Marcin Pajak to mieszkający w Wielkiej Brytanii muzyk, kompozytor, producent i multiinstrumentalista. Zaczynał jako gitarzysta metalowy, ale z podbudową szkoły muzycznej. Jest zatem świetnym przykładem na to, że metal, niemal jak blues, stanowi świetny punkt wyjścia do muzycznej podróży, która trwa później przez całe życie i prowadzi w różne stylistyczne rejony. O bluesie w muzyce progresywnej, concept albumach i swoim sprzęcie z Marcinem rozmawiał Maciej Warda.
Jesteś raczej muzycznym samoukiem, ale masz za sobą szkołę muzyczną Yamahy? Powiedz proszę na czym opierała się edukacja w tej placówce i czy wyniosłeś z niej wiedzę i umiejętności o które ci chodziło?
Było to bardzo dawno temu ale dobrze wspominam ten czas. Niewątpliwie wszystkie rzeczy których się tam nauczyłem, przez te wszystkie lata używałem je i udoskonalałem z biegiem czasu. Zajęcia opierały się głównie na teorii muzyki. Skale, koło kwintowe czy interwały a dodatkowo miałem tam zajęcia techniczne takie jak na przykład kostkowanie, legato albo tapping oraz czytanie nut.
Naukę zakończyłem bardzo dawno temu ale przyzwyczajenie do ćwiczeń czy samodyscyplina pozostały na lata i prowadziły mnie dalej na mojej gitarowej drodze
Zaczynałeś od rocka progresywnego, potem z całym swoim impetem w twoje zainteresowania wdarł się metal, a ja mam trochę przewrotne pytanie o bluesa. Nie pojawia się on w twojej biografii ani razu. Jaki masz do niego stosunek? Zazwyczaj gitarzyści od niego zaczynają, albo mają go „na warsztacie” w pewnym momencie swojego życia. A jak z nim było w twoim przypadku?
Myślę, że to jaką muzykę tworze jest głównie zależne od moich inspiracji które kolejno odkrywałem na swojej drodze muzycznej. Na pewno rock progresywny ostatecznie miał na mnie największy wpływ, a metal był w moim życiu bardzo ważny przez wiele lat i nadal jest, nie oznacza to że w moim życiu zabrakło miejsca dla bluesa. Jeżeli wsłuchasz się w moją muzykę to po pewnym czasie usłyszysz że bardzo często używam skali pentatonicznej, która jest bardzo często używana w bluesie a sama skala bluesowa to pentatonika z dodanym jednym dodatkowym dźwiękiem.
Myślę że brak riffów bluesowych w mojej muzyce jest głównie spowodowany stylistyką w której moja muzyka się porusza
Co stało za decyzją o wyjeździe na stałe do Wielkiej Brytanii? Z perspektywy czasu uważasz że to była dobra decyzja? Co realnie, jeśli chodzi o twoją muzyczną drogę, dało ci życie w GB?
Było to już 20 lat temu ale dobrze pamiętam że jednocześnie studiowałem, pracowałem a wynagrodzenie nie było najlepsze. Podjąłem decyzję że pojadę do brata do Londynu i zobaczę jak tam jest. Ciężko powiedzieć jak by się potoczyło moje życie w Polsce gdy bym nie wyjechał ale z dzisiejszej perspektywy jestem zadowolony ze swoich decyzji aczkolwiek wyjazd za granicę automatycznie oznacza bardziej ograniczony kontakt z najbliższą rodziną co niewątpliwie jest wielką ceną. Na swojej muzycznej drodze poznałem wielu świetnych muzyków i osobowości z którymi tworzyłem ciekawe projekty. Chodzenie na West End czy do Royal Albert hall było codziennością gdzie mogłem obserwować niesamowitych artystów w ich najlepszych odsłonach co na pewno miało ogromny wpływ na mój rozwój muzyczny.
Teraz podróżowanie nie jest już takim problemem jak kiedyś i w ciągu kilku godzin od wyjścia z domu mogę być w Warszawie co na pewno ułatwiło załatwianie wielu spraw takich jak na przykład nagrywanie albumu w wielu różnych miejscach.
Z czego wynika to, że wydajesz raczej concept albumy, a nie po prostu płyty z utworami?
Ciężko mi porównać całą ideę concept albumów do tradycyjnych albumów składających się z niezależnych utworów. Osobiście uważam, że concept albumów słucha się całkowicie inaczej i podejście do nich zarówno od strony kompozytora i też słuchacza powinny być całkowicie inne.
Uważam że nowa moda słuchania składanek jak i radia streamingowe wyparły powstawanie conceptów, które wymagają od słuchacza skupienia, zrozumienia i dużo więcej czasu żeby zagłębić się w opowieść. Możemy to porównać do oglądania „Władcy Pierścieni” jednocześnie sprzątając dom. Jest to wielka szkoda bo uważam że jest miejsce na rynku muzycznym dla obydwu rodzajów płyt
Ja osobiście uwielbiam concept albumy, lubię się wyłączyć na godzinę z życia codziennego i dać się ponieść opowieści. Dla mnie jako kompozytora jest to oczywiście duże wyzwanie i praca nad takim albumem wygląda inaczej niż nad albumem tradycyjnym. Podczas pracy nad conceptem zamiast skończyć jeden utwór i zająć się kolejnym, pracuje się nad na przykład jedenastoma utworami jednocześnie co dla mnie jest bardzo ciekawym wyzwaniem
Powiedz, jak kiełkuje w tobie pomysł na taką muzyczną epopeję jak np. najnowszy album „In The Space”? Najpierw historia w głowie, potem muzyka, czy może najpierw dźwięki, a potem story?
Cały proces pracy nad takim albumem zajmuje około rok od pomysłu do zmiksowania. Proces zaczyna się od pomysłu ponieważ wybór instrumentów, brzmień, efektów, a również same kompozycje muszą pasować do idei albumu. Zazwyczaj opisuje sobie o czym będzie album i staram się taką historie podzielić na poszczególne utwory. Kiedy koncepcja jest już gotowa i wiem o czym ma być utwór wtedy eksperymentuje z konstrukcją i brzmieniami aż uzyskam efekt który sobie wyobraziłem. Ciekawy jest fakt że z w momencie kiedy mam już 11 gotowych konstrukcji utworów rozpoczyna się faza słuchania i wdrażania zmian żeby dopasować poszczególne utwory do siebie. Bardzo często zdaża się, że muszę usunąć pół jednego utworu ponieważ progresja nie współgra z kolejnym utworem. Na tym etapie piszę teksty, jednocześnie tworząc muzykę i dogrywam wszystkie instrumenty, aż do momentu kiedy jestem zadowolony z całości. Jest to długi mozolny proces ale daje dużo satysfakcji.
Jak wyglądała praca nad „In The Space”? Co nagrałeś sam? Jak i gdzie nagrywali pozostali muzycy? Czy mieli wolną rękę jeśli chodzi o swoje partie?
Cały proces rozpoczyna się w moim studiu w Londynie gdzie powstaje cała konstrukcja płyty i wszystkie instrumenty na tym etapie nagrywam sam. W momencie kiedy album jest gotowy rozpoczyna się proces nagrywania. Ten proces zazwyczaj zaczynam od nagrania perkusji i w tym przypadku wraz z Nickiem Schlesingerem nagrywaliśmy perkusje w jego własnym studiu, przystosowanym do nagrywania perkusji. Kolejnym etapem było nagranie basu, który nagrywaliśmy wraz z Tomkiem Zawadzkim u niego w Warszawie jako DI a po przywiezieniu nagrania do Londynu przesuszałem jeszcze nagranie przez mikrofony i wzmacniacz. Następnie ja nagrałem wszystkie gitary do albumu u siebie w studio i pojechałem do Wiktora Świerczka gdzie nagraliśmy saksofon na Akademi Jazzu w Katowicach. Instrumenty klawiszowe zajmują bardzo dużo czasu więc z Piotrkiem Sitkowskim pracowaliśmy częściowo wspólnie w Kielcach a częściowo zdalnie. Jako ostatnie zostały nagrane mojego wokalu, który nagrałem w moim studio w Londynie a ostatecznie całość została wysłana do Magdy i Roberta z Serakos Studio gdzie pracowali oni nad mixem i masteringiem. Muzycy z którymi współpracują ze mną przy nagraniach są wirtuozami w swoim fachu i było by niemodre żeby nie wykorzystać ich niesamowitych możliwości. Zanim rozpoczniemy nagrania opowiadam im o czym jest płyta i każdy z poszczególnych utworów, jak on ma zabrzmieć i co ma taki utwór przekazać. W momencie nagrywania wraz z ich wizją i umiejętnościami, powstają niesamowite nagrania.
Jesteś zdeterminowany by wydawać albumy tradycyjnie – czyli także w formie CD?
Jeżeli chodzi o wydanie albumu to jest on dostępny do słuchania na portalach streamingowych i jako fizyczna płyta CD która jest dostępna w wielu sklepach a miedzy innymi Empik w Polsce. Jest ona też dostępna na mojej stronie internetowej www.marcinpajak.com gdzie można ją zamówić online bezpośrednio ode mnie, w tym przypadku jest możliwość otrzymania płyty z podpisem.
Chciałbym w przyszłości móc zaoferować opcje vinyla ale na ten moment jeszcze nie jest to możliwe
Teraz pytanie, które musi paść – sprzęt, który wykorzystałeś podczas nagrań płyty „In The Space”. Gitary, wzmacniacze, efekty, pluginy, DAW-y etc.
Jeżeli chodzi o gitary elektryczne to mam dwie swoje ulubione na których gram najczęściej i są to Gibson Les Paul z 93go roku i PRS 24. Ostatnio używam tylko jednego wzmacniacza i jest to Soldano SL100 ale lubie też brzmienia Orange, całość leci przez pętlę efektów do mikrofonów Royer 122 i dynamicznego Sennheiser 906 aż w końcu wpada na przedwzmacniacze i kompresory. Gitara akustyczna której używam to Taylor K24ce i jest ona nagrywana mikrofonem Neumann U87 i AKG c414 z nad barku. Wszystkie wokale zostały nagrane przez Neumann U87 i dynamiczny Shure SM7B. Cały materiał Jest nagrywany za pomocą programu Protools którego używam już od powstania pierwszej płyty. Mam nadzieję że nie zanudziłem!
Pozostaje jeszcze do poruszenia temat koncertów. Czy planujesz jakieś w Polsce i czy masz jakiś skład muzyków, z którymi zazwyczaj koncertujesz?
Na ten moment planuje koncert który się odbędzie ósmego grudnia w Warszawie na który zapraszam wszystkich zainteresowaniem moją muzyką. Na koncertach najbardziej prawdopodobny na ten moment jest skład taki sam który brał udział przy nagraniu In The Space z wyjątkiem Wiktora Świeczka który niestety na ten moment nie jest w stanie wystąpić i zastąpi go inna osoba. Jest możliwe że w międzyczasie pojawią się inne koncerty ale o tym będę już informował na swojej stronie internetowej i na mediach społecznościowych.
Dzięki za rozmowę!
Dziękuję również.