Jana Borysewicza nie trzeba nikomu przedstawiać. Założyciel zespołu Lady Pank, wirtuoz gitary i przede wszystkim kompozytor wielu znakomitych przebojów.
W wywiadzie dla TopGuitar gitarzysta opowiada, jak przebiegała praca nad nową płytą Lady Pank pt. „Akustycznie”. Mówi również o współpracy przy projektach Borysewicz & Kukiz i Jan Bo oraz o tym, dlaczego nie przyjął oferty bycia członkiem Gangu Albanii.
Bartosz Boruciak: Nowa płyta Lady Pank ma tytuł „Akustycznie”. Wcześniej było „Symfonicznie”. Jak wyglądały przygotowania do tego akustycznego krążka? Na płycie słychać, że to była czasochłonna praca przy nowych aranżacjach waszych utworów.
Jan Borysewicz: Raczej tak. Tak jak dwadzieścia lat temu nagrywaliśmy pierwszą płytę akustyczną „Akustycznie – Mała wojna”. To pamiętam, mieliśmy około trzydziestu prób, by przygotować się do koncertu, który odbył się w Łodzi. Przy nowej płycie też musieliśmy spędzić trochę czasu. To zupełnie inne koncerty niż te, które się odbywają dla dużej rzeszy ludzi – mówię tutaj np. o koncertach rockowych. Wydaje mi się, że ten pomysł narodził się poprzez granie zamkniętych, akustycznych koncertów. Bardzo mało graliśmy takich koncertów. Więcej gramy koncertów plenerowych.
Na przykład Juwenalia?
Jan Borysewicz: Tak jest. Wracając do tematu, zatęskniłem za graniem akustycznym i doszedłem do wniosku, że przez te dwadzieścia lat, odkąd nagraliśmy pierwszą płytę akustyczną, doszło nam wiele nowych numerów, dlatego szkoda by było, żeby nasi fani nie mieli takiego materiału u siebie w domu.
Kolejną ciekawostką jest wybór listy utworów przez słuchaczy, którzy oklaskami decydowali, jakie piosenki mają znaleźć się na płycie „Akustycznie”. Ciekawe rozwiązanie.
Jan Borysewicz: Reakcja słuchaczy może nie. Chodziło o to, żeby fani mieli udział w wybieraniu utworów, które znalazłyby się na płycie. Przygotowaliśmy około dwudziestu czterech utworów i tyle jest utworów zmasterowanych. Natomiast na płycie znalazło się czternaście piosenek. Więcej się nie mogło znaleźć – gdyby była taka możliwość, upchnęlibyśmy więcej [śmiech].

Na płycie nie ma „Tańcz głupia, tańcz” ani „Kryzysowej narzeczonej”.
Jan Borysewicz: „Kryzysowa” chyba jest?
Ja jej nie znalazłem [śmiech].
Jan Borysewicz: Może jej nie być [śmiech]. Szczerze mówiąc, dla mnie sprawy płytowe kończą się wtedy, kiedy już jest zgrany materiał. Potem zajmuję się innymi sprawami. Na płycie nie ma numerów, które uważałem, że tam nie powinny się znajdować, np. „Mniej niż zero”. Takich utworów nagraliśmy wiele w różnych wersjach i są one dostępne. Bardziej zależało mi na tym, żeby na nowej płycie znalazły się utwory, które nie pojawiły się na naszej pierwszej płycie akustycznej.
Dlaczego w trakcie koncertów akustycznych wybrałeś gitarę Gibson Chet Atkins?
Jan Borysewicz: To jest gitara, na której gram od dłuższego czasu. Według mnie brzmi fantastycznie przy graniu akustycznym. Moim zdaniem brzmi jak fortepian, daje bardzo ciekawe możliwości. Do tej gitary używam jeszcze chorusa. Tuż po nagraniu nowej płyty – szkoda, że nie miałem tego wcześniej – kupiłem sobie nowy zestaw Mobius firmy Strymon. Piękne urządzenia, które dają bardzo interesujące możliwości pogłosowe, flangery, chorusy, z których jestem znany [śmiech]. Gram na tym od wielu lat. W trakcie koncertów akustycznych nie używałem kaczki – to efekt, którego nie używa się przy akustycznym graniu. Nie używa się distortionów. Używałem pitcha, który daje wysokie dźwięki przy solówkach, i korzystałem z efektu, jaki daje dźwięk organów Hammonda. Korzystam z niego bardzo często na koncertach rockowych z Lady Pank. W zasadzie z efektów to już wszystko.
W trakcie koncertów występował z wami klawiszowiec Wojtek Olszak.
Jan Borysewicz: Zgadza się. Wojtek grał z nami również na pierwszej płycie akustycznej. Na nowej płycie Wojtek grał na fortepianie i na instrumentach klawiszowych. Uzgodniliśmy z nim, że instrumenty klawiszowe będą bardzo rzadko używane, żeby było jak najwięcej fortepianu. Moim faworytem jest solówka Wojtka w utworze „Du du”. W pewnym momencie poczułem się tak, jakbyśmy byli na koncercie The Rolling Stones. Zresztą ten numer został zrobiony w hołdzie dla Stonesów i jest utrzymany w takim właśnie klimacie. Dlatego bardzo go lubię. Uwielbiam też współpracować z Wojtkiem Olszakiem. Pracujemy razem od wielu lat – raz jako z muzykiem, innym razem jako z realizatorem dźwięku.
To może w przyszłości nagrasz coś z Woobie Doobie?
Jan Borysewicz: Oni mają swój skład, ja się tam nie mieszam [śmiech]. W tej chwili interesują mnie rzeczy nowatorskie. Obecnie bardzo dużo pracuję. Szukam wokalisty do składu Jan Bo lub do stworzenia czegoś nowego. Jakoś mnie tak korci, żeby zrobić coś ciekawego. Mam bardzo dużo pomysłów. Jakby ktoś coś słyszał, proszę dać znać [śmiech].
Wokalista, wokalistka?
Jan Borysewicz: Wokalista – absolutnie, nie wokalistka [śmiech].

To się wytnie[śmiech].
Jan Borysewicz: Nie trzeba wycinać. Mnie nie przeszkadzają wokalistki. Natomiast do muzyki, którą ja mam w głowie, wolałbym, żeby to był wokalista. Naprawdę – poszukuję wokalisty, jeżeli taki się znajdzie, to zapraszam do współpracy. Wydaje mi się, że jest tyle tych programów, a jednak nie ma wyboru. Nie ma kogoś takiego, jeżeli chodzi o moją osobę. Szukam kogoś z fajnym ciekawym wokalem, z taką rockową chrypą.
W Polsce rzadko zdarzają się takie wokale.
Jan Borysewicz: Zgadzam się. Prześledziłem sobie ostatnio kilka takich programów, które się odbywają w Stanach albo w Australii. Tam są takie talenty.
To dlaczego w Polsce takich nie ma, twoim zdaniem?
Jan Borysewicz: Nie mam pojęcia. Zagraniczni wokaliści mają inne głosy niż my w Polsce [śmiech].