluowali – głównie za sprawą ich gitarzysty i najzdolniejszego z całej piątki, Briana Jonesa. Zanim przekształcili się w największy i najwspanialszy „rock and roll circus”, byli niemal tak wielcy, co The Beatles, choć zawsze kilka kroków za nimi. Niestety, ten proces szybkiego rozwoju kapeli w pierwszych latach oznaczał także odsunięcie Jonesa na bok i większe skupienie się na spółce autorskiej Jaggera i Richardsa.
Jak powiedział Wyman w niedawnym wywiadzie dla Classic Rock: „Andrew Oldham (Menadżer Stones ’63-’67 – przyp. red.) postanowił, że Mick i Keith zaczną pisać piosenki, ponieważ zdał sobie sprawę, że Mick, jako frontman, ma szansę stać się najbardziej znany.”
Brian początkowo otrzymywał znacznie więcej listów od fanów niż reszta z nas. Wszystkie dziewczyny leciały na Briana. Ale został odsunięty na bok. Potem Andrew powstrzymał mnie, Briana i Charliego od udzielania wywiadów
Bill kontynuował wspomnienia: „Oczywiście większe zajęcie się muzyką ostatecznie było korzystne dla Micka i Keitha, natomiast Brian, z którym dzieliłem wówczas pokój, był zawsze trochę smutny i zły, że nie tworzyliśmy muzyki, którą naprawdę lubił. Zaczynaliśmy od prawdziwego bluesa, a on był purystą bluesa. Stracił zespół i nie czuł, że jest jego częścią, co było bardzo smutne. Mick i Keith dzielili ze sobą pokój, Andrew Oldham z Charliem, a ja z Brianem. Zawsze tak się dzieliliśmy.”
To ja i Brian chodziliśmy do klubów, graliśmy z lokalnymi muzykami, podrywaliśmy dziewczyny i bawiliśmy się lepiej niż inni, którzy po prostu zostawali w hotelu. Mick i Keith wychodzili od czasu do czasu, ale to ja i Brian zawsze się gdzieś szwendaliśmy
Wyman powiedział też, że Stonesi… w zasadzie byli grzeczni: „Nie było złośliwości, po prostu mieli dość jego brania narkotyków. Nikt z nas nie brał narkotyków. No cóż, Keith… Trochę brał, ale przez lata nie było żadnych ciężkich rzeczy. Ja nigdy nie brałem, Charlie też nie, zawsze byliśmy całkowicie czyści. Mieliśmy obowiązki, więc zachowywaliśmy się przyzwoicie”
Zapytany, czy jego bliskość ze zmarłym gitarzystą wpłynęła na jego relacje z Jaggerem i Richardsem, Wyman odpowiedział: „Nie byłem tylko przyjacielem Briana, byłem także bardzo, bardzo blisko z Charliem, ponieważ byliśmy sekcją rytmiczną i bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Obaj byliśmy podobni — wcześnie się pobieraliśmy, mieliśmy dzieci, po koncertach w Londynie wracaliśmy do domów, aby dołączyć do rodzin, podczas gdy inni imprezowali w AdLib ze wszystkimi tymi celebrytami.”
Miałem bardzo bliską więź z Charliem, ale w trasie byłem głównie z Brianem