Duff “Rose” McKagan (właściwie Michael Andrew McKagan) urodził się w 1964 roku i stał się multiinstrumentalistą związanym z zespołami Guns N’ Roses, Neurotic Outsiders, Velvet Revolver, a w ostatnich latach ze swoimi solowymi projektami. Duff od wielu lat działa na swój rachunek. Po tym jak wyrwał się ze szponów nałogu jest w 100% panem swojego losu. Wziął się za siebie, uregulował sprawy biznesowe, zdrowotnie, i kondycyjnie jest ponownie szwajcarskim zegarkiem – jednym słowem trzyma niemal wszystkie sznurki odpowiedzialne za swój los.
Lektura jego wstrząsającej autobiografii uzmysłowiła wszystkim, co znaczyło być w latach 80. i 90. “gwiazdą rocka”. To totalnie dychtomiczne doświadczenie, jazda bez trzymanki i życie na krawędzi, choć jak mówią znawcy tematu przy Motley Crue Gunsi i tak byli grzeczni… W każdym razie Duff McKagan wydał właśnie kolejną solową płytę, “Tenderness”, która, podobnie jak np. ostatni album “Western Stars” Bruce’a Springsteena jest w dużej mierze akustyczna, bardziej intymna i skłania bardziej do refleksji niż ulicznej rewolty. To właśnie z tym materiałem McKagan przybywa do Polski i głównie o tym albumie rozmawiał z nim nasz wywiadowca Michał Wawrzyniewicz.

Witaj Duff. Dzięki, że zgodziłeś się na wywiad z nami.
Cała przyjemność po mojej stronie.
Polscy fani zawsze na Ciebie czekają. Ponieważ grałeś w Polsce nie raz, więc na początek chciałbym Cię zapytać, co sądzisz o Polsce i Polakach.
Mam bardzo dobre zdanie o Polsce. Byłem już u was ze trzy czy cztery razy. Tak naprawdę jednak ja i moja żona mamy bardziej osobistą relację z Polską. Dziewczyna z Polski, Dorota, mieszkała z nami przez około siedem lat. Wprowadziła się, gdy miała 18 lat, a nasze córki były bardzo małe. Dorota była dla mnie jak trzecia córka. Uczyłem ją prowadzić auto, robiliśmy razem wiele rzeczy. Jestem więc związany z Polską bardzo emocjonalnie. Oprócz tego lubię też sam kraj, bo jego atmosfera przypomina mi środowisko w Seattle, w którym dorastałem. Polacy wydają się życzliwi i szczerzy.
Tak naprawdę jednak ja i moja żona mamy bardziej osobistą relację z Polską. Dziewczyna z Polski, Dorota, mieszkała z nami przez około siedem lat. Wprowadziła się, gdy miała 18 lat, a nasze córki były bardzo małe. Dorota była dla mnie jak trzecia córka.
Bardzo miło to słyszeć. Jako że Top Guitar to magazyn skupiający się na gitarach i basach, chciałbym spytać Cię o kwestię, nad którą zastanawia się wielu basistów. Jaka jest optymalna, najzdrowsza pozycja do jednoczesnego grania na basie i śpiewania?
Prawdę mówiąc, całe lata starałem się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Na pewno widziałeś, jak wysoko ustawiał swój mikrofon Lemmy (Kilmister – przyp. red.). Robił to, żeby jego klatka była wypięta do przodu. To pomaga utrzymać dobrą posturę, bo plecy od góry do dołu pozostają idealnie proste. Przez lata podnosiłem swój mikrofon wyżej i wyżej, żeby zmusić się do stania zupełnie prosto. Z klatką wypiętą do przodu oddychasz głębiej i lepiej kontrolujesz głos. W Guns N’ Roses dużo śpiewam falsetem, więc ta kontrola jest mi bardzo potrzebna. Pracuję też nad swoją sylwetką na siłowni.

No właśnie! To jest kolejna rzecz, o którą chciałem cię spytać. Czy trening fizyczny wpływa na twoją muzyczną formę, jeśli mogę to tak nazwać?
Staram się chodzić na siłownię codziennie, szczególnie podczas tras koncertowych. Nawet moja córka, która ma teraz 21 lat i śpiewa w zespole wie, że to niezbędne. Widzi, jak ja trenuję, jak Slash trenuje… Naprawdę, bez ćwiczeń ciężko byłoby przygotować się na występy. Robię dużo ćwiczeń na nogi i na plecy. Trenuję też kickboxing, uprawiam jogę. Staram się ciągle urozmaicać moje ćwiczenia. Jeśli traktujesz granie poważnie, musisz ćwiczyć. Ale najważniejsze jest to, że nie możesz się garbić.
Przez lata podnosiłem swój mikrofon wyżej i wyżej, żeby zmusić się do stania zupełnie prosto. Z klatką wypiętą do przodu oddychasz głębiej i lepiej kontrolujesz głos
Niedawno wydałeś swój solowy album „Tenderness”. Krążek ten został wyprodukowany przez Shootera Jenningsa. Dlaczego zdecydowałeś się na współpracę właśnie z nim? Co wniósł on do albumu?
Wniósł bardzo wiele! Pisałem piosenki na „Tenderness” na gitarze akustycznej. Punktem wyjścia były więc moje nagrania, na których śpiewałem melodie, akompaniując sobie na akustyku. Następnie spotkaliśmy się we dwóch. Shooter ma pianino w swoim salonie, ja wziąłem akustyka i zaczęliśmy grać. Nagle wszystkie utwory zostały uzupełnione o pianino. Sposób, w jaki on gra, idealnie wpasował się w moje kompozycje. Wtedy poruszyłem temat nagrywania materiału, a on zaproponował, żebyśmy zaangażowali jego zespół. Ludzie Shootera dobrze wiedzą, jak podejść do piosenek w takim stylu. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem skrzypce i elektryczną gitarę hawajską w moich utworach, byłem zachwycony. To nie są instrumenty, które miałem w głowie, komponując kawałki, ale ci muzycy to profesjonaliści. Potrafią zżyć się z piosenką, grają odpowiednie dźwięki w odpowiednim czasie. Shooter to natomiast producent z krwi i kości. Miał swoją wizję na utwory, wizję, która bardzo dobrze współgrała z moją. Wyszło z tego naprawdę pięknie brzmiące nagranie. Zarejestrowaliśmy ścieżki oldschoolowo, na taśmę. Tak, jak robiło się to w latach 70-tych.
Na „Tenderness” zawarłeś wiele przemyśleń dotyczących społeczeństwa i jego problemów. Słyszałem, że początkowo zamierzałeś poruszyć takie tematy w swojej planowanej na niedaleką przyszłość książce. Czy to, że zająłeś głos w tych kwestiach już na albumie oznacza, że na kolejną książkę będziemy musieli dłużej poczekać? Czy może wyjdzie ona już niebawem i będzie stanowić dopełnienie refleksji z albumu?
Myślę, że przy pomocy „Tenderness” udało mi się wysłać w świat dokładnie taki komunikat, jaki chciałem. Płyta spełniła założony przeze mnie cel, więc wydaje mi się, że dopełnienie w postaci książki nie jest tu potrzebne. A na formę muzyczną zdecydowałem się dlatego, że w ostatnim czasie pojawiło się bardzo dużo drukowanych publikacji poruszających problemy społeczne, wiele pisano też o nich w mediach społecznościowych. Wydanie kolejnej książki o tym nie miałoby więc takiej siły przebicia jak ubranie myśli w muzykę. Chciałem, żeby ta płyta była łatwo dostępnym, szczerym i dokładnym opisem tego epizodu naszej historii.
Wiesz, ludzie się nie zmienili od czasu moich pierwszych tras koncertowych. Przez trzydzieści parę lat pozostali zupełnie tacy sami. Nie staliśmy się tym wybuchowym społeczeństwem, w którym wszyscy się nienawidzą. To bzdury. Nie zmieniliśmy się.
No właśnie, na płycie opowiadasz o trudnych tematach, takich jak kryzys opioidowy w USA, problemy ze zdrowiem psychicznym, strzelaniny w szkołach. Chciałbym spytać cię, co sądzisz o skali tych zjawisk. Czy obecnie jest ona większa niż w przeszłości, czy może wielkość problemów jest podobna jak w latach 80-tych czy 90-tych, tylko słyszymy o nich częściej z uwagi na rozwój mediów i łatwiejszy dostęp do informacji?
Jak najbardziej zgadzam się z twoją ostatnią myślą. Media zniekształcają obraz rzeczywistości. Pod przykrywką rozrywki karmią nas najgorszymi historiami, jakie tylko można znaleźć. Są to rzeczy, które zawsze były wokół nas, ale przez ciągłe gadanie o nich wydają się obecnie bardziej powszechne. Podczas ostatniej trasy z Gunsami celowo nie oglądałem ani nie czytałem żadnych newsów, wyłączyłem media społecznościowe. Chciałem poznać ludzi spotykanych na trasie takimi, jacy naprawdę są. Wiesz, ludzie się nie zmienili od czasu moich pierwszych tras koncertowych. Przez trzydzieści parę lat pozostali zupełnie tacy sami. Nie staliśmy się tym wybuchowym społeczeństwem, w którym wszyscy się nienawidzą. To bzdury. Nie zmieniliśmy się. Dlatego wydaje mi się, że jeszcze nie doszliśmy do tego, jak poprawnie używać mediów społecznościowych. Nie umiemy dostrzegać różnicy pomiędzy clickbaitami, czyli nagłówkami, które mówią coś zupełnie innego niż treść artykułu, a wartościowymi faktami. Ja też jestem dziennikarzem i uważam za swój, za nasz obowiązek pisać nagłówki, które odzwierciedlają treść artykułów. Czasem ty chcesz dobrze, ale redaktor czy wydawca zadecyduje inaczej, a ty sobie myślisz, cholera, to nie jest nagłówek, który proponowałem. Ale kontrowersyjny nagłówek to więcej wyświetleń, a więcej wyświetleń to więcej pieniędzy. Musimy jeszcze dojrzeć do nowych mediów. Na ten moment ja staram się po prostu szczerze opowiadać o doświadczeniach, które przeżywam na własnej skórze. Mój najnowszy album otwiera piosenka „Tenderness”, która jest pełna nadziei. Kończy go natomiast utwór „Don’t Look Behind You” – kolejna piosenka nadziei. Pomiędzy nimi mówię o ciemnych historiach, wydarzeniach, które aktualnie mają miejsce. Takich jak kryzys opioidowy, o którym wspomniałeś. To oczywiste, że firmy farmaceutyczne wypuszczają na rynek zbyt dużo silnych substancji. To nawet nie hipoteza, tylko potwierdzony fakt. Piszę tylko o tematach, których doświadczyłem lub którym dokładnie się przyjrzałem. Na przykład zanim pisałem o bezdomności, odwiedziłem kilka obozów dla bezdomnych.
Media zniekształcają obraz rzeczywistości. Pod przykrywką rozrywki karmią nas najgorszymi historiami, jakie tylko można znaleźć. Są to rzeczy, które zawsze były wokół nas, ale przez ciągłe gadanie o nich wydają się obecnie bardziej powszechne
Jasne, rozumiem. Czy mógłbyś powiedzieć jeszcze parę słów o procesie tworzenia „Tenderness”?
Weszliśmy do studia i zarejestrowaliśmy cały album w pięć czy sześć dni. Większość nagraliśmy na żywo. Ja grałem na akustyku, Shooter na pianinie, Jamie (Douglass – przyp. red) na bębnach, a John (Schreffler – przyp. red.) na gitarze. Tylko bas dogrywałem później. Cały proces przebiegał bardzo spokojnie.
Rozmawiał: Michał Wawrzyniewicz
Tłumaczenie: Sylwia Michalak
