5 i 6 marca 2019 r. na deskach Teatru Variete w Krakowie spotkają się wybitni muzycy rockowi i klasyczni. Krzysztof Cugowski (wokal), Jacek Królik (gitara), Aleksandra Łysiak-Łabecka (wokal), Wojciech Lemański (aranżacje) oraz orkiestra smyczkowa Primuz pod kierownictwem Łukasza Błaszczyka zaprezentują covery utworów Stinga, The Beatles, Led Zeppelin, King Crimson, Deep Purple i Budki Suflera oraz oryginalne kompozycje Jacka Królika i jazzowe Lyle Maysa. Za stronę wizualną odpowiada wybitny grafik i scenograf Damian Styrna. Poprosiliśmy Jacka Królika o kilka zdań dla czytelników TopGuitar na temat tego nietypowego przedsięwzięcia.
Dariusz Domański: Należysz do artystów, którzy są rozchwytywani. Nagrywasz mnóstwo płyt jako muzyk sesyjny, koncertujesz, prowadzisz warsztaty. Nie narzekasz na brak pracy, a wręcz przeciwnie: masz zapełniony dzień od rana do wieczora. Zadam więc trochę przewrotne pytanie: po co wymyślasz nowe projekty, nowe pomysły na koncerty? Co Tobą kieruje, że dokładasz sobie pracy, skoro i tak masz jej aż nadto?
Jacek Królik: Przyznaję, że na brak pracy nie narzekam. Ale przychodzi taki moment w życiu muzyka, związany z ilością pracy zawodowej, a może również z wiekiem, że pojawia się potrzeba pewnej selekcji i częstszego niż dawniej dokonywania wyborów. Nagrałem bardzo dużo płyt. Jestem spełniony jako muzyk sesyjny i jako wieloletni akompaniator gwiazd. Są jednak rzeczy, których nigdy nie próbowałem robić na szerszą skalę. Wiem, że albo zrobię to teraz, albo wcale. I bardzo chętnie biorę się z coś nowego, bo ciągle lubię nowe wyzwania, odświeżenie w moim muzycznym świecie. Stąd nowy kierunek poszukiwań i wynikające z niego kolejne, naprawdę ciekawe dla mnie doświadczenie.

Opowiedz coś więcej projekcie Rock Orchestral Cugowski Królik, którego dwa premierowe koncerty odbędą się na początku marca. Czy połączenie rocka i muzyki klasycznej ma w ogóle jakiś sens?
Jacek Królik: Cały projekt R.O.C.K. jest owocem mojej wieloletniej przyjaźni z bardzo kreatywnym kompozytorem, pedagogiem i muzykiem łódzkim, Wojciechem Lemańskim. Miałem przyjemność nagrywać z nim wiele produkcji filmowych. Spędziliśmy w studiu nagrań ze sobą wiele dni, poświęconych bardzo intensywnej pracy. W tym czasie mieliśmy możliwość poznać się bliżej. Okazało się, że w postrzeganiu muzycznego świata bardzo wiele nas łączy. No a między innymi mamy marzenia o stworzeniu koncertu, który połączy siłę orkiestry smyczkowej i gitary elektrycznej. Ambitna i po prostu dobra muzyka rockowa czy jazzrockowa mają z muzyką poważną mnóstwo wspólnych elementów. Za to kompletnie podzielone są środowiska słuchaczy. Jesteśmy z reguły bardzo daleko od siebie, ten wspólny mianownik jest mało widoczny. „Klasycy” nie dostrzegają walorów muzyki rockowej, rockowcy rzadko zanurzają się w świat muzyki klasycznej. Wymarzyliśmy sobie razem z Wojciechem koncert symfoniczny, w którym troszkę mniej standardowo potraktujemy korelację orkiestry smyczkowej z progresywną i rockową muzyką. Wojtek podjął się przetłumaczenia fajnych, ciekawych, dobrych, ambitnych utworów rockowych na język muzyki poważnej. Nieustannie szukając syntezy i synergii, stworzył aranże, w których gitara elektryczna nie jest sztucznie doklejona do orkiestry, a orkiestra nie stanowi jedynie tła dla gitary. Brzmienie uzupełnił o inne instrumenty, takie jak obój, fortepian i gitarę basową. Oryginalnie stworzył fascynujące współdziałanie gitary elektrycznej i orkiestry. Pewnie, że projektów w jakiś sposób traktujących symfonicznie muzykę popularną jest na rynku całkiem sporo i od dawna. Ale w większości przypadków opiera się na aranżach macierzystych, w których orkiestra dodaje oczywiście siły i maestrii, ale jest niestety tylko tłem.
W naszym projekcie będzie inaczej. Wojtek bardzo starannie i gruntownie buduję całą warstwę aranżu, harmonii i formy zupełnie od nowa, tworząc kompletnie nową jakość. Postanowiliśmy świadomie zrezygnować z perkusji. To nie lada frajda, uzyskać pulsację i groove bez użycia typowych skojarzeń aranżacyjnych. Poszukać siły drzemiącej w korelacji gitary elektrycznej i (głównie) smyczków.
Brzmi to bardzo intrygująco. I zgadzam się też z Twoim zdaniem, że grona słuchaczy muzyki rockowej i klasycznej są mocno rozdzielone. Czy nie obawiasz się więc, że ci, którzy słuchają muzyki klasycznej nie będą chcieli przyjść na ten koncert, bo będzie zbyt rockowy? I podobnie drudzy: mogą na koncert się nie wybrać, bo będzie zbyt klasyczny? Widzę tu niebezpieczeństwo, że ten projekt do nikogo z tego powodu nie trafi. Nie boisz się, że stworzysz coś świetnego, tylko zabraknie słuchaczy?
Jacek Królik: To, co nazywasz niebezpieczeństwem, my z Wojciechem nazywamy wyzwaniem. Dokładnie interesuje nas działanie dwustronne. Przekonać publiczność klasyczną do progresywnego rocka, do utworów Stevena Wilsona, King Crimson, Guthrie Govana, Led Zeppelin, również do moich kompozycji… A publiczności rockowej pokazać wspaniały organizm, najwspanialszy zestaw instrumentów, czyli orkiestrę smyczkową. W aranżacjach Wojtka naprawdę przyjmuje ona rolę wiodącego instrumentu rockowego. To niezwykłe, że uzyskujemy całą siłę i temperament nie z perkusji i ściany przesterowanych gitar, ale poprzez świadome uwypuklenie tej wielopłaszczyznowej konstrukcji za pomocą smyczków i integracji z gitarą.
Oczywiście bardzo liczę na krakowską i nie tylko publiczność, że da nam szansę… Mam powody do pewnego optymizmu w tej kwestii, ponieważ nie jestem tak zupełnie pozbawiony wiedzy, co do siły tego koncertu. Dwa lata temu wykonaliśmy część utworów, które wchodzą w projekt Orchestral R.O.C.K. w Łódzkiej Akademii Muzycznej. Na tyle owocnie i z takim sukcesem, że musieliśmy ten koncert powtórzyć dwa tygodnie później. I to przy nadkomplecie publiczności! Sądzę, że kierunek poszukiwań jest słuszny, a teraz trzeba sobie dać szansę na dotarcie do szerszej publiczność i nadanie koncertom większego rozmachu.
Pamiętajmy, że przygotowanie koncertu to nie tylko muzycy, kompozycje, aranżacje, ale także promocja, oprawa wizualna (która jest teraz starannie przygotowywana przez mojego serdecznego przyjaciela, wybitnego grafika i scenografa Damiana Styrnę). To są także duże środki finansowe, które – na szczęście – wspaniały, prężny mecenat z Krakowa postanowił przeznaczyć na ten koncert. Korzystając z okazji chciałbym podziękować Panu Prezesowi Januszowi Bieleckiemu, Krzysiowi Oczkowskiemu i całej Agencji Artystycznej All Muses oraz teatrowi Variete. Cały sztab ludzi wspomaga nasz wysiłek w przygotowaniu tego wydarzenia i gorąco wierzy w jego sens i powodzenie.

Dotknąłeś przed chwilą istotnych kwestii finansowych. Tego typu projekt, w którym udział bierze kilkudziesięciu wykonawców potrzebuje sporych środków, aby mógł się urzeczywistnić. Myślisz, że po premierze w Krakowie będziemy mieli szansę posłuchać koncertów również w innych miastach?
Jacek Królik: Przedsięwzięcie jest skomplikowane organizacyjnie – podczas koncertu na scenie funkcjonuje cała orkiestra, soliści, wokaliści, instrumentaliści, dyrygent, kosztowne wizualizacje. Z tego też powodu koncert jest ewidentnie dedykowany dużym salom. Mamy zamiar zaprezentować ten projekt podczas dużej, ogólnopolskiej trasy koncertowej, być może już jesienią tego roku. Przed nami jednak najpierw dwa pilotażowe koncerty w Krakowie. Zobaczymy, co z tych planów wyniknie, ale aspiracje i ambicje mamy naprawdę bardzo wysokie.
Porozmawiajmy o repertuarze. Wspomniałeś, że będą występować również wokaliści. Czy to znaczy, że oprócz muzyki instrumentalnej usłyszymy również piosenki?
Jacek Królik: Tak. W projekcie zgodził się wystąpić Krzysztof Cugowski, wokalista legendarny, z którym od roku mam ogromny zaszczyt i przyjemność współpracować na scenie. W programie znajdą się różne, ważne dla muzyki rockowej piosenki. Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, ale będą to świetne utwory rocka progresywnego, a także troszkę rasowego bluesa. Zapewniam że dobór utworów jest przemyślany, poprzedzony wieloma naradami czy nawet twórczymi sporami. Te wyjątkowej wartości utwory stanowią doskonałą platformę do szerokiej, orkiestrowej instrumentacji. Wśród wykonawców wystąpi także pianistka i wokalistka bluesowa Aleksandra Łysiak-Łabecka. Orkiestrę smyczkową Primuz, w skład której wchodzą najbardziej utalentowani studenci i absolwenci łódzkiej Akademii Muzycznej, poprowadzi znakomity skrzypek i dyrygent Łukasz Błaszczyk.
Oprócz coverów, zagramy także muzykę specjalnie napisaną na ten koncert. Będą również utwory z mojej debiutanckiej płyty, które uzyskają nowe, spektakularne brzmienie, nową formułę, nową postać. Wojtek – w porozumieniu ze mną – mocno rozszerzył warstwę kompozycyjną moich utworów. Nie chcę używać specjalistycznych terminów, aby nie wystraszyć słuchaczy, ale kompozycje chwilami brzmią jak fuga, czasami jak allegro sonatowe. Z tymi utworami dzieją się aranżacyjnie rzeczy niebywałe. Podobnie zresztą jak ze znanymi kompozycjami, o których mówiłem wcześniej – dostaną na koncercie zupełnie nowe życie. Ośmielę się stwierdzić, że formułą koncertu, jeśli nie jest pionierska, to na pewno bardzo nowatorska. To naprawdę niesamowity koncert.
Czekamy więc na premierę. Dziękuję za rozmowę.