Choć wielu z Czytelników TopGuitar usłyszało właśnie o Marcie pierwszy raz, zaręczamy, że nie jest ona w tej branży żółtodziobem. Współpracuje z artystami takimi jak Kayah, Grzech Piotrowski, Krystyna Prońko, Marcin Styczeń, koncertuje w kraju i za granicą, także na prestiżowych imprezach takich jak Debiuty podczas 53. KFPP w Opolu. A wszystko zaczęło się od płyty Jaco Pastoriusa! Niedawno wydała swoją pierwszą płytę – i to głównie o tym rozmawiał z nią Maciej Warda.

Maciej Warda: Nie wzięłaś się znikąd. Masz muzykalną rodzinę, skończyłaś Uniwersytet Muzyczny… Byłaś skazana na muzykę? Rodzice nie myśleli, byś została lekarzem, albo prawnikiem?
Marta Zalewska: Moja rodzina od pokoleń zajmuje się muzyką – i może właśnie dlatego niejednokrotnie każdemu z nas przemknęło przez myśl „może trzeba było wybrać inny zawód”. Tak na poważnie, jeśli się traktuje bycie muzykiem wyłącznie jako zawód, to faktycznie trzeba być przygotowanym na brak rutyny i przewidywalności – a co za tym idzie – pewnej stabilizacji w życiu. Z drugiej strony bycie artystą to wolność w tworzeniu, w gospodarowaniu własnym czasem, wolność w wielu wymiarach, a czy to nie jest coś, czego każdy w głębi duszy pragnie? Przyglądałam się rodzicom, którzy grali i śpiewali i jako małe dziecko jak najszybciej chciałam się przyłączyć do tej „zabawy”, jaką była dla mnie muzyka. Zresztą w dużej części nadal nią jest na szczęście. Myślę, że to wielkie szczęście urodzić się w muzycznej rodzinie i mieć możliwość kontynuowania artystycznej tradycji.
Jak to się stało, że klasycznie wykształcona osoba, koncertująca z sukcesami jako skrzypaczka, nagrała ostatecznie na wskroś rockową płytę w dodatku tak stylową i przesiąkniętą duchem lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych!
Pierwszą płytą, która całkiem odmieniła moje plany artystyczne był pierwszy solowy album Jaco Pastoriusa – wywrócił do góry nogami mój muzyczny świat i zainspirował tak mocno, że mając dwanaście lat, zamiast przygotowywać się do konkursu skrzypcowego, postanowiłam grać całą dobę na bezprogowym Fenderze Precisionie z 1974 roku, który dzięki mojemu tacie Wojciechowi był dostępny w domu. Mimo to nie porzuciłam skrzypiec, którym wiele zawdzięczam – uważam, że właśnie dzięki umiejętności gry na skrzypcach udało mi się opanować wiele innych instrumentów strunowych, jak m.in. bas, kontrabas, gitara, altówka, viola da gamba, fidel. Od nastoletnich lat jestem niezmiennie zafascynowana epoką hipisowską i brzmieniami tamtych lat, Jimim Hendrixem, Janis Joplin, Blood, Sweat & Tears czy Spencer Davis Group. Od zawsze czułam też, że najbardziej naturalnym instrumentem jest głos i odkąd pamiętam, ciągnęło mnie w stronę mocniejszego, rockowego, bluesowego śpiewania. Po latach zdobywania doświadczeń muzycznych w różnych estetykach jako muzyk sesyjny trafiłam na Krzysztofa Pacana – wspaniałego basistę, kompozytora i producenta, który posłuchał, co mam do powiedzenia muzycznie, i poparł mnie całkowicie w decyzji, że moja pierwsza autorska płyta powinna być rockowa, bo to jest dla mnie najlepszy i najbardziej naturalny kierunek. Razem udało nam się stworzyć rockowy album inspirowany brzmieniami vintage – czyli dokładnie taki, o jakim zawsze marzyłam.
Jesteś fenomenem, jeśli chodzi o osobowość: jeździsz motocyklem, grasz na wielu instrumentach, jesteś klasycznie wykształcona, ale blisko ci do idei hipisowskich… Poszukujesz jeszcze swojej drogi i tożsamości czy już wiesz, w jakim kierunku dalej iść?
Nie będę pierwsza, jeśli powiem, że człowiek poszukuje swojej drogi w pewnym sensie przez całe życie, zdobywając kolejne doświadczenia i rozwijając się. Niemniej wydanie autorskiego albumu to moment przełomowy dla każdego artysty i na pewno muzycznie bardzo mocno mnie definiuje właśnie to, jaka ta płyta jest. Ze względu na to, że muzyka zajmuje ogromnie ważne miejsce w moim życiu, to czuję, że dzisiaj sporo już na swój temat wiem głównie dzięki niej. Motocykle, multiinstrumentalizm, fascynacja dziećmi-kwiatami, ale także miłość do muzyki poważnej – to wszystko idzie ze mną przez życie już wiele lat i chyba mogę spokojnie założyć, że to akurat się już raczej nie zmieni.

Grasz i śpiewasz już długo, współpracowałaś z wieloma artystami, więc może zaraz okaże się, że album wydany z pomocą programu „Będzie Głośno” to nie jest twoja pierwsza płyta…? Nagrywałaś już wcześniej z kimś?
Tak, jako muzyk sesyjny nagrałam wiele płyt. Między innymi na płycie Kayah & Transoriental Orchestra gram na kontrabasie, na płycie zespołu muzyki dawnej Ars Nova na skrzypcach barokowych i fideli, nagrywam dużo muzyki filmowej na skrzypcach i altówce. Na płycie „Pokolenie 44/14”, wyprodukowanej przez Mateusza Matheo Schmidta i Grzecha Piotrowskiego, zaśpiewałam i zagrałam na kontrabasie swoją kompozycję do słów Krystyny Krahelskiej – duet z Kękę „O Nas i o Chłopcach”. Całkiem niedawno nagrałam dostępną już, wspaniałą płytę Moniki Borzym „Radiohedonistycznie. Live At Wytwórnia” – Monika zaśpiewała utwory swojego ulubionego zespołu Radiohead w aranżacjach Nikoli Kołodziejczyka na trio jazzowe, trzy waltornie, klarnet basowy, violę da gamba, gitarę elektryczną, ukulele barytonowe i kalimbę. Cztery ostatnie instrumenty obsługuję ja. Serdecznie polecam tę płytę.
Obiecuję, że posłucham! Powiedz teraz, jak w ogóle trafiłaś pod skrzydła Czwórki i Polskiego Radia – i jak to wszystko przebiegało?
Miałam już gotowy materiał na płytę, gdy dowiedziałam się o konkursie Czwórki „Wydaj Płytę z Będzie Głośno”. Konkurs polegał właśnie na zgłoszeniu nigdzie niewydanego, zmasterowanego, pełnego albumu – pomyślałam, że to wspaniały pomysł, aby oceniać artystów na podstawie całej płyty i że rzadko się to zdarza przy staraniach o kontrakt z wytwórnią. Zgłosiłam się więc… i lekko zaniemówiłam, gdy dowiedziałam się, że zostałam wybrana spośród stu sześćdziesięciu dziewięciu zgłoszeń… Damian Sikorski, pomysłodawca konkursu, dziennikarz i muzyk prowadzący między innymi audycję „Będzie Głośno” oraz cała radiowa Czwórka promuje na antenie mniej znanych artystów, często debiutantów bez wytwórni, kierując się wyłącznie walorami artystycznymi, i uważam, że to wspaniała inicjatywa.

To faktycznie świetna sprawa! Powiedz, kto nagrywał z tobą tę płytę, jakie instrumenty nagrywałaś sama, a jakie pomogli ci inni muzycy?
Na płycie znajdują się kompozycje moje i Krzyśka Pacana – większość partii nagraliśmy sami. Ja nagrałam wokale, większość gitar elektrycznych, gitarę akustyczną, część gitar basowych, ukulele barytonowe, skrzypce, altówkę, fidel, fortepian i tamburyn. Krzysztof nagrał gitary basowe i instrumenty klawiszowe. Na perkusji zagrali Przemek Pacan i Tomasz „Harry” Waldowski. Na gitarze elektrycznej i akustycznej zagrał Paweł Zalewski, również na gitarze akustycznej zagrał na płycie Artur Gierczak. Na wurlitzerze zagrał Kamil Barański. Chórki zaśpiewały Róża Dudziewicz i Bożena Zalewska – moja mama! Całość zmiksowaliśmy wspólnie z Krzyśkiem Pacanem, mastering wykonał Rafał Smoleń.
Okej, a jakich gitarach nagrywałaś? Raczej rzadkie vintydże jak Columbus czy klasyka pokroju Fendera i Gibsona?
Większość partii nagrałam na Ibanezie Roadstarze z połowy lat osiemdziesiątych, na płycie jest też jeden utwór live, na którym gram właśnie na wspomnianej gitarze Columbus – japońskiej kopii gibsona hummingbirda z lat siedemdziesiątych. Zagrałam również na ukulele barytonowym Baton Rouge. Jeśli chodzi o gitary basowe – nagrywałam na bardzo uniwersalnym jak się okazało instrumencie – Yamaha BB 5000 z lat osiemdziesiątych, którego pickup przy gryfie brzmi jak rasowy Precision. Inne instrumenty, które zagrały na płycie, to wspaniałe basy Krzysztofa Pacana – Fender Precision z początku lat siedemdziesiątych oraz niezastąpiona skrzypcówka – Hofner. Paweł Zalewski zagrał na swoich ulubionych vintage Jolanach – Iris i Graziella, Artur Gierczak na Taylorze 714CE.

A ty osobiście korzystałaś z własnych instrumentów nagrywając? Właśnie – jakie posiadasz gitary i wzmacniacze?
Korzystałam z własnych instrumentów, które wymieniłam wyżej. Jeśli chodzi o wzmacniacze – używam Fendera Bassman 10 oraz Peaveya Classic 30. Mam wiele instrumentów, ale już rozglądam się za kolejną gitarą. Tak na marginesie, instrumenty powinny zdecydowanie dorzucać się czynszu, a już zwłaszcza kontrabas! [śmiech]
Pokazujesz tą płytą podstawową nieprzemijalną wartość, jaką daje muzyka – wolność twórczą i niezależność artysty od aktualnych mód i tendencji. Taka była jedna z idei jej powstania?
Komponując starałam się niczego nie zakładać, głównie chciałam wyrazić muzyką jak najwięcej – bez asekurowania się, czy aby na pewno ktoś będzie chciał słuchać, czy utwory są zgodne z aktualnymi trendami, czy piosenki mają standardową konstrukcję, prostą w odbiorze. Tworząc, staram się nie oglądać na „modę” w muzyce, choć nowinki oczywiście mnie również interesują – moda potrafi szybko przemijać, więc byłoby to nierozsądne warunkować swoje kompozycje ewentualną ich popularnością. Zresztą nigdy nie było to moim celem w muzyce, aby osiągnąć komercyjny sukces – uważam raczej, że muzyka po prostu ma się najlepiej, gdy nie leży zamknięta w szufladzie czy plikach komputera, a żyje, znajdując swojego odbiorcę. Wierzę, że jeśli jest się szczerym w tym, co się robi, twórczość ma duże szanse znaleźć swoją publiczność w ten, czy inny sposób, niekoniecznie pozostając w zgodzie z aktualnymi trendami. Z drugiej strony moje inspiracje – rock lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przeszły już do klasyki, więc można powiedzieć, że są zawsze aktualne.

Masz stały skład, z którym możesz ruszyć w trasę z tym materiałem?
Tak – gramy elektrycznie i surowo na dwie gitary, bas i perkusję (ja, Paweł Zalewski, Krzysztof Pacan i Przemek Pacan) lub akustycznie tylko na dwie gitary z Pawłem Zalewskim. Mamy za sobą pierwsze, przedpremierowe koncerty z tym materiałem – więc ta przygoda już trwa i oby jak najdłużej!
Dzięki za rozmowę. Sukcesów!
Dziękuję!