Frank Gambale jest jednym z członków dowodzonego przez Chicka Coreę Elektric Bandu, ale byłoby wielką niesprawiedliwością nazwać go jedynie sidemanem. Frank to jazzowy gitarowy geniusz o uznanej marce i kreatywnym podejściu do instrumentu. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności, żeby wypytać go o jego technikę, własny sposób strojenia i współpracę z DV Mark.
Przyjechałeś do Polski jako członek Chick Corea Elektric Band, czyli sideman. Kiedyś opowiadałeś w wywiadach, że lubisz pracować jako sideman, bo jest z tego więcej frajdy, podczas gdy bycie szefem jest stresujące. To prawda?
Wciąż wolę grać własną muzykę, ale faktycznie, bycie liderem zespołu jest trudniejsze. To normalne. Cała odpowiedzialność spoczywa na wtedy na tobie, a kiedy jesteś sidemanem, to nie masz z tym problemu. Ale jedno i drugie stanowi część bycia muzykiem.
Mówisz, że wolisz grać swoją muzykę, ale czy wolałbyś być w centrum uwagi, w świetle reflektorów?
Nie chodzi o to, nie interesują mnie te reflektory. Powodem jest muzyka. Inaczej jest, kiedy grasz własną kompozycję, przekazujesz własną wizję muzyki, własną muzyczną deklarację. Nagrałem wiele płyt, więc chciałbym grać swoje utwory tak często, jak to tylko możliwe. Będę zresztą w Polsce w październiku z moim nowym zespołem Soulmine, który prezentuje kombinację muzyki instrumentalnej i wokalnej. Zagramy w Filharmonii Opolskiej, więc czekajcie na nas.
Kiedy przygotowywałem się do tej rozmowy, zwróciłem uwagę, że nie ma chyba wywiadu z tobą, w którym nie padałyby pytania o twój sposób strojenia gitary i technikę sweep picking, którą opracowałeś. A przecież muzyka to coś więcej niż tylko technika gry. Czym jest zatem dla ciebie?
To prawda. Muzyka to życie, ekspresja, emocje, nastawienie. Wszystko zawiera się w muzyce. Komponowanie muzyki daje mi mnóstwo radości. Uwielbiam aranżować, tworzyć piosenki, robić coś z niczego. Ludzie kojarzą mnie od strony techniki gry, ale zawsze im powtarzam, że to w sumie zabawne, bo nigdy nie ćwiczyłem jakoś specjalnie techniki gry, nigdy o tym nie myślałem. Znam wiele technik, stworzyłem też tę metodę sweep picking, ale na pierwszym miejscu zawsze stała muzyka. Moje pomysły muzyczne sprawiły, że wypracowałem sweeping, bo to były po prostu różne rzeczy, które chciałem zagrać, ale nie było techniki, która by mi to umożliwiała. Muzyka jest najważniejsza. To moje życie. Mogę dzięki niej podróżować, zwiedzać świat. Inspiruję się różnymi miejscami. Kocham być muzykiem, jestem z tego powodu szczęśliwy. Jestem też szczęśliwy, że mi się udało – wielu chciałoby prowadzić taki tryb życia, ludzie o tym marzą. Muzyka nie jest czymś, co po prostu robię od czasu do czasu. Ona towarzyszy mi cały czas, cały czas o niej myślę, cały czas ją słyszę.
Dobra, ale czy są jacyś zawodowi muzycy, którzy nie kochają muzyki?
Ha, masz rację – pewnie nie. Kochamy to, co robimy. Musisz kochać to, co robisz, niezależnie od tego, czy jesteś lekarzem czy prawnikiem. Tak jest lepiej. Rezultaty twojej pracy też są lepsze.
Wróćmy do techniki – nie denerwujesz się, gdy kolejny dziennikarz zadaje ci te same pytania o sweeping i strojenie?
Nie. Poczyniłeś w tym pytaniu założenie, że tak jest, ale to nie prawda. Lubię o tym mówić. Jeśli kogoś to interesuje, to chętnie mu o tym opowiem. Technika sweep picking jest już rozpowszechniona. Kiedy ja pojawiłem się na rynku w połowie lat osiemdziesiątych, była szokująca i nowa, bo nikt o tym wcześniej nie słyszał, nikt jej nie znał. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałem Allana Holdswortha – nie miałem zielonego pojęcia, jak robi to, co robi. Podobnie było, kiedy ludzie po raz pierwszy słyszeli mnie. Zastanawiali się, co się dzieje, jak to jest możliwe, bo dźwięki lecą, a wygląda, jakbym ledwie ruszał ręką. To wspaniała technika. Prowadzę teraz szkółkę on-line, jest tam kurs „Definitive Sweep Picking”, na którym można się nauczyć wszystkich podstaw poprzez naprawdę fajne przykłady muzyczne. Trwa jakieś dziesięć godzin. Chciałem zrobić nowy kurs, bo chyba ostatnią rzeczą, jaką zrobiłem w temacie sweep pickingu, było wideo, które nagrałem chyba w 1986 roku. Było bardzo popularne i nazywało się „Monster Licks and Speed Picking” – wtedy ta technika nazywała się speed picking, wydawca nie pozwolił mi nawet na nazwę sweep picking, bo stwierdził, że nikt nie będzie wiedział, o co chodzi. Moją pierwszą książkę też chciałem zatytułować „Sweep Picking”, ale wydawca znów powiedział, że nikt nie będzie wiedział, co to jest.

A czy to nie jest prawo wynalazcy, żeby nazwać swój wynalazek?
Można by tak pomyśleć, nie? Ale wydawca wtedy wygrał, więc zostałem przy speed pickingu. Zresztą na szybkości ten pomysł się nieco opierał, bo jego zadaniem było umożliwić ludziom granie szybko. Tak czy inaczej w ciągu ostatnich lat dokonałem pewnych udoskonaleń w tej technice, a dawno nic nowego na ten temat nie napisałem. Chciałem więc to wszystko teraz przedstawić: nowy koncept, pomysły chromatyczne, różne kształty i patenty, które wymyśliłem w ciągu ostatnich lat. Jestem tym bardzo podekscytowany. Wielu ludzi już korzysta z tego kursu, więc cieszę się z tego, że mogę tę technikę rozpowszechniać jak tylko się da. Dlatego nazwałem ten kurs „Definitive Sweep Picking”.
Każdy może wziąć udział w tym kursie?
Owszem, jest na mojej szkółce on-line na www.frankgambaleonlineguitarschool.com.
Wspólnie z firmą DV Mark ogłosiłeś też konkurs „Frank Gambale Sweep Masters Competition”. O co chodzi?
Co jakiś czas robimy wspólnie jakieś promocyjne akcje. Mam od nich nowy wzmacniacz, który nazywa się Multiamp FG, którego dziś będę używał na scenie. To naprawdę piękny sprzęt. Pomyśleliśmy, że fajnie będzie oddać kilka sztuk. Ludzie mieli szansę je wygrać. Wystarczy, że zagrali mój utwór – „My Little Viper” lub „Little Charmer” – i nagrali to na wideo. Można było pobrać ścieżkę podkładu z internetu – to po prostu kawałek w wersji albumowej bez ścieżek gitary – i plik PDF z tabulaturą. Każdy mógł wziąć udział i wysłać nam wideo. Wybraliśmy najlepsze.
Bałeś się porównań na przykład z Alem Di Meolą, kiedy zaczynałeś grać z Chickiem Coreą?
Ja i Al chyba nie moglibyśmy się bardziej różnić jako gitarzyści, więc nie bałem się. Każdy ma coś specjalnego. No i powtarzam – to nie jest konkurs. Według mnie, wszystko co możesz zrobić, to grać najlepiej jak potrafisz. Jeśli ludziom się będzie podobać – super. Jeśli im się nie spodoba – też super. Nigdy nie zadowolisz wszystkich. Jeśli dajesz z siebie wszystko, nikt nie może cię krytykować, bo robisz co w twojej mocy. Pamiętam, że na kilku pierwszych koncertach ludzie pytali: „Gdzie jest Al?”. Odpowiadałem: „Ala tutaj nie ma, teraz jestem ja, przyzwyczajajcie się!”. To już było moje miejsce i jest tak od lat.
Pewnie miałeś okazję wypróbować wszystkie wzmacniacze i kolumny DV Mark?
Wszystkich nie wypróbowałem, bo robią dużo rzeczy, ale mój wzmacniacz, nazwany Amplitude, opracowywaliśmy przez dwa lata. To były moje pierwsze dwa lata z DV Mark, ale ten produkt nigdy nie wszedł na rynek, bo to był wzmacniacz analogowy, a oni stwierdzili, że teraz wszystko staje się cyfrowe. I w zasadzie mieli rację. Obecnie rządzą te wszystkie wzmacniacze modelujące dźwięk, cyfrowe, łatwe w obsłudze, oparte na oprogramowaniu, które możesz łatwo zaktualizować. Ludzie z DV Mark stwierdzili zatem, że wysamplują to urządzenie Amplitude, które zrobiliśmy, i wsadzą te próbki do Multiampa. I tak właśnie powstał Multiamp FG. Ma wbudowanych wiele modeli wzmacniaczy – znajdziesz tam te wszystkie typowe brzmienia Fendera, Marshalla, Mesy i tak dalej. Ma też oczywiście ten wzmacniacz, który zrobiliśmy wcześniej, to jakby podstawowe brzmienie tego urządzenia. I to jest właśnie to, czego używam, żeby mieć swoje brzmienie. Jestem zaskoczony, że nie brzmi jak nie lampowy wzmacniacz. Ludzie wciąż lubią wzmacniacze lampowe, ja również, ale jeśli nie muszę ich używać, to tego nie robię. Lubię niezawodny dźwięk, a cyfrowe urządzenia są dziś fantastyczne. Jakość brzmienia jest o wiele wyższa niż dziesięć lat temu. Brzmią teraz bardziej naturalnie. DV Mark to bardzo nowoczesna technologia, sprawiają, że gitara brzmi naprawdę dobrze na cyfrowy sposób. Wszystko zmierza w tym kierunku.
To nowoczesny sprzęt.
Zdecydowanie. Podoba mi się w nim też to, że mogę sobie wgrać moje ustawienia na kartę pamięci SD, przylecieć do Polski, wgrać swoje dźwięki i jestem gotowy do gry. Wożę ze sobą tylko małą kartę.
Jednak zawsze jest też coś po drugiej stronie kabla, czyli gitara, jak choćby ten twój biały sygnowany model Carvin.
Teraz nazywają się Kiesel, wrócili do oryginalnej rodzinnej nazwy, firma nazywała się tak na początku. Zrobili mi tę gitarę już jakiś czas temu. Ten egzemplarz jest starszy, bo mam od nich kilka sztuk. Nie mam jednak żadnej innej białej, więc wziąłem tę, bo lubię białe gitary na scenie. Uważam, że wyglądają dobrze w świetle reflektorów.

Ciekawi mnie, dlaczego zdecydowałeś się na korpus semi-hollow.
Po prostu lubię jej dźwięk. Te gitary, które mam obecnie, nie mają otworów rezonansowych, są zakryte. Lubię to brzmienie. Jest grube, tłuste. Na moim kanale YouTube jest wideo z fabryki, na którym można zobaczyć, jak jedna z tych gitar jest budowana od początku do końca. To naprawdę piękny proces. Ci ludzie robią naprawdę fantastyczne gitary, nie jestem pewien, czy można zrobić instrumenty lepszej jakości. Kiesel robią najlepsze gitary, jakie widziałem od lat. Gram na nich już prawie dekadę. Allan Holdsworth też je lubił, miał kilka różnych modeli. My też pracujemy nad nowym modelem dla mnie, bo trochę tęsknię za brzmieniem strata, więc zaczęliśmy już prace nad kolejnym typem gitary. Aktualny oczywiście też sobie zatrzymam.
Czy ten model pojawi się na rynku w przyszłym roku?
Zapewne nawet szybciej, bo ci goście pracują naprawdę szybko. Jakieś prototypy mają już na mnie czekać do wypróbowania, kiedy wrócę z tej trasy.
Jest na co czekać.
Owszem. Będzie dobrze, bo cokolwiek zrobią, to zawsze jest dobre. Robią dla mnie też gitarę z dwoma gryfami. Nie rozmawialiśmy o moim tuningu, ale opracowałem nowy sposób strojenia. Słyszałeś kiedykolwiek o strojeniu Nashville?
Tak.
Polega na tym, że bierzesz dwunastostrunową gitarę i zdejmujesz niskie struny. Zachowujesz te wysokie. Wtedy te cztery najgrubsze struny masz oktawę wyżej, a dwie pierwsze są w normalnej tonacji. Jest z tym pewien problem, bo gitara tak nastrojona gra bardzo wysoko, jak mandolina. To dobre dla drugiej gitary. Ja pomyślałem, że ten strój umożliwia mi zagranie każdego możliwego akordu. Każdego – cokolwiek jest w stanie zagrać klawiszowiec, rzeczy, których nie można zagrać w żadnej innej konfiguracji. Obniżyłem więc ten strój o kwintę. To jakby mieć kapodaster na normalnie strojonej gitarze na piątym progu – moja najgrubsza struna to A, potem kolejno D, G, C, E, A, ale dwie ostatnie struny są oktawę niżej. To niesamowite.
Ten strój będziesz miał na jednym gryfie, a drugi będzie ze standardowym strojeniem?
Tak. Kiedy przed laty pracowałem z Yamahą, zrobili mi dwugryfową gitarę. Ten tuning pierwszy raz zastosowałem na albumie zatytułowanym „Raison D’être” z 2005 roku. Na najnowszym albumie, który ukaże się niedługo, też jest kilka piosenek nagranych w tym stroju. Lubię go, bo jest świeży i umożliwia mi zagranie każdego akordu bez martwienia się o jakieś karkołomne chwyty. Teraz jestem zachwycony, to zupełnie nowa ścieżka. Myślę, że ten strój mógłby się łatwo stać kolejnym standardowym sposobem strojenia gitary, bo umożliwia też granie wszystkich normalnych akordów. Nie musisz się uczyć od nowa kolejnego stroju. Ten daje ci wszystkie możliwości standardowego tuningu, tylko akordy będą brzmiały nieco inaczej.
Czyli to jak standardowy strój, ale z większą gamą możliwości.
Dokładnie. Mam wielu przyjaciół, którzy są świetnymi gitarzystami. Mówiłem im: „Spróbuj w taki sposób”. Byli zachwyceni. Szkoda, że nie wymyśliłem tego dwadzieścia lat temu.

Za dwa lata wszyscy będą grali w tym stroju?
[śmiech] Gorąco zachęcam do spróbowania. To naprawdę świeże i daje nieskończone możliwości. Nie musisz się uczyć nowych żadnych nowych chwytów, a jest naprawdę mnóstwo rzeczy, które możesz odkryć.
Pracowałeś ze zmarłym niedawno Allanem Holdsworthem. Jakie jest twoje najciekawsze wspomnienie z nim związane?
Spotkałem Allana po raz pierwszy kiedy grałem pierwszą trasę z Chickiem Coreą, latem 1986. Byłem nowy – ludzie mnie nie znali. Przez całą trasę w Stanach koncerty otwierał występ Allana, więc każdego dnia wychodziłem na scenę po nim. Dla takiego dzieciaka jak ja, a miałem wtedy 26 lat, to była próba ognia. Nie znałem go zbyt dobrze. Znaleźliśmy jakąś nić porozumienia, bo ja jestem z Australii, on z Anglii, a jak wiesz, Australia jest bardzo angielska. Każdego dnia wchodził na scenę, a ja oglądałem koncerty z boku i zachwycałem się, że jest niesamowity. Potem schodził ze sceny, publiczność krzyczała, klaskała, a schodząc odwracał się do mnie i mówił: „Przepraszam, że musiałeś tego słuchać”. Zawsze myślał, że grał fatalnie, czego nie rozumiałem, bo był znakomity. Któregoś dnia razem z Chickiem i resztą chłopaków staliśmy z boku sceny i kiedy schodził z niej zaczęliśmy się z nim zgadzać: „Fatalnie, Allan, zagrałeś bardzo źle”. To przełamało lody. Zaczął się śmiać. Zdał sobie sprawę, jak niemądre było to myślenie, że był słaby. Zawsze był z siebie niezadowolony. Sam sprowadzał się na ziemię, a przecież był geniuszem i nie potrzebował tego.
Czego na scenie potrzebuje Frank Gambale?
Frank Gambale na scenie używa swoich sygnowanych modeli gitar: elektrycznego Kiesel FG1 i akustycznego Cort Frank Gambale Luxe. Podłącza je do kontrolera MIDI Rolls MP128 MIDIBuddy (Frank twierdzi, że ma ich w domu około 10, ponieważ je uwielbia, a są już wycofane z produkcji) oraz do pedała głośności Roland FV500L.
Ważne miejsce na scenie ma oczywiście jego wzmacniacz i kolumna, oba to sygnowane przez Franka modele DV Mark. Wzmacniacz DV Mark Multiamp FG poza cyfrową emulacją podstawowych typów i rodzajów wzmacniaczy zawiera także oryginalne presety Gambale, opracowane na potrzeby wzmacniacza lampowego DV Mark Amplitude, który nigdy nie został wprowadzony do sprzedaży. Wzmacniacz podłączony jest do kolumny DV Mark FG 212V, wyposażonej w dwa dwunastocalowe głosniki DV Neoclassic 150. Dzięki górnemu głośnikowi, który umieszczony jest pod skosem, kolumna nie tylko zapewnia świetne wrażenie pod sceną i w głębi sali, ale także świetne wrażenia odsłuchowe dla muzyków na scenie.