Kiedy heavymetalowcy z Night Mistress postanowili zrobić sobie jaja i zagrać swój metal mniej poważnie, narodził się Nocny Kochanek. Zespół rozkwita i ku zaskoczeniu wszystkich – stał się jedną z najpopularniejszych rockowych kapel w Polsce. I tak oto rubaszny Nocny Kochanek przyćmił dostojne Night Mistress. Nic nie wskazuje, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić. O nowej, trzeciej płycie Kochanka i statusie zespołu na polskiej scenie opowiadają gitarzyści – Arkadiusz Majstrak i Robert „Kazon” Kazanowski.
Jakub Milszewski: Co nowego znajdzie się na nowej płycie Nocnego Kochanka? Czym będzie się różnić od poprzednich płyt, o ile będzie się różnić?
Kazon: Nie będzie się niczym różnić [śmiech]. Pomysł jest podobny, ale inspiracje inne.
Na przykład jakie?
Kazon: W pewnym momencie delikatnie słyszalne jest Rhapsody of Fire, pojechaliśmy też trochę Metalliką, w końcu – Iron Maiden. Ale tym razem zrobiliśmy faktycznie Maidenów!
Arek: Przez lata pojawiały się głosy, że jesteśmy kopią Iron Maiden, ale nigdy nie mieliśmy takiego prawdziwego maidenowego numeru. Z tym charakterystycznym basem, melodyjkami na gitarze i zaśpiewami w stylu Bruce’a Dickinsona. No to teraz już mamy.
Kazon: Jest jeden numer, który jest wręcz popowy! Poza tym pojawia się nowe instrumentarium – w małych ilościach, ale jest.
Arek: Muzyka wciąż nawiązuje do naszej stylistyki, ale ciężko jednoznacznie zamknąć ramy Nocnego Kochanka, bo są bardzo szerokie. Spektrum sięga od ciężkich metalowych riffów, po bardziej rockowe, klasyczne, a nawet czasami punkowe. Nie wiem, co musielibyśmy zrobić, żeby nowa płyta różniła się znacząco od poprzedniej, na której i tak już był misz-masz. Na pewno nowością będzie wykorzystanie nowych instrumentów. Oczywiście jest to zrobione w sposób delikatny i subtelny, ale parę niespodzianek będzie. Będą rzeczy, których jeszcze nie było! Albo ich nie będzie, bo może je jeszcze wyrzucimy…
Gdzie i na czym nagrywaliście ten album?
Kazon: Materiał zarejestrowany został w Demontażowni, studiu należącym do basisty zespołów Ereles i Kabanos – Damiana „Fonsa” Biernackiego. Gitary lecą z Fractali Axe-Fx II XL+, czyli ostatniej wersji dwójki Fractala. Instrumenty to LTD i ESP – ja grałem na LTD, Arek na ESP. Korzystam z pickupów Seymour Duncan, głównie z Invadera, czasami też z SH-4 i SH-2 do cleanów i niektórych melodyjek. Arek używa pickupów Bare Knuckle, modeli Nailbomb i Juggernaut. Całość to standardowe Les Paule, tylko tyle, że podstrunnice mają z hebanu. Używamy również mostków gitarowych Evertune – coś wspaniałego.
Na kiedy zaplanowana jest premiera płyty?
Arek: Początek stycznia, pierwsza połowa miesiąca.
A jest już tytuł?
Arek: Oczywiście – płyta będzie nosić tytuł „Randka w ciemność”.
Co potem? Wasz koncertowy grafik jak już się zapełnia, to zapełnia się porządnie. Rozumiem, że po premierze nowej płyty też plan będzie napięty? Jak będzie wyglądać promocja płyty?
Arek: Jest wiele rzeczy, nad którymi wciąż pracujemy, a o których nie możemy jeszcze mówić. Nasz plan zakłada dużo więcej, aniżeli miało to miejsce w przypadku poprzednich premier.
Kazon: Koncertowo mamy zaplanowany czas od końcówki stycznia do końca kwietnia. Będzie to trasa klubowa. Potem zaczynamy plenery.
Arek: Terminarz plenerowy też jest już rozpisany, ale z dnia na dzień się zagęszcza. Najprawdopodobniej końcówka roku też będzie obstawiona, ale koncerty trasy jesienno-zimowej nie są jeszcze zabukowane.
Kazon: Zazwyczaj zaczynaliśmy we wrześniu i jeździliśmy do końca roku.
Arek: Więc cały nadchodzący rok nie będzie nas w domu.
Cóż, z jednej strony – przykro mi, z drugiej – gratuluję. Zakładam, że będzie sukces, jak w przypadku poprzednich płyt i sukces. Chyba na ich odbiór nie możecie narzekać.
Arek: Nie, absolutnie. Jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi, więc mamy nadzieję poziom podtrzymać, ale pracujemy ciężko nad tym, aby poprzeczkę podnieść jeszcze wyżej.
Kazon: Nie wiem, gdzie znajdziemy tak duże kluby w Polsce, żeby wszyscy chętni mogli zobaczyć nasze koncerty…
Nocny Kochanek odniósł w kraju sukces. Nie macie większego problemu z zapełnianiem klubów, macie wierną publiczność, która przychodzi na koncerty i kupuje płyty. Jak wygląda ten sukces w liczbach? Czy da się to wymierzyć liczbą sprzedanych płyt, ludzi na koncertach, hot-dogów na stacji benzynowej, przejechanych kilometrów?
Arek: Sukces ciężko jest ubrać w konkretne liczby czy przedstawić go za pomocą wykresów lub wydarzeń. Pewne rzeczy, które teraz są standardem, kiedyś tym standardem nie były. Był czas, kiedy na koncerty przychodziło pięćdziesiąt osób – wówczas zacieraliśmy ręce i mówiliśmy: „kurczę, jest super”.
Kazon: Dla mnie bardzo ważny był pierwszy duży, wyprzedany koncert daleko od domu – w tym przypadku w B90 w Gdańsku. W Warszawie, gdzie większość z nas mieszka, łatwiej jest znaleźć publiczność – przyjdą znajomi i znajomi znajomych i trochę się osób zbierze. Pamiętam naszą wizytę w Londynie, gdzie zagraliśmy koncert dla pięciuset osób…
Arek: Sześciuset!
Kazon: A, sorry, sześciuset. W Londynie! To jest fajne.
Arek: Ale u nas to trwało bardzo długo. Jako grupa gramy już bardzo długo razem. Zespół jako Nocny Kochanek istnieje od 2012 roku, ale Night Mistress działa od 2003. To dawkowanie sukcesu nie było dla nas zatem szokiem. Wszystko stało się dosyć subtelnie i płynnie. Nie ma takiego momentu, w którym z zespołu, który gra na własnym podwórku, za jednym pstryknięciem zmieniliśmy się w zespół, który wyprzedaje koncerty. Na wszystko pracowaliśmy ciężko i sukces Nocnego Kochanka jest wynikiem wszystkich małych sukcesów-sukcesików, które odnosiliśmy przez lata, najpierw jako Night Mistress, teraz jako Nocny Kochanek.
Kazon: Na pierwszym koncercie w ramach trasy „Hewi Metal Pany” w Łomży przyszło trzydzieści osób…
Arek: To było przed wydaniem płyty, a już była trasa. Tak się to robiło! [śmiech]
Mówicie o etapach, więc na jakim Nocny Kochanek jest teraz? Wydajecie nową płytę – realnie patrząc ile jej sztuk się sprzeda?
Kazon: Nie robimy takich założeń – mamy nadzieję, że płyta spodoba się naszym słuchaczom.
Arek: Trudno jest mieć jakiekolwiek założenia, bo jeśli się nie ich nie wykona, to będzie przykro.
Kazon: Oczywiście, liczymy na powtórkę z historii, ale nie to jest najważniejsze. W tej chwili mamy po prostu nadzieję, że nagraliśmy fajną płytę i liczymy, że się spodoba. Tyle.
A więc konkret: ile egzemplarzy waszej drugiej płyty „Zdrajcy Metalu” się sprzedało?
Arek: Otrzymaliśmy za ten album Złotą Płytę, sprzedaliśmy zatem ponad piętnaście tysięcy egzemplarzy. To było w zeszłym roku – teraz „Zdrajcy Metalu” zmierzają ku platynie.
Obaj się speszyliście tym pytaniem.
Arek: Nie jesteśmy od liczenia, tylko od grania!
Skoro tak: pamiętacie swoje pierwsze kroki na gitarze? Co was pchnęło do tego instrumentu, co was zainspirowało do grania muzyki rockowej?
Arek: Poczekaj, muszę o tym pomyśleć… To było w czwartej klasie szkoły podstawowej. Wtedy poznałem płytę „Reload” Metalliki. Zostałem wielkim fanem tego zespołu, jak wielu metalowych czwartoklasistów. Chyba właśnie wtedy poczułem chęć nauki. Moje pierwsze zetknięcie z instrumentem było średnie. Tata kupił mi Defila. Nasz kolega mówił potem, że nadawała się do rozpalenia nią w piecu, ale niczego innego nie miałem. Byłem nawet przez jakiś czas w szkole muzycznej, chociaż rocznikowo byłem już na nią za stary. Pani uczyła mnie walczyków i to było spoko, ale ja chciałem grać riffy! W końcu zrezygnowałem i rzuciłem gitarę. Do momentu, w którym poznałem mój drugi ulubiony zespół. Kiedy w moim życiu pojawiło się Iron Maiden, powiedziałem sobie, że muszę wyciągnąć tę gitarę, bo właśnie takie rzeczy chcę grać! Zacząłem ćwiczyć sam i jakoś tak zostało do dziś. Trzeba grać riffy Iron Maiden a nie walczyki.
A pamiętasz swoją pierwszą gitarę elektryczną?
Arek: Jasne, mam ją wciąż w domu – to Squier Stratocaster, czerwony. Jakie drewno? Nie mam pojęcia, pewnie jakiś klon. Przystawki to trzy single. Nie jest fantastyczna, ale mam do niej sentyment, nigdy jej nie oddam, nie sprzedam, zawsze będę ją miał. Do niedawna zresztą nawet na niej czasami grałem. To w miarę udana gitara.
Robert, jak było z tobą?
Kazon: Moja droga jest nieco dłuższa. Zaczynałem w pierwszej klasie podstawówki od instrumentów klawiszowych, potem pojawiło się pianino.
Arek: On grał na klarnecie!
Kazon: [z oburzeniem] Nigdy nie grałem na klarnecie! Po pianinie zacząłem grać trochę na perkusji, a rok później na gitarze. Cały czas poszukiwałem. Zawsze wiedziałem, że chcę komponować, pisać własną muzykę. Na pianinie muzyka, którą grało mi się najlepiej, to utwory bardzo klasyczne, a nie miałem do nich głowy, nie wiedziałem, jak coś tak fajnego napisać. Szukałem więc instrumentu, na którym odnajdę się jako twórca. W którymś momencie padło na gitarę. Tak zacząłem pisać jakieś pierwsze numery. W międzyczasie grałem na fagocie w szkole muzycznej, nie na klarnecie [znaczące spojrzenie w stronę Arka – przyp. J.M.], ale się nie dogadaliśmy, chociaż to bardzo fajny instrument. Zostałem zatem z gitarą. Pierwszą gitarę kupiłem gdzieś pod koniec trzeciej klasy gimnazjum – to był jakiś klasyk. Potem kupiłem pierwszą gitarę elektryczną J&D, która tak – jak squier Arka – zostanie ze mną do końca życia. Niedługo będzie przechodzić renesans. To bardzo fajna gitara, nagrałem na niej zresztą w sumie trzy płyty! Musiałem w niej wymienić elektronikę, ale poza tym jest to bardzo dobre, wygodne wiosło.
Też miałeś jakąś główną inspirację, która przyciągnęła cię do muzyki metalowej, a nie do punka, reggae czy czegokolwiek innego, co da się grać na gitarze?
Kazon: Zaczynałem grać od blues-rockowych rzeczy. Metal na gitarze zacząłem grać po jakichś sześciu latach, bardzo późno. Night Mistress i Nocny Kochanek to moja druga kapela metalowa w karierze, wcześniej tak naprawdę nie grałem takich rzeczy na gitarze. Moją główną inspiracją gitarową był Joe Satriani. Taka muzyka to coś, co uwielbiam. Od dziesięciu lat próbuję nagrać własną płytę instrumentalną, od blues-rocka do okolic hardrockowych.
Dziesięć lat? Dobrze ci idzie.
Kazon: Materiał jest napisany, ale nie mogę się zebrać, żeby to nagrać.
Nocny Kochanek w tym przeszkadza?
Kazon: Nie, moje lenistwo. Chodzi o to, że chcę całą płytę nagrać i wyprodukować sam. Chcę, żeby wszystkie ślady były nagrane przeze mnie, przeze mnie zmiksowane i zmasterowane. A to wymaga trochę czasu i motywacji, żeby usiąść i faktycznie jakiś miesiąc spędzić tylko nad tym, a nie rozdrabniać się na nagrywanie pojedynczych ścieżek z doskoku. Trzeba to zrobić w całości.
Powiedzieliście, że „Randka w ciemność” będzie muzyczną kontynuacją tego, co robiliście wcześniej. Kiedyś Arek powiedział mi, że jeśli na próbach pojawiają się bardziej zawiłe, trudniejsze w odbiorze pomysły, to nie bierzecie ich do Nocnego Kochanka, a zostawiacie dla Night Mistress. Nie chcecie, żeby Nocny Kochanek ewoluował?
Kazon: Ewolucja w Nocnym Kochanku jest inna aniżeli w Night Mistress. W Night Mistress staraliśmy się zrobić muzykę heavymetalową, ale zróżnicowaną. Tymczasem konwencja Nocnego Kochanka daje nam możliwości odskoku w inne kierunki. Heavy metal to też nie jest sztywno zdefiniowany gatunek: bierzemy Judasów i Maidenów i mamy dwa zupełnie inne zespoły. Domiksujmy do tego power metal, w którym też jest multum zespołów, a każdy gra zupełnie inaczej. Myślę, że ta ewolucja idzie w tym kierunku – robimy cały czas te same gatunki, ale na różne sposoby. Łączymy też rzeczy, które są blisko tego. Możemy iść w stronę thrash metalu, ale też hard rocka.
Arek: Nie chcemy robić trudniejszych kawałków, bardziej skomplikowanych, tylko po to, żeby projekt ewoluował. Nasza ewolucja polega właśnie na rozbudowie tego, co już jest, na eksploracji muzyki heavymetalowej w ogóle. Chcemy sięgać do każdego gatunku metalu i rocka. Tutaj nasze pole do popisu jest właściwie nieograniczone. Niech to będzie ewolucja Nocnego Kochanka. Ten zespół ma już swoje ramy, do których przyzwyczailiśmy słuchaczy. Nie wiem, czy naszym fanom podobałoby się, gdybyśmy przesadzali ze zmianami i grali teraz Dream Theater, bo stwierdzilibyśmy, że tak teraz czujemy.
Kazon: Ale w sumie, Dream Theater w wykonaniu Kochanka mogło by być ciekawe… [śmiech]
Arek: Nocny Kochanek to muzyka przystępna i przyswajalna, ale pole do popisu mamy nieograniczone.
Mówisz o oczekiwaniach fanów i związanych z tym ograniczeniami. Nie boicie się, że te ramy wyjdą wam kiedyś bokiem, że się nimi znudzicie, zmęczycie?
Arek: Jeszcze tego na sobie nie odczuliśmy, jak muzycy, którzy grają wiele lat. Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku, dopóki my się z tym czujemy dobrze. Jeżeli nie czujemy wewnętrznej potrzeby, żeby ta muzyka była bardziej skomplikowana, to jest to szczere i będzie zdawało egzamin.
Kazon: Narzucone ramy są bardzo szerokie. Wiele zespołów nagrywa płyty, które są mało zróżnicowane – każdy utwór brzmi podobnie. W naszym przypadku nie ma takiego problemu, bo możemy śmiało czerpać z innych rzeczy. Możemy mieć na „Zdrajcach Metalu” taki numer jak „Dziabnięty”, a za chwilę „Łatwa nie była”. Dwa różne numery, a dalej mieszczą się w naszych ramach. A przy tym płyta jest wciąż spójna.
To, że Nocny Kochanek jest zespołem humorystycznym, daje wam duże możliwości stylistyczne. Cokolwiek byście nie zrobili, będzie okej.
Kazon: Dokładnie tak. Sami zresztą słuchamy różnych gatunków muzycznych, nie ograniczamy się.
Arek: Ja się czuję bardziej swobodny muzycznie w Nocnym Kochanku niż w Night Mistress. Tam to dopiero były sztywne ramy. Wiele utworów z płyt „Hewi Metal” i „Zdrajcy Metalu” nie przeszłaby muzycznie, o tekstach nie mówiąc. Gdybyśmy nawet wzięli te kawałki i nie myśleli o nich jako o żarcie – nie dałoby rady. To nie będzie Night Mistress. Poszłyby do szafki z napisem Nocny Kochanek.
Kazon: „Wakacyjny” był chyba pisany z myślą o Night Mistress, ale finalnie okazał się zbyt radosny.
W Nocnym Kochanku ten metal naciągacie we wszystkie strony. Jak już jest ballada, to musi być totalnie przesłodzona, przesadzona. Robicie to specjalnie, ale czy kładziecie na to nacisk podczas pisania?
Arek: Czasami jest to przypadkowe, a czasami przemyślane. Sęk w tym, że w Nocnym Kochanku możemy sobie na to pozwolić.
Gdyby to powstało pod szyldem dostojnego Night Mistress, ludzie łapaliby się za głowy i powiedzieli, że to żenada.
Arek: A w Nocnym Kochanku ta żenada jest atutem. Możemy i potrafimy to wykorzystać. Niekiedy jest to naturalne – orientujemy się, że w którymś momencie pasowałby motyw, taki w stylu lat osiemdziesiątych. W Night Mistress uznalibyśmy, że to może i dobre, ale tego nie wykorzystamy. A w Nocnym Kochanku – dlaczego nie? Im coś jest bardziej pastiszowe, naciągane, tym lepiej.
Kazon: Te granice są bardzo elastyczne, ale są. A pewnych ram też nie chcemy przekraczać. Na najnowszej płycie będzie ballada, która w jednej z pierwotnych wersji była mocno przegięta. Pojawiła się nawet inspiracja twórczością Cher.
Arek: Trzymamy się założenia, że wszystko musi jednak być na kanwie muzyki rockowej.
A czy to, że jesteście zespołem humorystycznym, przypadkiem nie jest czynnikiem, który wkurza sporą część branży muzycznej? Pośród innych kapel jesteście jak kij w mrowisku.
Kazon: Mnie to się w sumie podoba.
Arek: Myślę, że jest to czynnik, który potrafi poirytować. A to z prostej przyczyny: większość hejterów tej muzyki nawet nie słucha. Wyrabiają sobie zdanie po paru wersach. Naszym najważniejszym elementem jest tekst, który dla niektórych jest nie do przyjęcia. Muzyka metalowa jest kojarzona z powagą, patosem, mrokiem. Taki jest stereotyp. Dlatego według niektórych bezcześcimy tę muzykę, bo robimy sobie z niej żarty. Jest wiele utworów, w których żartujemy z samej subkultury i to też jest odbierane jako atak, a to nie tak. Sami jesteśmy częścią tej subkultury metalowej.
Kazon: Nawet kiedy byliśmy poważnymi metalami, nigdy nie mieliśmy problemu z tym, żeby sobie robić jaja z czegokolwiek.
Arek: Wreszcie – to nie jest atak na subkulturę. To jest uśmiech z mrugnięciem oka. Kiedy będąc dorosłym człowiekiem, patrzysz na to wszystko, na to, jak się zachowywałeś jeszcze parę lat temu, to wydaje ci się to zwyczajnie zabawne. Niektórym takie zachowania zostają na dłużej – nie wnikajmy w to, jaki jest wiek dorastania poszczególnych ludzi.
Kazon: Pytanie, jak sami zareagowalibyśmy na coś takiego dziesięć lat temu.
Arek: Właśnie. Moglibyśmy być zniesmaczeni.
Kazon: Ale bez przesady. Helloween też sobie jaja robią.
Arek: Uważam, że teksty to główna przyczyna tej niechęci. Poza tym wydaje mi się, że ludzie nie wiedzą, że my tak naprawdę gramy długo. Nie wiedzą, że byliśmy jako Night Mistress wcześniej, więc dla wielu ludzi z branży po prostu wyskoczyliśmy nagle. Niektórych to może wkurzać: jak to, jakiś zespół znikąd przychodzi, robi sobie jaja i wyprzedaje kluby?
To trochę zabawne, że wielu traktuje metal tak śmiertelnie poważnie, ale nie ma problemu z Tankard, którzy nagrywają płyty o piciu piwa, Gwar, którzy robią sobie jaja ze wszystkiego, czy Devinem Townsendem, nagrywającym o kosmicie Ziltoidzie, który trafia na Ziemię w poszukiwaniu kawy.
Arek: Czasami mam wrażenie, że wciąż borykamy się z niskim poziomem znajomości języka angielskiego i słuchamy muzyki, nie słuchając tekstu. A metal to przecież nie religia. To muzyka, w dodatku – rozrywkowa. Jeśli komuś się nie podoba taka forma rozrywki, lepiej bawi się przy utworach o tematyce rycerskiej czy pirackiej, to w porządku. Niech to robi. Ale są ludzie, którzy dobrze się czują i bawią przy takiej muzyce, jaką robi Nocny Kochanek. Więc robimy to dalej dla nich.
Czy jako Nocny Kochanek nie czujecie się odrzuceni przez polską scenę metalową? Nie czujecie się pariasami? Nie pojawiacie się na metalowych festiwalach organizowanych w Polsce. Jesteście traktowani jak dziecko z nieprawego łoża.
Arek: Pośród braci metalowej nie jesteśmy uznawani za zespół metalowy.
Kazon: Dzięki temu jesteśmy trochę poza konkurencją. Jesteśmy obok. Mamy to w dupie i możemy robić sobie co chcemy. Dopóki wyprzedajemy koncerty możemy być traktowani jak dziecko z nieprawego łoża. Nawet chyba wychodzi lepiej dla nas.
Arek: Na nasze szczęście scena heavymetalowa w kraju jest bardzo uboga, więc nie mamy czego żałować.
Czy myślicie, że na wasze koncerty przychodzą ci sami ludzie, którzy przychodzą na te wspomniane festiwale?
Kazon: Mamy dużo publiki spoza środowiska metalowego. Na koncerty Nocnego Kochanka przychodzą ludzie, którzy na co dzień nie słuchają metalowej muzyki.
Arek: Część naszych fanów zapewne nie wybrałaby się na typowo metalowy festiwal, ale kto wie, może za sprawą Nocnego Kochanka to się zmieni. Jednocześnie, na nasze koncerty przychodzi wielu przedstawicieli subkultury, udowadniając, że metale też mają poczucie humoru i rozumieją Nocnego Kochanka, nie robiąc z tego afery. Na naszych koncertach każdy może czuć się dobrze. Jeśli nie przyjdziesz w glanach i ramonesce, to nie będziesz czuł się odmieńcem.
Macie poczucie satysfakcji, że pomimo tego, że scena się od was odwróciła, że wytwórnie was olały (bo przecież wydajecie się sami), odnieśliście sukces?
Kazon: Nie zastanawialiśmy się nad sceną, bo nawet kiedy graliśmy jako Night Mistress doświadczyliśmy tego, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak scena heavymetalowa. Jest parę zespołów, które grają, ale nigdy nie był to silny ruch w Polsce. No i tym też się nie przejmowaliśmy.
Czy już jako popularny zespół zdarzyło się, że spotkaliście kogoś z tych wytwórni, które was odrzuciły, i mogliście mu powiedzieć: „A nie mówiliśmy?”?
Kazon: Kolega, który siedzi u nas na merchu, miał taką sytuację. Chyba po koncercie ze Scorpions podszedł tam przedstawiciel dużej wytwórni i powiedział: „Szkoda, że do nas nie przyszliście, szkoda. Chcieliśmy was wydać”. Ale ja nie pamiętam, żeby chcieli.
Wróćmy do sprzętu. Dlaczego postawiliście na Fractale, a nie na klasyczne zestawy wzmacniacz i kolumna?
Kazon: Jakieś dwa lata temu przerzuciliśmy się na systemy douszne. Zauważyliśmy, że w zależności od sali brzmienie w słuchawce bardzo się zmieniało. Chcemy pójść w kierunku stabilności, mieć taki sam sygnał wychodzący niezależnie od tego, co się dzieje. Nic nie trzeba dokręcać, zmieniać – wchodzimy na scenę, gramy i nie przejmujemy się. Brzmienie można na tym o tyle fajnie ukręcić, poustawiać tyle efektów, że brzmi to studyjnie. Przy paczce i mikrofonie wystarczy, że przesuniesz o milimetr i już się coś zmieni. Było w tym za dużo zmiennych.
Arek: Fractale to cyfra, ale pamiętajmy, że to cyfra z najwyższej półki. Trzeba mieć naprawdę bardzo sprawne ucho, żeby potrafić odróżnić brzmienie.
Nie chcieliście zastawić sceny kolumnami, bo to fajnie wygląda?
Arek: To zawsze można zrobić.
Kazon: Wszyscy tak robią, a mało kto gra na pełnych paczkach. Masz ścianę kolumn, a z tyłu jest jakiś mały wzmacniacz, Kemper albo Fractal.
Jak wyglądał proces poszukiwania brzmienia, odpowiednich presetów na Fractalu dla Nocnego Kochanka? Ile to trwało?
Kazon: Znalezienie brzmienia dla siebie zajęło mi chyba ponad dwa miesiące. Jest do wyboru ponad dwieście pięćdziesiąt wzmacniaczy, około tysiąca paczek, a ja dokupiłem jeszcze dodatkowe. Dużo czasu zajęło mi znalezienie kombinacji, która mi pasuje. Chcieliśmy też nieco odejść od brzmienia, które mieliśmy wcześniej, nowe zbudować nie na bazie tego, które już mieliśmy, ale zupełnie na świeżo. Najpierw poszukiwałem więc wzmacniacza, który będzie mi pasował. Ostatecznie padło na Mesę, która najdynamiczniej działała z moim stylem gry. Potem przyszło przeszukiwanie paczek. Dokręcanie brzmienia zostało zatwierdzone w studiu. Musiało być wyprodukowane w taki sposób, żeby przebijało się przez bas i bębny. To ważne, bo można ukręcić fajne brzmienie, ale ono będzie super, kiedy będzie się grało samemu. Pojawią się bębny i gitara zniknie. Brzmienie musiało być mocne i fajne, ale też przebija się przez cały zespół. Z Arkiem poszło nieco szybciej – miałem już doświadczenie z własnych poszukiwań, więc jego ustawienia znaleźliśmy w ciągu kilku dni.
Dlaczego zdecydowaliście się na gitary ESP i LTD? To oni znaleźli was, czy to wy znaleźliście ich?
Kazon: Zaczęło się od zupełnie innej rzeczy. Kilka miesięcy temu zacząłem szukać mostka Evertune – chciałem zobaczyć, jak to działa, ile to kosztuje, co można z tym zrobić. Trafiłem na gitarę LTD EC 1000 z Evertune’em zainstalowanym fabrycznie. Stwierdziłem, że jest to les paul, który mi odpowiada, z elektroniką Seymour Duncan, wszystko mi pasowało. Zamówiłem, pograłem, uznałem, że jest to jedna z lepszych gitar, na jakich grałem, a być może najlepsza. Arek przy okazji zobaczył, jak działa Evertune, i nie trzeba go było długo do tego przekonywać. Stwierdziliśmy, że odezwiemy się do ESP, może będą chcieli nawiązać z nami jakąś współpracę. Zgodzili się. W tej chwili mamy już prawie kilkanaście gitar. Zrobiło się ich dużo. Kupiłem na przykład ESP Horizon z mostkiem Floyd Rose, który mnie totalnie zaskoczył. Miałem gitarę z takim mostkiem innej, teoretycznie dobrej firmy, i nie stroiła tak fajnie jak ESP.
Arek: Ja stawiam na les paule, bo się w nich zakochałem. A kiedy się stałem przypadkowym posiadaczem takiej gitary, to już w ogóle przepadłem. Podobnie z samym ESP – jak tylko się pojawiło to zdecydowałem się na model Eclipse, bo to klasyczny les paul. Polecam!