Wokalista, basista, gitarzysta Jacek Bryndal jest kolejnym artystą, który podjął ryzyko wydania solowej płyty podczas pandemii, kiedy cały rynek kulturalny stoi zamrożony. To odważna decyzja, ale ponieważ płyta „Powoli nas nie ma” jest bardzo dobra, nie mogliśmy nie porozmawiać z Jackiem o tym albumie, o Kobranocce, a także o sprzęcie, na którym gra.
Po prawie 40latach na scenie ukazuje się pierwszy album sygnowany Twoim nazwiskiem. Pytam się zatem: dlaczego tak długo czekaliśmy na Twoją solową płytę?!
Od zawsze chciałem nagrać płytę sygnowaną nazwiskiem jednak wciąż byłem zaabsorbowany pracą z Kobranocką, Atrakcyjnym Kazimierzem i przy innych muzycznych projektach jak choćby muzyka do spektaklu komediowego „Stolik”. Czasem zdarza mi się też robić muzykę do reklam. Pomysły muzyczne i piosenki robione z myślą o solowej płycie, zapisywałem od dawna w moim muzycznym magazynie.
Album ma dość niewymowny tytuł „Powoli nas nie ma”. Nawiązujesz do tego, co właśnie dzieje się wokół nas?
Początek tego pandemicznego syfu, wyjątkowo źle znosiłem. Byłem w słabej kondycji psychicznej. Rozmawiałem z Rafałem o moich frustracjach, obawach i dołach. Myślę, że pod wpływem naszych rozmów, Rafał któregoś dnia, przesłał mi tekst „Powoli Nas Nie Ma”. Po przeczytaniu wiedziałem, że to musi być tytuł płyty. Urządzamy sobie piekiełko na ziemi, myślę o triumfie populistycznych ideologii, zatruwaniu środowiska, zdziczeniu obyczajów, ogólnej znieczulicy i o wielu innych aspektach naszego życia. To wszystko sprawia, że czasem trudno myśleć pozytywnie.
Urządzamy sobie piekiełko na ziemi, myślę o triumfie populistycznych ideologii, zatruwaniu środowiska, zdziczeniu obyczajów, ogólnej znieczulicy i o wielu innych aspektach naszego życia. To wszystko sprawia, że czasem trudno myśleć pozytywnie
Tekstami zajął się Twój brat Rafał. Jak to jest współpracować z najbliższą rodziną?
Bardzo dobrze się współpracuje z Rafałem. Jesteśmy wobec siebie szczerzy i otwarci. Ubolewam tylko, że jest tak mało okazji do spotkań i dłuższych rozmów.
Macie między sobą ten flow, czujecie co chcielibyście wyrazić poprzez tekst i muzykę?
Wydaje mi się, że odkąd skończyłem 18-19 lat, zaczęliśmy grać z Rafałem do jednej bramki wyznając te same wartości i podobnie postrzegając otaczający nas świat.

Od razu to „siadło” przy komponowaniu numerów na Twój solowy album czy musieliście się jakoś nakierowywać na ścieżkę, która miała być przedstawiona na tej płycie?
Między nami „siedzi” od lat! Rozumiemy się bez słów więc zamiast gadać, używamy demonstracyjnych, próbnych, czy poglądowych wersji piosenek. Dzięki nim, Rafał wie jaki charakter ma mieć dany utwór. Czasem trzeba było tylko dopracować szczegóły techniczne takie jak ilość głosek itp.
Album jest taką, powiedzmy, mieszanką stylów. Mamy trochę rocka, nutę Komedy. Kiedy kiełkowały pomysły na taki, a nie inny wydźwięk płyty?
Sekcje rytmiczne i niektóre gitary do trzech piosenek zostały nagrane już w 2004 roku. Był wtedy pomysł na zrobienie i wydanie piosenek pod nazwą Cisi Mnisi, ale w końcu nic z tego nie wyszło, a piosenki o których wspomniałem są dla mnie na tyle ważne, że postanowiłem je odświeżyć i dołączyć do mojej płyty. Pozostałe piosenki były robione z myślą o płycie solowej przez ostatni rok. Skakanie po stylach muzycznych sprawia mi ogromną radość więc jest to słyszalne również na „Powoli Nas Nie Ma”.
Lockdown pchnął Cię do jej wydania właśnie w teraz?
Po tym jak nastała pandemia i wszystkie szlabany z nią związane musiałem się czymś zająć żeby nie zwariować. Praca nad solową płytą okazała się świetną terapią dzięki której lepiej znosiłem ten trudny czas.
Od 35ciu lat widzimy i słyszymy Cię w legendzie polskiej sceny – Kobranocce. Co słychać w Waszych kobranockowych szeregach? Udało Wam się zagrać jakieś koncerty w trakcie pandemii?
W naszych szeregach jest dobrze na tyle na ile może być dobrze w tym pozbawionym możliwości normalnego funkcjonowania czasie. Jesteśmy przygnębieni brakiem koncertów i brakiem „światełka w tunelu”. Od marca udało nam się zagrać chyba 4 koncerty. Pierwsza połowa roku upłynęła głównie na szukaniu, a potem adoptowaniu wnętrz nowej sali prób. Po wakacjach zaczęliśmy pracę nad nowymi piosenkami. Mamy nadzieję, że latem 2021 będzie już można wrócić do normalnego koncertowania.
Zmiana na stanowisku perkusisty zszokowała fanów zespołu…
Nas też. Przy okazji taka refleksja – to niewiarygodne z jaką beztroską i nieomylnością swoich sądów niektórzy wydają wyroki i komentują sytuacje związane z zespołem nie mając zielonego pojęcia o tym. Chciałoby się napisać „w dupie byliście, gówno widzieliście”. Nie damy się jednak wciągnąć w roztrząsanie naszych problemów w przestrzeni internetowej i medialnej.
To niewiarygodne z jaką beztroską i nieomylnością swoich sądów niektórzy wydają wyroki i komentują sytuacje związane z zespołem nie mając zielonego pojęcia o tym. Chciałoby się napisać „w dupie byliście, gówno widzieliście”. Nie damy się jednak wciągnąć w roztrząsanie naszych problemów w przestrzeni internetowej i medialnej
27 listopada pojawi się reedycja kultowego, pierwszego albumu Kobranocki „Sztuka jest skarpetką kulawego”. Będą jakieś „smaczki”, nowy mastering czy dodatkowe numery?
Do oryginalnej zawartości płyty dodane zostały trzy bonusowe kompozycje: „Los Carabinieros”, „I Chociaż was olewam” oraz „5 minut”, a nowy, czujny mastering nie będzie zmieniał brzmienia z tamtych lat.
Nie mogę nie zapytać o film „Raz jeszcze raz”. Jak Wam się grało samych siebie? Jest to chyba spore przeżycie dla muzyka, że to właśnie Wasz, a nie inny zespół jest tym ważnym, tym który odcisnął piętno na polskiej scenie rockowej i został zaproszony do udziału w produkcji filmowej?
Tak, udział w produkcji filmu „Raz Jeszcze Raz” był dla nas świetną przygodą. Dzięki temu mieliśmy okazję poznać fajnych ludzi, którzy pracowali na planie. Bardzo miło jest być w kinie na filmie, którego tytuł jest zaczerpnięty z piosenki mojego zespołu, a w trakcie projekcji rozbrzmiewają znajome nuty kobranockowych piosenek.
Przejdźmy do tematów sprzętowych… Domyślam się, że sercem jesteś bardziej basistą, ale od dawna grasz też na gitarze we własnym zespole. Jak odnajdujesz się w tych dwóch rolach? To jednak różne instrumenty i inna jest ich rola.
Nie wyobrażam sobie, żebym w którymś z nagrań Kobranocki, mógł poprosić kogoś żeby zagrał za mnie partię basu. Inaczej to się ma w przypadku nagrań, w których na demo obsługuję gitary czy klawisze. Wtedy często w studiu moje pierwotne pomysły, rozbudowują i nagrywają wybitni instrumentaliści. Jeśli chodzi o gitarę, to najwięcej pracy mam jako gitarzysta „rytmiczny” w A.K. i w niektórych piosenkach z solowego albumu. Gra na klawiszach zaś, jest umiejętnością trudną do przecenienia w kontekście aranżowania wersji demonstracyjnych piosenek.

W Kobranocce grasz na Gibsonie Thunderbird i Jazz Bassach, od czego zależy, jakie wiosło akurat zakładasz?
Podczas koncertów, czasem, przez kilka miesięcy dyżurną, pierwszoplanową basówką jest Thunderbird, a czasem któryś z Jazzbasów. To zależy wyłącznie od mojego nastroju. Inaczej ma się rzecz podczas nagrań w studiu. Wtedy dobór basówki jest ściśle związany z brzmieniem i charakterem danej piosenki. Jeśli chodzi o wzmocnienie to przez prawie 30 lat byłem wierny Ampegowi. W dalszym ciągu jestem pełen szacunku dla wzmacniaczy tej firmy. Podczas nagrań najczęściej używam wzmacniacza AMPEG V-4B z lat 70-tych.
Jednak od kilku lat, na koncertach, przerzuciłem się na nowoczesny zestaw Gallien Krueger MB 800. To sprzęt, który jest niewiarygodnie skuteczny na scenie. Brzmi tak samo dobrze w klubach i na scenach gdzie jakość prądu do zasilania sprzętu jest kiepska. Ta mała stabilność brzmieniowa w trudnych warunkach była dla mnie największą wadą Ampegów. Dodatkowym atutem Gallien Krueger jest dla mnie fakt, iż cudownie „obsługuje” też instrumenty akustyczne. Kobranocka od pewnego czasu gra sporo koncertów akustycznych, mam na myśli oczywiście czasy przed pandemią. Czasem są wyjazdy w trasę, podczas której są koncert elektryczne i akustyczne więc taki uniwersalny zestaw jest kapitalną sprawą.
Na koncertach akustycznych oprócz basu Ovation używam fretless Guild, ukulele basowe Countryman oraz instrument rodem z Mexico – Guitaron El Mariachi. O tym ostatnim z wymienionych instrumentów mógłbym wiele opowiedzieć ale to chyba temat na oddzielny artykuł…
Masz też Gibsona Lucille – toż to absolutna piękność! Opowiedz proszę o nim coś więcej.
Taaaaaak, Lucillka jest śliczna, a przede wszystkim cudownie „gada”. Czasem myślę, że na nią nie zasługuję. To bardzo wszechstronny i uniwersalny instrument z cudownym sustainem.
Masz osobne pedalboardy do basu i do gitary?
Nie, nie używam pedalborda, a do nagłośnienia gitary używam Head-FENDER Showman Dual Reverb – USA 1975.
Rozmawiała: Ilona Matuszewska