Geniusz gitary, który w wieku dziesięciu lat został nazwany „cudownym dzieckiem gitary” i chyba nikt na taki przydomek nie zasłużył bardziej niż on. Dzisiaj, dzięki swojemu talentowi i wirtuozerii, pięćdziesięciodwuletni Bireli jest w stanie przemieszczać się swobodnie między wieloma stylami muzycznymi. Należy do nielicznych muzyków na świecie, którzy improwizują w stu procentach, co za każdym razem powoduje zarówno zachwyt publiczności, jak i zawodowych muzyków.

Z Birelim poznałem się dwa lata temu podczas wspólnych koncertów we Włoszech. W tym roku wystąpimy razem 26 października w Tychach, podczas najstarszego festiwalu gitarowego w Polsce – Śląskiej Jesieni Gitarowej. O ile sylwetki Bireliego chyba nie trzeba przybliżać tym, którzy kiedykolwiek otarli się o jazz, w dzisiejszym wywiadzie chciałbym wypytać mistrza o pewne ciekawostki, które nie są powszechnie znane. Sam Bireli niechętnie udziela wywiadów, a już szczególnie takich, które dotyczą jego życia prywatnego, dlatego cieszę się ogromnie, że zgodził się na poniższą rozmowę.
Adam Palma: Opowiedz mi, proszę, o „młodym Birelim”. Jak to się wszystko zaczęło?
Bireli Lagrene: Dla mnie, czyli chłopaka urodzonego w środowisku francuskich Romów , nie było wtedy właściwie innej opcji niż dorastanie w otoczeniu muzyki Django Reinhardta. Mój ojciec był gitarzystą, ale on raczej słuchał późnych kompozytorów klasycznych takich Igor Strawiński czy Fritz Kreisler. Dlatego ja właściwie wychowywałem się otoczony bardziej muzyką klasyczną niż muzyką Django. Człowiekiem, który wprowadził mnie w świat Django, był mój o dziesięć lat starszy brat, totalnie zwariowany na punkcie gypsy jazzu. Brat grał na gitarze rytmicznej, a mnie kazał grać solówki – tak się wszystko zaczęło.
A to ciekawe, nie wiedziałem, że to twój brat wprowadził cię w muzykę Django.
O tak, graliśmy razem dobre dziesięć lat na początku mojej kariery muzycznej i tak powstała moja pierwsza płyta. Miałem wtedy dwanaście lat. To była zdecydowanie zasługa mojego brata.
Powiedz mi, czy twoje ustawienie rąk i technika, która od razu była „tą właściwą”, to również zasługa brata, czy to był naturalny dar?
Zacząłem grać, kiedy miałem cztery lata, więc po prostu nie pamiętam. Powiem tak, jeśli sięgnę pamięcią najdalej, jak mogę… to już wtedy grałem na gitarze. Nigdy się nie zastanawiałem nad techniką – myślę, że to przyszło naturalnie.
Jesteś genialnym multiinstrumentalistą. Jestem ciekaw, czy to za gitarę złapałeś jako pierwszą?
Fortepian był pierwszy.
Umiesz również dobrze grać na pianinie?
Nie jestem klasycznie wykształconym pianistą, ale tak, umiem grać, szczególnie mi to pomaga przy komponowaniu, kiedy masz dostęp do bardziej rozbudowanych harmonicznie układów akordów, niedostępnych na gitarze.
Po okresie Django dość szybko zacząłeś się muzycznie przemieszczać i grać inne gatunki muzyczne. Powiedz mi czy miałeś problemy ze społecznością cygańską, która upatrywała w tobie następcę Django i chyba nie bardzo chciała, żebyś się przeistaczał muzycznie?
Nigdy się tym nie przejmowałem, zawsze robiłem to, co ja chciałem i tak jak ja chciałem. Dzisiaj ludzie, którzy słuchali mnie jako dziecko, często powtarzają mi, że już wtedy czuli, że nie będę grał całe życie tylko i wyłącznie muzyki Django czy grał jak Django. Wiedzieli, że ja pójdę do przodu, a ja musiałem to zrobić, ponieważ miałem świadomość, że to co oryginalne, czyli muzyka Django, musi takie pozostać – a ja muszę się rozwijać.
Było to stresujące? Zrobiłeś to bez zastanawiania się?
To była ciężka decyzja, bo wiedziałem, że muszę całą swoją karierę zacząć od nowa. Byłem bardzo młody, więc było mi łatwiej przeistoczyć się w Bireliego, którym jestem dzisiaj.
To rzeczywiście zadziwiające, ale ludzie nie rozumieją, że bycie muzykiem, a w twoim przypadku – bycie geniuszem muzycznym, oznacza ciągły rozwój i właściwie najgorsze, co mogłoby ci się przytrafić, to zaszufladkowanie w jednym gatunku muzycznym.
Dokładnie. Wiesz, Adam, co mi pomogło? To, że mam całkowicie oddaną publiczność, która podąża za mną w którymkolwiek muzycznie kierunku ja się udaję. I to jest dla mnie najpiękniejszy dar, jaki otrzymałem, publiczność, która pozwala mi grać to co chcę. Oczywiście zawsze muszę jej dostarczać muzykę graną najlepiej, jak potrafię.
Cieszę się, że tak jest. Słyszałem, że Django, kiedy przestał grać gypsy jazz – styl, który sam wymyślił i rozpropagował – i zaczął grać koncerty, będąc pod wpływem be-bopu, był podczas występów wygwizdywany.
Tak, ponieważ publiczność nie rozumiała, co robił. Już wtedy Django był więźniem we własnej klatce, którą była jego wspaniała muzyka. Wyobrażasz sobie? Mimo że był twórcą wspaniałego stylu – gypsy jazzu, został już wtedy jego więźniem.
To musiało być dla niego straszne.
Było, bo przez to również ledwo ciągnął koniec z końcem. Kochał Charlie Parkera i wszystkich ówczesnych be-bopowców. To było dla niego ogromne wyzwanie, bo musiał się dla świata na nowo muzycznie narodzić. Mój ulubiony okres Django to właśnie późne lata czterdzieste, kiedy zaczął grać be-bop, co jednak spowodowało, że jednocześnie zaczął z tego powodu tracić swoją sławę. Dla mnie to właśnie okres przejawu największego geniuszu Django. Zobacz, że wtedy zaczął grać jako jeden z pierwszych na gitarze elektrycznej. Wes Montgomery pojawił się dopiero dziesięć lat później! A przed Django nie było nikogo! Django był natchnieniem i wpłynął na wszystkich, którzy byli po nim, od Wesa, przez innych gitarzystów jazzowych, na gitarzystach rockowych kończąc.
Bireli, porozmawiajmy o następnym etapie twojego życia, którym podejrzewam, było spotkanie i przyjaźń z Jaco Pastoriusem – czy mam rację?
Poznałem Jaco chyba w 1986. Jaco strasznie mnie inspirował, nawet dzisiaj, a co dopiero, kiedy go spotkałem i grałem z nim, mając dziewiętnaście lat, to była wspaniała przygoda. Niestety, to był również okres, kiedy było z nim już bardzo źle z powodu wielu problemów osobistych i życiowych. Nie chciałem w tym uczestniczyć, tak samo jak nie chciałem wykorzystywać jego imienia do budowania na nim swojej kariery, dlatego też odmawiałem grania z nim wielu koncertów. Z wielkim bólem, ale po prostu nie mogłem inaczej postąpić. Ale kiedy nie było tych problemów, granie z Jaco było czymś niesamowitym, zresztą nagraliśmy razem płytę.

Czy to przez znajomość z Jaco sięgnąłeś po gitarę basową i na niej również koncertujesz?
Grałem już na kontrabasie jako dzieciak. Bas chyba w ogóle miał być moim głównym instrumentem, kiedy byłem dzieciakiem. Później jednak przesiadłem się na gitarę, która stała się moim ulubionym instrumentem. Nie grałem na basie chyba ze dwadzieścia lat, a to, że zacząłem ponownie, to zasługa Jaco. Chcę w ten sposób złożyć hołd jednemu z najwybitniejszych basistów, jacy żyli – najlepiej jak potrafię oczywiście. Potrzebuję słyszeć to jego brzmienie, bo dzisiaj mało kto je ma.
Pierwszy twój utwór, jaki usłyszałem, kiedy miałem chyba czternaście lat, to był utwór Berga z płyty „Down in Town”. Pamiętam, że siedziałem i słuchałem jak zaczarowany. Co oznacza ten tytuł?
O dzięki, dla mnie to jak epoka lodowcowa. Tytuł utworu to imię mojej mamy.
Jak to się stało, że poznałeś trio gitarowe Al Di Meola + Paco De Lucia + John McLaughlin.
Zostałem zaproszony, żeby otwierać ich koncerty podczas trasy trio w Niemczech, chyba w 1982. Oni już wtedy słyszeli o mnie i byli ciekawi, co to za dzieciak. Parę lat później dostałem telefon, żeby dołączyć do Ala i Larry’ego Coryella w kolejnej odsłonie tria.
Czy umiesz czytać nuty?
Teraz już trochę umiem.
Jestem ciekaw, jak wyglądały twoje przygotowania do nagrania albumu z Big-Bandem WDR, jeśli wtedy twoje czytanie nut nie było jeszcze dobre.
Wtedy miałem tylko kartki z akordami i harmonią. Na szczęście utwory, które nagrywaliśmy, były mi dobrze znane, więc musiałem mieć tylko pozaznaczane miejsca na partie solowe. Myślę, że w sześćdziesięciu procentach znałem formy na pamięć.
Kolejnego pytania nie unikniesz! Opowiedz mi o swoim śpiewaniu. Nagrałeś płytę poświęconą Frankowi Sinatrze pt. „Blue Eyes”, na której śpiewasz, a ja nigdy nie zapomnę koncertu, który graliśmy razem, a ty odłożyłeś gitarę i zacząłeś śpiewać… Przez chwilę myślałem, że Sinatra zmartwychwstał. Często śpiewasz na koncertach?
O nie, to już przeszłość. Bardzo lubię wyzwania i podążanie, eksplorowanie rzeczy, które może nie do końca umiem dobrze robić. To był powód, dla którego nagrałem ten album, oprócz oczywiście faktu, że Sinatra był dla mnie zawsze wzorem, inspiracją i bardzo go kocham. Dzisiaj już nie śpiewam na scenie, ale nagranie tego albumu to było dla mnie wyzwanie, hołd, nauka i miłe wspomnienia. No i najważniejsze, ja nigdy nie podchodziłem do swojego śpiewania na poważnie! Jestem pewien na sto procent, że już tego nie powtórzę!
Porozmawiajmy o improwizacji. Zacznijmy od tego, czy masz słuch absolutny?
Tak ludzie mówią. Ja po prostu, jak stroję gitarę i naciągam struny, to one same mi „mówią”, że to jest właśnie ten punkt, ta wysokość, na której powinny być. Bardzo rzadko się zdarza, że się mylę.
Jesteś jednym w tych niewielu, którzy improwizują w stu procentach. Twój talent improwizatorski jest niepowtarzalny – za każdym razem grasz inne solo, inne frazy. Powiedz mi, jak przebiega ten cały proces w twojej głowie.
Ja tylko gram to, co czuję w danym momencie. Ćwiczę tylko i wyłącznie utwory, które nie są moje, a mam je zagrać w jakimś projekcie. Jeżeli chodzi o jakieś inne ćwiczenie, to w moim przypadku nie istnieje. Czasami mam nagrać czyiś utwór, którego nie znam lub który jest bardzo trudny i wtedy wymaga to ode mnie poćwiczenia, nauki tematu, szczególnie że słabo czytam nuty. Słucham wtedy taki utwór kilka razy, spoglądam w nuty i ćwiczę, ale samej improwizacji już nie. Nie mam żadnej recepty, jak widzisz. Nigdy nie ćwiczyłem skal bez kontekstu, w jakim miałyby być zastosowane. Dlatego czasem nie znam ich nazw, mimo że je stosuje – prawdopodobnie wszystkie jakie są. Dla mnie skale są frazami, a nie skalami samymi w sobie. Nie rozumiem, jak można ćwiczyć skale bez ich melodycznego kontekstu i używania jako fraz, to nie ma dla mnie sensu.
Powiedz mi więc o twojej kompozycji „Movements”. Temat jest bardzo trudny do zagrania, czy jego nauka też nie wymagała od ciebie ćwiczenia?
Nie wymagała. Ten utwór po prostu pojawił się najpierw w głowie, a potem na gryfie. Z tego, co pamiętam, to grałem go na próbie jako zwyczajny pomysł na nowy utwór, a Franck Wolf, mój saksofonista, zaczął go spisywać. Pamiętam, że potem ćwiczyliśmy go sporo, i że Franck musiał się ze dwa dni gimnastykować, żeby to spisać w nutach. To było dla niego bardzo trudne zadanie grać ze mną ten temat w unisonie, bo tam dla saksofonisty nie ma przerw w temacie na branie oddechów. Dlatego podziwiam go, że mu się to udało. Kompozytorsko jest tutaj podobnie jak z Teen Town Jaco Pastoriusa, tzn. ja nie porównuję swojej kompozycji z Teen Town, chodzi o to, że Jaco pomógł mi wydobywać muzykę z podświadomości i oba utwory są oczywiście bardzo trudne do zagrania.
Kiedy ktoś prosi cię o udział w jakimś projekcie, co jest dla ciebie najważniejsze w podjęciu odpowiedniej decyzji?
Jascha Heifetz – najwybitniejszy skrzypek klasyczny, jaki kiedykolwiek stąpał po Ziemi, powiedział i ja się z nim absolutnie zgadzam: entuzjazm i chęć nauki czegoś nowego. Kiedy ktoś do mnie dzwoni, żebym uczestniczył w jakiejś sesji nagraniowej, nigdy nie są dla mnie ważne pieniądze. Jestem zawsze zainteresowany, co to ma być i jaka ma być w tym moja rola. Również zgadzam się uczestniczyć w projektach, w których leader chce, żebym był sobą, a nie udawał kogoś, kim nie jestem.
A jakimi kryteriami ty się sugerujesz przy wyborze muzyków do swoich projektów?
Talent, miłość do muzyki i umiejętność bardzo dobrej gry na instrumencie oczywiście. Zwykle mam wokół siebie muzyków, którzy chcą grać ze mną i są wyjątkowo utalentowani, więc nie mam problemu z ich poszukiwaniem.
Czy są dzisiaj jacyś młodzi muzycy, którzy inspirują ciebie?
Nie. Jestem reprezentantem starej szkoły, za mną jest czterdzieści lat historii scenicznej i fonograficznej, wydaje mi się, że to raczej ja mam wpływ na młodych muzyków i ich inspiruję. Oczywiście czasem słucham kogoś i powiem mu, że gra bardzo fajnie, ale to raczej mało prawdopodobne, żeby mnie zainspirował.
Czy jest jakiś wybitny muzyk z żyjących lub nieżyjących z którym chciałbyś zagrać?
Hmm, właściwie to już kiedyś zagrałem z każdym z nich!
Grałeś z Sinatrą?
Nie, bardzo bym chciał! Również nie grałem z Milesem Davisem [śmiech], ale poza nimi dwoma to grałem chyba z każdym znaczącym muzykiem.

Czy jest jakiś utwór, który wymagał od ciebie więcej pracy, niż zakładałeś?
Za nim pojawił się YouTube i te wszystkie pierdoły jak programy do zwalniania utworów, nauczyłem się sam ze słuchu Moto Perpetuo Niccolo Paganiniego. Miałem dwanaście albo trzynaście lat. Dzisiaj spisanie tego jest prawdopodobnie łatwiejsze – raz, że są nuty, dwa – programy do spowalniania nagrań. Ja takiej szansy nie miałem, nie umiałem czytać nut i nie było komputerów. Nauka tego utworu to było największe wyzwanie w moim życiu.
Czy uważasz, że postęp technologii (YouTube, spowalnianie nagrań) spowodował, że jest coraz więcej dobrych, ale coraz mniej oryginalnych muzyków?
Twoje pytanie jest tutaj jednocześnie odpowiedzią.
Co twoim zdaniem jest ważniejsze słuch absolutny czy wyobraźnia, jeśli chodzi o umiejętności improwizatorskie?
Słuch absolutny jest przydatny, kiedy potrzebujesz nastroić gitarę albo fortepian, lub kiedy grasz na instrumencie bezprogowym, typu skrzypce czy kontrabas i trzeba być uważnym, jeśli chodzi o intonację. Na pewno ważne jest, żeby umieć odróżniać czy jakaś nuta jest za nisko albo za wysoko, ale do tego nie jest potrzebny słuch absolutny. Czasami na scenie mam wrażenie, że na przykład struna H jest za nisko i wtedy muszę ją podciągnąć, takie rzeczy oczywiście trzeba słyszeć i korygować.
To co – wyobraźnia jest ważniejsza?
Umiejętności muzyków bazują na faktach, a wyobraźnia może spowodować, że wylądujesz w malinach. Jest potrzebna, ale nie jest najważniejsza. No chyba, że jesteś geniuszem. My wszyscy jesteśmy w stanie tworzyć muzykę w oparciu o swoje nabyte umiejętności i wydaje mi się, że dla wyobraźni nie ma tam za dużo miejsca, bo jak ją użyć, kiedy musisz improwizować w szybkim tempie po skomplikowanej progresji akordowej? Co możesz sobie wyobrazić, kiedy grasz np. „All The Things You Are” w szybkim tempie? Musisz być skoncentrowany na harmonii utworu, żeby zagrać jak najlepsze frazy. Dlatego myślę, że najważniejsza jest perfekcja, za którą stoi koncentracja i bycie gotowym na to, co się za chwilę wydarzy, na to jak zareagować na następny akord, który się pojawi.
Czy jest jakiś utwór albo płyta, którą nagrałeś, z której jesteś zadowolony i dumny?
Nie ma takiej.
Dlaczego?
Bo to zabrzmiałoby egoistycznie. Ja nie nagrywam płyt dla siebie tylko dla słuchaczy. Służymy publiczności takie jest zadanie muzyków i taka rola, przynajmniej z mojej perspektywy. Zresztą dzięki temu mam co jeść. Dlatego gdybym powiedział – o tak bardzo lubię tę płytę, którą nagrałem w roku… to czułbym, że coś jest ze mną nie tak.
Porozmawiajmy o gitarach, jakich używasz. Ostatnio widzę na YouTubie, że grasz sporo na Fyldzie? Lubisz tę gitarę?
O tak. To dzięki tobie poznałem Rogera (właściciela firmy Fylde) i bardzo się cieszę, bo to są świetne instrumenty. Gramy Adam teraz na identycznych gitarach, od tego samego lutnika!
Ja również się cieszę, bo to wspaniałe instrumenty. Będziesz grał w Tychach na swoim Fylde?
Raczej tak.
Jakie jeszcze instrumenty posiadasz? Wolisz grać na akustyku, archtopie czy elektryku?
Obecnie nie cierpię grać na archtopie, brzmi dla mnie bardzo monotematycznie. Muzyka, którą teraz gram, najbardziej sprawdza się na akustyku z przystawką, dlatego Fylde jest mi taki bliski. Kiedyś dużo grałem na Gibsonie L5 z roku 1977. Ciężko mi wybrać jedną gitarę, bo ze względu na wachlarz gatunków, w których się poruszam. Niemożliwym byłoby ograć to wszystko na jednym instrumencie. Mam też pięknego Strata z 1965, na którym już dawno nie grałem. Oficjalnie jestem endorserem Yamahy i też na niej lubię grać, szczególnie muzykę fusion.
A masz jakąś gitarę do gypsy jazzu?
Nie mam, poważnie! Właściwie to ktoś mi zbudował taką i mają dostarczyć w przyszłym tygodniu.
Jakie masz najbliższe plany?
Nagrałem nową płytę, która się ukaże w październiku, na basie gra Larry Grenadier, a na instrumentach perkusyjnych Mino Cinelu. Mam nadzieję, że zagramy również ten program w Polsce, oczywiście poza koncertem, który zagramy razem w Tychach.
Dziękuję Ci za wywiad i ogromnie się cieszę, że już niedługo zagramy razem ponownie, do zobaczenia wkrótce!
Do zobaczenia!
rozmawiał: Adam Palma