Jacek Kieller to gitarzysta z ponad dwudziestoletnim stażem gry, który dopiero teraz wbija się w świadomość muzyków i fanów gitarowego grania w Polsce. Urodzony w 1984 roku, pierwsze kroki stawiał na gitarze klasycznej, ale z biegiem lat przestawała ona być jedynym instrumentem do wyrażania emocji. Potrzeba przeżywania innego poziomu ekspresji sprawiła, że Jacek sięgnął po gitarę elektryczną. Okazuje się, że był to najważniejszy ruch w jego muzycznym życiu, o czym świadczy wydana w zeszłym roku płyta „Creeping Crocodile”. O unikalnym stylu gry Jacka i powstawaniu tego niezwykłego albumu rozmawiał z nim Maciej Warda.
Maciej Warda: Jeszcze w 2015 roku zdążyłeś wydać jedną z najciekawszych gitarowych płyt roku – i to debiutancką! Ciężko było związać wszystkie sznurki i doprowadzić „Creeping Crocodile” do szczęśliwego końca?
Jacek Kieller: Nagranie i wydanie materiału autorskiego w formie długogrającego albumu to bardzo trudny, czasochłonny i złożony proces. Dodatkowym utrudnieniem jest sytuacja, kiedy zdany jesteś praktycznie sam na siebie z racji solowego wydawnictwa. Okres, jaki minął, odkąd miałem gotowe wszystkie numery, do momentu wydania albumu, to ponad cztery lata. Porywając się na takie przedsięwzięcie, trzeba liczyć się z wszelkiego rodzaju trudnościami, obsuwami, problemami wszelakiej maści. Niemniej jednak nie należy się poddawać, trzeba uzbroić się w cierpliwość i konsekwentnie brnąć do przodu!
Jak zebrałeś skład do studia? Starzy znajomi czy poznawaliście się dopiero w studiu? Przedstaw chłopaków i powiedz o nich kilka słów.
Z większością składu znam się już od jakiegoś czasu. Z Sebastianem Kucharskim (bas) przyjaźnimy się od wielu lat, graliśmy już razem w przeszłości w jednej kapeli. Wiedziałem, czego mogę się po nim spodziewać, i byłem przekonany, że zawodowo nagra mi partie basowe na płytę. Do tej pory nie miałem okazji współpracować z lepszym basistą od niego. Adama Rybaka (instrumenty klawiszowe) poznałem przy zakupie gitary kilka lat temu. Adam pracował wtedy w sklepie muzycznym w Katowicach i pośredniczył niejako w sprzedaży gitary swojego kolegi. Wtedy go poznałem, zaprzyjaźniliśmy się i zaproponowałem mu współpracę, prosząc o nagranie partii klawiszowych na płytę. Efekt jest powalający. Grzegorza Grzyba poznałem dopiero podczas sesji nagraniowej perkusji na mój album. Przed Grześkiem swoje partie miał nagrywać inny perkusista – niestety, z powodów osobistych nagranie nie mogło dojść do skutku. Wtedy z pomocą przyszedł mój przyjaciel Krzysztof Kłos, który notabene pomagał mi przy realizacji nagrań w studio. Zaproponował Grześka Grzyba i się z nim skontaktował. Dogadaliśmy szczegóły i po kilku tygodniach przygotowań mogliśmy rozpocząć nagrywanie bębnów. Grzesiek to zawodowiec, nagrał takie partie, których nie powstydziłby się żaden perkusista na świecie! Poza podstawowym składem w utworze „Whatever I Want” zaśpiewały gościnnie dwie fantastyczne wokalistki, Asia Januszewska oraz Marta Fedyniszyn, z którymi znam się już od kilku lat. Asia jest także autorką tekstu.
Zazwyczaj nie pytam o takie rzeczy, ale tym razem zrobię wyjątek: skąd pomysł na okładkę?
Pierwszy numer, jaki został skomponowany na ten album, to był właśnie „Creeping Crocodile”. Poczułem wtedy, że czeka mnie długa droga, zanim ten album ujrzy światło dzienne. Postanowiłem jednak być cierpliwy i w zaciszu czterech ścian spokojnie układać kolejne numery na płytę. Od początku założenie było takie, że robię wszystko najlepiej, jak się da, dopinam wszystko na ostatni guzik, a to będzie ode mnie wymagać ogromnej cierpliwości. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jest to swojego rodzaju skradanie się, czajenie, by w końcu 15 listopada 2015 roku zaatakować świat pierwszym solowym wydawnictwem. Myślę, że okładka obrazuje dokładnie ostatnie prawie pięć lat mojego życia.
Grasz także na gitarze klasycznej. Czy pomogła ci ona w nauce na elektryku? Czy ma ona wpływ na to, co i jak grasz dzisiaj?
Zanim sięgnąłem po gitarę elektryczną, pierwsze lata nauki gry na gitarze odbywały się wyłącznie na gitarze klasycznej. Wiele nauczyłem się w tamtym okresie. Poza oczywistym rozwojem technicznym, od początku zwracano mi uwagę na dynamikę czy artykulację. Dodatkowo granie klasycznych utworów na gitarze klasycznej wymaga nieco innej wrażliwości niż granie rock’n’rolla. Myślę, że wszystko, co było związane z gitarą klasyczną na początkowym etapie, dało swój rezultat mniej lub bardziej oczywisty i zauważalny w późniejszym okresie. Z namacalnych dowodów mogę podać przykład, kiedy zacząłem oswajać się z techniką hybrydową na gitarze elektrycznej, czyli jednoczesnym użyciem kostki i palców prawej ręki. Grając na gitarze klasycznej, używamy do gry tylko palców. Przez lata palce zyskały pewną sprawność, która później ogromnie przydała mi się właśnie przy technice hybrydowej. W zasadzie nie specjalnie jej się uczyłem, musiałem tylko zmienić drobne nawyki i już.
Twoja gra jest imponująca – przemyślana, nie na wyścigi, ale zaawansowana technicznie i bardzo stylowa. Nie do podrobienia. Pracujesz nad czymś takim jak własny styl?
Dziękuję, to dla mnie największy komplement, kiedy ludzie mówią mi, że słyszą w mojej grze mój własny styl. Nigdy nie grałem czegoś pod kątem stylu, nie ćwiczyłem żadnej zagrywki czy techniki, mówiąc, że to właśnie będzie mój styl. Wydaje mi się, że takie rzeczy kształtują się same, z biegiem lat i samorozwoju. Na początku chcesz być jak „ktoś tam”, potem zaczynasz interesować się różnymi innymi zespołami, artystami czy stylami muzycznymi. Dalej wyrabia ci się własny pogląd na pewne muzyczne aspekty, próbujesz różnych rzeczy i sam oceniasz, co ci się podoba, a co nie, którą techniką lubisz się posługiwać, a którą nie. Wtedy właśnie, moim zdaniem, zaczyna kształtować się twój własny styl. Grunt to mieć otwartą głowę i podążać za głosem własnego serca – tak w życiu, jak i w muzyce.
Niektóre aranże na płycie są światowe! Cały skład maczał w nich palce czy to twoje własne pomysły?
Dzięki, bardzo miło mi to słyszeć! Przygotowując piloty do sesji nagraniowej, miałem ustaloną formę wszystkich utworów oraz zaaranżowane wszystkie partie poszczególnych instrumentów. Podczas komponowania, kiedy wpadnie mi do głowy jakiś pomysł – czy to konkretny riff, melodia czy jakaś progresja akordów – staram się od razu usłyszeć wszystkie partie pozostałych instrumentów. Dlatego, powiedzmy, do świeżo wymyślonego i nagranego riffu od razu wklepuję w MIDI perkusję, bas i klawisz, by mieć kompletny obraz tego fragmentu. Oczywiście korzystam wtedy z wtyczek VST. Tak przygotowane piloty otrzymał każdy z muzyków, niemniej zawsze jestem otwarty na sugestie kolegów – wręcz liczę na to, że każdy z nich zagra wiele partii po swojemu i pokaże swój charakter.
Opisz swoje podstawowe wiosło – czy na tym les paulu nagrałeś większą część płyty „Creeping Crocodile”?
Moim głównym instrumentem jest niezmiennie od lat Gibson Les Paul Custom Black Beauty z 1994 roku. Dla wielu ludzi „gibole” to toporne wiosła, lecz u mnie ta gitara po prostu leży w łapach. Bardzo się do niej przyzwyczaiłem i myślę, że już nigdy się nie rozstaniemy. Co do partii gitarowych, to tak – większość gitar na płycie „Creeping Crocodile” została nagrana właśnie na tej gitarze. Dodatkowo na cleanach używałem gitar Suhr oraz Fender Stratocaster.
A jak wyglądał tor sygnału z twoich gitar zanim trafił do programu DAW? Zakładam, że nagrywałeś w domenie cyfrowej, ale co wzmacniało i modulowało sygnał po drodze?
Cały proces nagrywania gitar odbywał się najbardziej tradycyjną metodą, czyli gitara – kabel – wzmacniacz Bogner XTC 101B – kolumna Mesa Boogie Road King 212. Dalej mikrofonami zebrany sygnał z paczki i zarejestrowany w programie. Dodatkowo nagrywaliśmy jednocześnie czystą linkę na potrzeby ewentualnego reampu jakiś fragmentów, gdybyśmy po fakcie doszli do wniosku, że w jakimś fragmencie można jednak delikatnie poprawić brzmienie. Wszelkie efekty modulacyjne (reverb, delay) były już dodawane na etapie miksu.
Nagrywasz obecnie materiał z zespołem Afterload. Powiedz nam, co to za skład i jakie macie plany.
Afterload to czteroosobowy skład grający szeroko pojętego rocka. Za bębnami zasiada Paweł Gajewski (Qube), na basie Piotr Torbicz (Qube, Exlibris), a na wokalu i gitarze ojciec całego zamieszania, czyli Kamil Tynecki. To właśnie Kamil skrzyknął nas wszystkich razem, gdy jeszcze wszyscy stacjonowaliśmy w Lublinie. Obecnie pracujemy nad debiutanckim albumem, który powinien ukazać się jesienią tego roku. Dalej w planach mamy rozpoczęcie aktywnego okresu koncertowego.
- Fot. Maciej Niećko
- Fot. Maciej Niećko
- Fot. Maciej Niećko
- Fot. Maciej Niećko
Wywiad Maćka Wardy z Jackiem Kiellerem ukazał się w marcowym wydaniu magazynu TopGuitar (TG 3/2016).