Jeden z motorów napędowych zespołu Foreigner. W dużej mierze odpowiada z to, że mniej więcej od 15 lat Foreigner z roku na rok zyskuje na sile.
Jeff przyszedł do zespołu jako jego wielki fan, ale nie bez dorobku. Podczas swojej kariery, która trwa od lat 80. zdążył – bagatela – założyć zespół Dokken i stać się w latach 90. podstawowym zawodnikiem składu Jamesa Ronniego Dio. Poza tym tworzy własne projekty muzyczne, cały czas pozostając bardzo zajętym muzykiem. Przyczynkiem do tej krótkiej rozmowy jest oczywiście polski koncert grupy Foreigner, który odbędzie się… no właśnie. Planowany był na 16 czerwca w Katowickim Spodku, ale ponieważ mamy sytuację, jaką mamy, nie wiadomo, czy dojdzie do skutku i jaki będzie ewentualny nowy termin wydarzenia. Jest to prawdopodobnie pierwszy wywiad Jeffa w polskiej prasie muzycznej, pozwoliliśmy sobie zapytać go także o przeszłość oraz oczywiście o sprzęt!

To twój pierwszy wywiad dla TopBass, więc pozwól, że zapytam najpierw o twoją przeszłość. Jako dziecko musiałeś dorastać w kilku miastach … Jak środowisko, w którym przebywałeś, ukształtowało twój muzyczny smak?
Dorastałem w zwykłym, ale jednak muzycznym domu. Moja mama w latach 30. była wokalistką dużego bigbandowego zespołu ale zrezygnowała z niego na rzecz założenia rodziny. Mój tata był kompletnie nieprzeszkolony muzycznie, bez szkół muzycznych i zespołów, ale potrafił za to świetnie grać na pianinie ze słuchu. Rodzice często bawili się jako para na różnych przyjęciach wspólnie muzykując. Mało mam wspomnień z tego okresu, bo mój tata zginął w wypadku samochodowym tuż przed ukończeniem przeze mnie 4 lat… Ale niektóre z moich ulubionych wspomnień dotyczących mojej mamy to jej śpiewanie dla mnie, kiedy byłem bardzo młody…
Kiedy złapałeś gitarę basową i jakie miałeś odczucia wobec niej na początku?
Ponieważ w moim dzieciństwie dużo się przeprowadziliśmy, zdarzyło się tak, że pewnego razu znaleźliśmy się w małym miasteczku w stanie Waszyngton. Miałem wówczas 13 lat i wówczas to małe, zapomniane miasteczko zaczęło mnie napędzać, bym został świetnym basistą. Właśnie wtedy mój gramofon, który miałem w sypialni, stał się moim schronieniem, azylem! Zacząłem grać na basie w wieku 12 lat w Wisconsin, a więc trochę wcześniej, ale to dopiero w Waszyngtonie gitara basowa stała się moim prawdziwym zbawieniem!
Aby coś było „ciężkie”, dla mnie zwykle zaczyna się od groove. Potężnie brzmiące gitary pomagają stworzyć ten ciężar, to oczywiste, jeśli są dobrze zrealizowane. Z drugiej strony jednak coś w rodzaju „I’ll Be There” autorstwa zespołu Four Tops może być tak samo ciężkie jak kawałki Black Sabbath, właśnie ze względu na groove. Ciężki groove, silne emocje – jeśli zapewniają to ciężkie riffy – świetnie! Jeśli jest togroove, tak głęboki, że można w nim pływać – niesamowite!
Poza gitarą basową nauczyłeś się śpiewać, grać na pianinie, a także na gitarze akustycznej i elektrycznej. Czy w związku z tym uważasz, że muzyk powinien rozwijać inne umiejętności instrumentalne, aby być bardziej wszechstronnym artystą, zamiast skupiać się tylko na jednym instrumencie…?
Och, to jest inna sprawa dla każdego – żadna ścieżka rozwoju, polepszania swoich zdolności nie jest jedyną słuszną ścieżka. Ja osobiście pielęgnuję w sobie pasję do tworzenia muzyki i dlatego uczę się grać na większej ilości instrumentów. Analizowanie i rozgryzanie wielu stylów muzycznych tylko pomaga mi w tym procesie. Im więcej samemu rozumiem z tej muzycznej materii, tym więcej mogę dać innym jako twórca. To chyba jest najlepsza odpowiedź na twoje pytanie, jeśli chodzi o moje podejście.
Wszyscy wiemy, że jesteś współzałożycielem zespołu Dokken. Dla polskich fanów jest to od dawna część historii muzyki rockowej i nagle… Dokken ponownie się zaczął grać! Co możesz powiedzieć o tym zespole w 2020 roku? Czy są jakieś plany?
W tej chwili mamy kompletny brak planów (śmiech). Jesteśmy przyjaciółmi, więc nie jest to duży problem jak to bywało kiedyś. Tak naprawdę chodzi o nasze grafiki i plany każdego z nas. Jestem teraz większą część roku zajęty zespołem Foreigner, a żeby ponowne połączenie wszystkich członków Dokken było skuteczne, zajęłoby to bardzo dużo czasu, uwierz… Mieliśmy szczęście w 2016 roku ponieważ japoński agent zarezerwował japońską trasę koncertową wokół harmonogramu Foreignera i idealnie wpasował się w przerwę, którą wówczas braliśmy z Foreigner. Ale nie mówię nie, zawsze jest możliwość ponownego grania i faktycznie chciałbym jeszcze zrobić ostatni, nowy album Dokken! Napisaliśmy i nagraliśmy przecież nową piosenkę w 2016 roku i wyszła świetnie.
Jak wspominasz lata spędzone w składzie DIO?
Człowieku… Lata z Dio były niesamowite. Co to był za świetny zespół. Vinny, Ronnie, Tracy G, Scott Warren i ja byliśmy siłą, z którą trzeba się liczyć. Ronnie był taki wspaniały… a ponadto był moim drogim przyjacielem. Tęsknię za nim każdego dnia.
Domyślam się, że nadal piszesz piosenki dla własnych projektów i zespołów. Czy to jest dla ciebie równie ważne, by robić muzykę dla własnych projektów, na przyszłość, jak i dla Foreigner?
Absolutnie. Ja naprawdę muszę tworzyć muzykę dla mojego zdrowia psychicznego (śmiech). Wkładam wiele wysiłku w to, by realizować te wszystkie inne projekty, ale naprawdę chcę tego. To jest po prostu w mojej krwi!
Trudno mi wyobrazić sobie bardziej zajętego basistę niż ty. Wygląda na to, że zawsze jesteś w trasie, komponujesz, nagrywasz, prawda to?
Wygląda na to, że tak… Tak jak powiedziałem, to co wymieniłeś, to coś, co muszę zrobić. To moja pasja!
Co sądziłeś o zespole Foreigner przed dołączeniem do niego? Jeśli chodzi o twoją wcześniejszą karierę, przyznaj, że grałeś w nieco innych składach niż on.
Nie żartuj sobie, od momentu, kiedy pojawił się Foreigner, kochałem ich! Od początku byli hard rockowym zespołem, tyle, że ich cechą charakterystyczną były niesamowite, potężne refreny, generalnie świetne piosenki i zawsze niesamowite, niezapomniane występy. Ja ich od początku pokochałem. Owszem, lubiłem cięższe zespoły, takie jak Deep Purple, Led Zeppelin i oczywiście Black Sabbath, ale lubiłem też Foreigner, Journey, Kansas. Wszystko to rewelacyjne zespoły. W rzeczywistości było tak, że kapele takie jak Dokken patrzyły na takie zespoły jak Foreigner i trochę się na nich wzorowały. Jasne, że chcieliśmy być ciężsi, ale jednocześnie chcieliśmy „wielkich” refrenów i tak świetnego pisania piosenek. Wygląda, że to naturalna kolej rzeczy.
Kiedy dołączyłeś do zespołu w 2004 roku wraz z nowym wokalistą Kelly Hansenem, w opinii fanów, Foreigner znów stał się zespołem hard rockowym. Czy obaj rozmawialiście o tym z resztą zespołu, czy to się po prostu wydarzyło i wszyscy powiedzieli: „ok, niech tak zostanie”…?
Masz rację, okazuje się, że tak właśnie było. A stało się tak dopiero, kiedy zaczęliśmy grać na żywo. Jason Bonham był wówczas z nami w składzie, więc od razu wiedzieliśmy, jak zostać zespołem stadionowym – nawet jeśli graliśmy w mniejszych miejscach. A ponieważ Mick to uwielbiał – tak trzymaliśmy!
Jeśli chodzi o wzmacniacze to gram na SVT – kochałem je przez ostatnie 35 lat i kocham nadal, ale… ostatnio zacząłem używać Kempera, który sprawił, że odleciałem totalnie. Modelowałem na nim mojego SVT z 1971 roku, który mam w domu, to moja ulubiona konstrukcja SVT. Profoilowanie wyszło niesamowicie, więc teraz jestem pod wrażeniem Kempera.
Okej, a czym jest dla ciebie „ciężka” muzyka? Nie chodzi tylko o głośne riffy i szybkie tempa, prawda?
Aby coś było „ciężkie”, dla mnie zwykle zaczyna się od groove. Potężnie brzmiące gitary pomagają stworzyć ten ciężar, to oczywiste, jeśli są dobrze zrealizowane. Z drugiej strony jednak coś w rodzaju „I’ll Be There” autorstwa zespołu Four Tops może być tak samo ciężkie jak kawałki Black Sabbath, właśnie ze względu na groove. Ciężki groove, silne emocje – jeśli zapewniają to ciężkie riffy – świetnie! Jeśli jest togroove, tak głęboki, że można w nim pływać – niesamowite!
Dzięki Bogu Foreigner kontynuuje realizowanie nowej muzyki – czego możemy się spodziewać w 2020 roku od zespołu?
Faktycznie pracujemy nad nową muzyką, mamy nadzieję, że zostanie wydana do końca roku, ale nie składam jeszcze żadnych obietnic, bo wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Ale żeby była jasność, my tak naprawdę nie planujemy wydania całej płyty CD z nową, premierową muzyką, bo w naszym przypadku to tak naprawdę w dzisiejszych czasach nie działa tak jak kiedyś. Wiesz, ciągle jesteśmy w trasie… Ale jakiś pakiet, który będzie zawierał jakiś nowy materiał, jest jak najbardziej przewidziany. Mam nadzieję, że to niezbyt odległa przyszłość.
A jak jest ze zdrowiem Micka Jonesa? Różne są informacje na ten temat…
Mick jest teraz w świetnej kondycji zdrowotnej. Faktycznie decyduje się nie grać każdego show, ale jednocześnie fakt, że możemy grać bez niego i to wszystko nadal działa, jest niesamowity. Chcę jednak uspokoić, że w tym roku Mick będzie dużo grał, jest tą perspektywą więcej niż podekscytowany i ostatnio był chyba w najlepszym nastroju, jaki kiedykolwiek u niego widziałem!
Na koniec muszę zapytać o twój sprzęt. Wiem, że kochasz klasyczne zestawienia, takie jak Fender Precission i Ampeg SVT. Jakie masz dokładnie modele basów i wzmacniaczy?
Na żywo z Foreigner gram na basie Fender Precision 1973, który posiada przetworniki z 1966 roku. Moje główne wsparcie dla tego basu to model P71 z takimi samymi przetwornikami 66. Następny w kolejce to jego „kopia zapasowa” z przetwornikami P 73” z 1966 roku. Jak widzisz, Fender Precision to świadomy wybór (śmiech). Jeśli chodzi o wzmacniacze to gram na SVT – kochałem je przez ostatnie 35 lat i kocham nadal, ale… ostatnio zacząłem używać Kempera, który sprawił, że odleciałem totalnie. Modelowałem na nim mojego SVT z 1971 roku, który mam w domu, to moja ulubiona konstrukcja SVT. Profilowanie wyszło niesamowicie, więc teraz jestem pod wrażeniem Kempera. Kiedy robimy piosenki akustyczne lub akustyczne koncerty używam mojego basu akustycznego Breedlove. Brzmi jak nic innego na świecie, daje absolutny feeling i ja to uwielbiam. Właściwie to jestem właścicielem czterech takich basów! Kolejny bas, jaki mam, to niesamowity, dziesięciostrunowy Marvin 10. To po prostu najbardziej paskudny, brudny, groźny ciężko brzmiący 10-strunowiec, jaki możesz sobie wyobrazić. Użyłem tego na nagraniach The End, które popełniłem w zeszłym roku, a także na płycie Black Swan, która właśnie wychodzi.
Czy w różnych zespołach grasz na różnych basach?
Tak, ale basy Precission to wiosła, które najczęściej zabieram by grać z tymi wszystkimi zespołami.
A jakie gitary akustyczne preferujesz?
Mam Gibsona J-200 z 1957 roku, który brzmi niesamowicie – posłuchaj „The Flame Still Burns” z płyty Foreigner „Forty Hits from Forty Years 1977 – 2017”, gwarantuję ci cudowne doznania brzmieniowe! Ale mam też gitarę typu parlor marki Bedell. Jest wyraźnie mniejsza, wygodna i tak samo ją uwielbiam, poza tym brzmi wspaniale. Prawdziwa magia wytwarza się, gdy łączę je obydwie na nagraniach, albo stosuję zamiennie na koncertach – czysta magia!
Spróbujmy na koniec pofantazjować: gdybyś był zmuszony użyć innego basu elektrycznego i innego wzmacniacza niż Fender i Ampeg, jaki byłby twój wybór?
Hmmm. Mam Gibsona Thunderbird z 1963 roku, więc może puściłbym sygnał z niego przez wzmacniacz HiWatt z lat 70…? To byłby zabójca! To jest pomysł!
Dzięki za rozmowę!
Dzięki i do zobaczenia w Polsce!
Zdjęcia: Revierfoto, Krishta Abruzzini, Gina Hyams, Bill Bernstein, Brandon Nagy